Zauroczona sąsiadem: Mój syn odwraca się ode mnie

1 tydzień temu

Drogi Dzienniku,

Co ty robisz, tato? ryczał mój syn, a policzki miał czerwone niczym buraki. Ty z sąsiadką? Z tą starą ekscentryczką zza płotu?

Stałem w kuchni, trzymając jeszcze ściereczkę w dłoni. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Odpowiedziałem, iż spotykam się z panią Staszką, iż od kilku miesięcy rozmawiamy, iż dobrze nam ze sobą, iż chyba się w niej zakochałem.

Tata nie był choćby trzy lata w grobie! wykrzyknął mój syn. Jak możesz?!

Zrobiło mi się niedobrze. Chciałem usiąść, ale on już zmierzał w stronę drzwi.

Nie dzwoń do mnie. Nie chcę cię znać rzucił, potrząsając drzwiami tak, iż okna podskoczyły.

Potem zapadła cisza.

Zostałem sam. Nie była to zwykła, znana cisza, do której przyzwyczaiłem się latami. To była pustka po człowieku, którego urodziłem, wychowałem i kochałem ponad życie.

Przecież nie zrobiłem nic złego prawda? Nie szukałem miłości. Przyszła sama nieśmiało, po cichu, przez płot, przy wspólnych herbatach, przy śmiechu w ogródku. A teraz mój własny syn twierdzi, iż już nie jestem jego ojcem.

Czy naprawdę nie mam prawa do szczęścia?

Nie spałem tej nocy ani chwili. Leżałem w łóżku, patrząc w sufit, a w głowie wciąż słyszałem jego głos: Nie chcę cię znać. Te słowa raniły bardziej niż cokolwiek, co mnie kiedykolwiek spotkało. choćby pogrzeb żony nie był tak rozdzierający. Tamta śmierć była tragedią, ale naturalną. A to? To było jak zerwanie więzi z własnym dzieckiem.

Staszek napisał mi rano wiadomość: Myślę o tobie. Jestem tu, gdybyś chciał pogadać. Nie odpisałem. Miałem wyrzuty sumienia nie wobec niej, ale wobec syna. Czułem się, jakbym popełnił nieodwracalny błąd.

Cały dzień krążyłem po domu jak duch. Zdjęcia rodziny na komodzie, kubek z napisem najlepszy tata, rysunki wnuków przyklejone do lodówki wszystko przypominało mi, iż kiedyś byłem częścią czegoś stabilnego. Że byłem ojcem, dziadkiem, mężem. A teraz czułem się egoistą.

Wieczorem weszła moja córka, Jadwiga, niosąc ciasto i sok malinowy, jak zawsze. Usiadła przy stole i spojrzała mi w oczy.

Słyszałam, co się stało.

Skinąłem głową, nie chcąc się rozpaść.

I co ty o tym myślisz? zapytałam ją cicho.

Wzruszyła ramionami.

Szczerze? Nie wiem. Tata był wspaniałym człowiekiem. Ciężko wyobrazić cię z kimś innym. Ale nie jesteś już młodym chłopakiem. Masz prawo do czułości, do bliskości dodała niepewnie. Tylko zrozum Kacpra. On żyje w wspomnieniach.

Ja żyję codziennością odpowiedziałem. I w niej jestem bardzo samotny.

Patrzyła na mnie długo, potem delikatnie uścisnęła moją dłoń.

Nie wiem, co powiedzieć, tato. Ale jestem z tobą.

Te słowa były jak opatrunek. Nie zagoiły rany, ale dały siłę, by wstać następnego dnia i wyjść do ogrodu, jak zawsze.

Staszek stał przy furtce, z nieporadnym uśmiechem i termosem herbaty w ręku.

Czy mogę na chwilę? zapytał.

Skinąłem głową. Usiadł obok mnie na ławce.

Przepraszam, iż wszystko tak się potoczyło powiedział cicho. Nie chciałem cię ranić.

To nie twoja wina odpowiedziałem. To ja chyba po prostu nie mam prawa do takich uczuć.

Staszek spojrzał na mnie poważnie, jak nigdy dotąd.

Nie mów tak. Masz prawo, ja też. Przez lata robiliśmy wszystko jak należy. Może teraz czas zrobić coś po swojemu?

Poczułem ciepło w gardle. Nie odpowiedziałem, ale nie odszedłem. Zostałem. Pozwoliłem sobie siedzieć w ciszy, która nie raniła, a koiła.

Minęły trzy tygodnie. Kacper nie odezwał się. Nie dzwonił, nie odpisywał. Wnuki cisza. Jakby ktoś przeciął grube nożyce całe moje dotychczasowe życie. Codziennie bolało, ale zaczynałem oddychać na nowo.

Z Staszką widywaliśmy się prawie codziennie. Nic nadzwyczajnego herbata, rozmowy na ławce, okazjonalne zakupy. Wystarczyło, by poczuć, iż żyję, iż ktoś mnie dostrzega, nie jako ojca, wdowca czy dziadka, ale jako człowieka.

Pewnego popołudnia, wracając z targu w Gdańsku, zauważyłem pod domem samochód syna. Zamarłem. Chwilę chciałem zawrócić, schować się, udawać, iż mnie nie ma. Stałem prosto i wszedłem do środka.

Kacper siedział przy stole, sam.

Przyszedłem powiedzieć, iż chyba przesadziłem powiedział, nie patrząc. Ale wciąż nie potrafię tego pogodzić.

Usiadłem naprzeciwko.

Nie oczekuję, iż zaakceptujesz. Tylko proszę, nie odrzucaj.

Milczał długo.

Wiesz, jak bardzo kochałem tatę.

Wiem. Ja też go kochałam. Ale on odszedł. A ja wciąż tu jestem. Nie chcę umrzeć w życiu.

W końcu spojrzał na mnie. W oczach miał gniew, ból i może odrobinę zrozumienia.

To będzie dla mnie trudne.

Dla mnie też odpowiedziałem. Nie przestanę kochać cię, mimo iż się ze mną nie zgadzasz.

Kacper wstał, podszedł i przytulił mnie krótko. Nic więcej nie rzekł, ale to wystarczyło na początek.

Do dziś nie wiem, czy to adekwatna decyzja. Jednak nauczyłem się, iż miłość nie przychodzi wtedy, kiedy wszystkim pasuje. Kiedy przychodzi, trzeba ją przyjąć, choćby jeżeli to oznacza, iż ktoś odwróci się plecami i boli. Tylko wtedy naprawdę można znów poczuć, iż się żyje.

Z wyciągniętym wnioskiem: nie wolno nam odmawiać sobie szczęścia z powodu lęku przed oceną najbliższych.

Koniec wpisu.

Idź do oryginalnego materiału