Zatrzymane Szczęście w Starej Daczy

polregion.pl 4 godzin temu

Stara dacza, gdzie znów ożyło szczęście

Krzysztof zaprosił przyjaciół na swoją daczę. Po ich minach od razu poznał, iż ich oczekiwania nie zostały spełnione. Niektórzy choćby krzywo się uśmiechali, patrząc na odrapane ściany i zarośnięty ogród.

— No i czego się spodziewali? — pomyślał Krzysztof, obserwując ich reakcje. — Myśleli, iż zaprosiłem ich do pałacu? To stara chata po babci, a nie luksusowy dom letniskowy…

Ale niedługo rozpalili grilla, mięso zaczęło skwierczeć, a z głośników popłynęła muzyka. Śmiech, żarty, zapach żarzącego się drewna i pieczonej kiełbasy — wieczór potoczył się znacznie weselej. Kiełbaska wyszła wyśmienicie, piwo lało się strumieniami, a cała kompania rozchmurzyła się w mig.

Miejsc do spania też nie brakowało. Niektórzy zasnęli na starym kanapie, inni na łóżkach polowych na werandzie. Rano wszyscy rozjechali się do domów — najedzeni i zadowoleni.

Krzysztof został sam. Nie miał ochoty wracać do hałaśliwej Warszawy. Siedział w ciszy, przeglądając starą porcelanę w kredensie, gdy nagle usłyszał głos z zewnątrz:

— Hej, jest tam kto?

Wyszedł na ganek i zamarł. Na ścieżce stała dziewczyna — śliczna, z lekko nieśmiałym spojrzeniem. Patrzyła na niego z rezerwą.

— Pan… pan jest właścicielem? Kiedyś mieszkali tu Zofia Stanisławowa i Jan Kazimierz. A kim pan jest?

— A kim ty jesteś? — odciął się ostro Krzysztof. — Wyglądam na oszusta?

Ale dziewczyna nagle się uśmiechnęła, ciepło, niemal życzliwie.

— Nie, po prostu… dawno tu nie byłam. Kiedyś przyjaźniłam się z wnukiem Zofii. A pan, szczerze mówiąc, w ogóle nie przypomina tamtego chłopca.

— Nie przypominam? — prychnął Krzysztof. — A to ja jestem tym wnukiem — Krzysztof. Tylko najwyraźniej pomyliłaś mnie z kimś innym.

Dziewczyna zarumieniła się mocno.

— Jestem Jadzia. Przyjaźniłeś się z moim bratem, Leszkiem. Ciągle mnie podrzucaliście na wakacje, pamiętasz? Dałeś mi kiedyś cukierka przy ognisku, gdy piekliśmy kiełbaski…

Krzysztof przyjrzał się uważniej. Rzeczywiście — coś znajomego było w jej twarzy, szczególnie w tym rozbawionym błysku oczu. Kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, biegała za nimi krok w krok, a oni z Leszkiem próbowali się przed nią ukryć.

— To ty byłaś tą małą, piegowatą smarkulą? — zdziwił się.

— No, teraz już nie jestem aż taka mała — roześmiała się Jadzia.

Weszli do domu. Krzysztof nastawił czajnik, a Jadzia wyciągnęła z kredensu stare babcine filiżanki.

— Mogę? Zawsze marzyłam, żeby napić się z nich herbaty. Są takie piękne…

Pili herbatę, zajadając się wczorajszymi piernikami. Zegar na ścianie znów zaczął tykać — Krzysztof nakładł go po raz pierwszy od lat. Jakby dom, dawno zapomniany, znów zaczął żyć.

— Szłam na grzyby, ale bałam się iść sama — przyznała Jadzia, trzymając filiżankę oburącz jak dziecko.

— Lubisz grzyby? — uśmiechnął się Krzysztof. — To w weekend możemy iść razem.

Sam był zaskoczony, jak dobrze mu się z nią rozmawia.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać. Wszystko, czego dotknęła Jadzia, jakby ożywało. Umyła okna, wypolerowała stare meble, poukładała pościel w szafie — starannie, tak jak robiła to babcia.

— Tu wszystko wygląda jak nowe — dziwiła się. — Jakby twoja babcia wiedziała, iż my tu razem zamieszkamy.

I rzeczywiście, stary dom jakby się obudził. Krzysztof naprawił ganek, pomalował okiennice. choćby stary motor dziadka odpalił za pierwszym razem. Znów zaczęło się życie.

— A ja choćby nie wiedziałem, iż można tak kochać — powiedział cicho Krzysztof, gdy siedzieli przy ognisku.

— Ja też nie wiedziałam — odparła Jadzia.

Gdy Krzysztof postanowił przejść na pracę zdalną i zamieszkać na stałe na daczy, rodzice byli w szoku.

— Oszalałeś? W tę głusAle on tylko się uśmiechnął, bo wiedział, iż tu, wśród lasów, przy boku Jadzi, znalazł coś znacznie cenniejszego niż miejski zgiełk — prawdziwy dom.

Idź do oryginalnego materiału