Już w otwierających tom wierszach – szczególnie tych o sforze Akteona – pojawia się charakterystyczna dla Parszewskiej dynamika: ruch między tym, co odwieczne i symboliczne, a tym, co bolesne i ulotne. Rzeczona sfora psów, porzucona przez swego pana, staje się opowieścią o wierności, która nie znajduje odpowiedzi. Psy tęsknią, zawodzą, a w końcu walczą o przeżycie, wciąż czekając na powrót tego, który je opuścił. Parszewska nadaje temu obrazowi niemal liturgicznego wymiaru, a jednocześnie wprowadza do niego współczesny niepokój – gdzie jest nasz pan? I kto nim jest?
Mit jako język współczesności
Móc wylizać ci ręce
Sfora Akteona wróciła do domu.
Gdzie jest nasz pan? gdzie jest nasz pan? gdzie jest nasz pan?
Czułe ręce drapiące za uszami i głaszczące grzbiety.
Głos, za którym biegłyśmy. Zamaszysty ruch dłoni.
Gdzie jest nasz pan? Puste teraz pokoje.
Węszymy na korytarzach pośród przemykających nóg sług
[i domowników,
nowych ludzi. W krzykach, szeptach.
Pana nie ma. Gdzie jest?
„Niech ktoś wreszcie uciszy te psiska!”.
Zamykają w psiarni, choć niedawno
spało się na posłaniu, dostawało najlepsze kąski.
Gdzie jest nasz pan? Niechże już nam wybaczy;
skamlemy, przynosimy podarki – niechby się choćby złościł.
Panie, o panie, czemuś nas opuścił? Czyż nie byłyśmy ci wierne?
Twojego rozkazu słuchałyśmy, i gdzie jest nasz rozkaz?
Gdzie jesteś, panie? Zagrzmij, poklep po łbie, złaj, rzuć tłuszczu,
[skop!
Gdzie jest nasz pan?
Pan poił, karmił, dawał nam rozszarpywać swoje mięso –
mięso ze swego stołu.
Otwórzcie się drzwi, lesie, ziemio, niebiosa – wróćcie nam pana.
Sprawiedliwy był bowiem i mądry, i dobry – najlepszy na ziemi.
Sfora Akteona skamlała, nie jadła –
wzrok zmętniał, sierść straciła połysk, mięśnie zanikły, zęby
się rozchwiały.
„Takie nieszczęście z ich wierności”.
„Taka część spadku przepada”.
„Kto winny, niech płaci”.
I w końcu: „Szkoda, szkoda”; szkód nie należy mnożyć.
Trzeba im było – po wywarze z maku – poderżnąć gardła.
Psy Akteona, wierne do granic samozniszczenia, zostają uśmiercone w akcie, który przypomina porządkowanie świata według pragmatycznej logiki. „Szkód nie należy mnożyć” – puentuje głos w wierszu, przypominając, iż wierności, która przestała być użyteczna, nie należy się szacunek. Parszewska z brutalną precyzją demaskuje tu paradoksy naszego myślenia o lojalności: jako wartości szlachetnej, ale i obciążającej, zbędnej, gdy przestaje przynosić korzyści.
fot. Wydawnictwo WBPiCAK
Gry z tradycją wydarzają się też w „Prompt: Wallenrod, romantyzm, modern AU” (i kolejnych tekstach osnutych wokół potyczek historycznych postaci ze współczesnością). Parszewska wyrywa postać z romantycznego kontekstu, przenosząc ją w świat pełen współczesnych napięć i tarć: zwłaszcza tych natury moralnej. Wallenrod walczy i zdradza, ale tym razem jego działania rozgrywają się w rzeczywistości, w której cnoty minionych czasów muszą mierzyć się z ironią dwudziestego pierwszego wieku.
Pijackie wieczory i Shakira emitowana w radio potęgują rozdarcie bohatera – w świecie pozbawionym wzniosłości wszystko zamienia się w gesty pozbawione celu. Cały ten zestaw symboli z jednej strony bawi, z drugiej uwiera, każąc zastanawiać się, kim byliby nasi literaccy przodkowie w czasach Instagrama i Netflixa, a nawet, co ważniejsze: co zostanie po nas.
Prompt: Wallenrod, romantyzm, modern AU
Pije. Kieliszki
migają coraz szybciej.
Krzyczy, rwie włosy,
pięściami w stół, bez rytmu.
Wie, iż kogoś zdradza, wie, iż o coś walczy,
wie, iż kocha, wie, iż już utracił.
Ona siedzi na kanapie
za murem poduszek.
Widzi bardzo jasno,
odcięta i odległa,
krystalicznie trzeźwa.
W radiu Shakira wzywa do buntu
prawdą swoich bioder.
Życie jako rozpad
W poezji Parszewskiej ciało i historia są ze sobą nierozerwalnie splecione. „Zmizerykordiuj się nade mną” to tekst, w którym spotykają się brutalność przeszłości i subtelność osobistego punktu widzenia. Bohaterka książki raz jeszcze tworzy cover, zestawuając język średniowiecznych kazań z sytuacją dotkliwą, choć prozaiczną: zawodem miłosnym i emocjonalną zdradą.
Zmizerykordiuj się nade mną
Gdybym była partyzantem albo szpiegiem,
terrorystą albo bojownikiem o wolność,
złamałbyś mnie w sekundę, myślę –
tylko ty jeden
złamałbyś mnie od razu.
I –
i tak byś mi nie uwierzył.
Sugestywne są również obrazy z wiersza „Aksolotle”. Parszewska wprowadza tu pozorny dialog prowadzony z modelem sztucznej inteligencji, który staje się punktem wyjścia do rozważań o pisaniu, seksualności i przyszłości w obliczu toczących się wojen. Wersy pękają od nawiązań do współczesnej popkultury czy filozofii, tworząc kolaż, a może celniej, fanfiction, które najlepiej oddaje chaotyczność współczesnego, pokawałkowanego doświadczenia.
Tak, te fiki muszą zostać napisane, skoro – rule 34 –
żyjemy jak dzieci w ruinach miast,
zbieramy odłamki, strzaskane reliefy, popalone stronice,
seksualność traktujemy z atencją – jak dorośli honor;
bawimy się w dorosłość,
w dom.
Wojna, która idzie, będzie na serio. Wtedy zamkniemy oczy,
[zatkamy uszy.
Dzieci, dzieci! – zawołają. – Gdzie najczęściej rodzice
bawią się z wami w chowanego?
(fragment wiersza „Aksolotle”)
Ironia i autotematyczność
Parszewska nie boi się autotematyczności i gry z formą. „Prompt: Pankracy/Poeta, modern AU, domestic fluff” obserwujemy, jak autorka przekształca literackie i religijne metafory w codzienne scenki rodzajowe – grill w ogrodzie, plastikowe sztućce, leniwe popołudnia. W tej pozornej idylli kryje się jednak ironiczny komentarz na temat kondycji współczesnej kultury. Każdy konflikt zbrojny rozgrywa się, jak podkreśla poetka, nieznośnie identycznie. Możliwe staje się skreślenie harmonogramu zapominania o ofiarach wojen, pomimo deklarowanego chrześcijańskiego etosu w tle.
Prompt: Pankracy/Poeta, modern AU, domestic fluff
Pankracy z Henrykiem piją wino
z najlepszych piwnic Okopów Świętej Trójcy.
Grill jest lawowy a na gaz,
stolik ogrodowy a okrągły,
spotkanie letnie a leniwe,
tacki papierowe, sztućce plastikowe –
znać po nich wyprzedaż w Biedronce.
Wszystko to znak nieomylny,
że Henryk załatwiał wino, a Pankracy naczynia.
Dość już tego gadania, od tego tylko nerwy i niestrawność.
A grill już leży na żołądku!
Chciałabym potańczyć.
Rozliczymy się później,
weź te pieniądze ze stołu,
to niehigieniczne.
Kiełbaski pyszne, a sałatka cud –
dasz mi przepis, kochana?
Zdrowie pana domu, wiwat gospodarze, kurdesz nad kurdeszami,
chluśniem, bo uśniem!
Czyjś feed donosi, że
ofiary ostatniej wojny zgodnie z harmonogramem
pojednały się z oprawcami,
giełda szybuje w górę,
premier ma swój comeback,
klub Galilejczyk zwyciężył.
Jest ciepło, syto, grill i pax aeterna.
Poezja jako wyzwanie
Kink-meme to tom, który wymaga od czytelnika uwagi i zaangażowania. Parszewska, choć pisze językiem dość jasnym i obrazowym, wciąga nas w gęstą sieć aluzji i znaczeń, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje.
W świecie Parszewskiej wierność jest zarazem błogosławieństwem i przekleństwem, ciało – przestrzenią walki i ocalenia, a historia – polem, na którym rosną zarówno kwiaty, jak i chwasty. Kink-meme zasysa formy, języki, postaci, które dobrze znamy i ich głosy, by dokonać subwersywnej zmiany znaczeń, wyrwać nas z lekturowego automatyzmu i zawrócić ze znanych i wybieranych z przyzwyczajenia ścieżek. Debiut poetki zachęca, by wracać do niego wielokrotnie – nie tylko po to, by odkrywać nowe znaczenia (a to zawsze w cenie), ale zwłaszcza po to, by zobaczyć w nim odbicie naszych własnych lęków, pragnień i rozterek.