Do łowiectwa wciągnął mnie ojciec. Zawsze dbał, byśmy dzień naszego patrona obchodzili dokładnie w jego święto – 3 listopada!
Czy to poniedziałek, środa, czy niedziela, bez znaczenia: „Jeśli jesteś prawdziwy myśliwym to stać Cię na to byś w ten jeden dzień wziął urlop.”- tłumaczył tato. I konsekwentnie tego pilnował.
Uczestniczyłem w tych Hubertusach, jako naganiacz, bo byłem jeszcze za młody, by chodzić ze strzelbą, ale wtedy dzieciakom pozwalano chodzić w nagankę i nic się nie stało, a i na w miarę normalnych ludzi wyrośliśmy. Zawsze od rana byliśmy w kniei i tradycyjnie kończyli ten dzień przy ognisku na Pani Dołku.
Kiedy po latach zostałem członkiem zarządu w nowopowstałej zielonogórskiej „Borówce” też wprowadziliśmy ten zwyczaj. Od bez mała 20 lat świętujemy Hubertusa 3 listopada. Czy to światek, czy piątek.
Wiele kół jednak robi swoje hubertowskie polowanie w najbliższy weekend po 3 listopada. Ok. Ale od kilku lat zaczynam obserwować, iż data przestaje mieć znaczenie…
Wybieramy jakiś weekend w listopadzie, a choćby w październiku i nazywamy to polowanie „Polowaniem Hubertowskim”. Tym sposobem tradycję uważamy za spełnioną. Zżymam się na to, ale jeszcze trawię. Jednak w tym roku dochodzi do kuriozalnej sytuacji. 3 listopada przypada w niedzielę i aż się prosi by właśnie w tym dniu zrobić Hubertusa…
A tu w ostatnim tygodniu usłyszałem o kilku kołach, które postanowiły Polowanie Hubertowskie przeprowadzić 2 listopada. I mówiąc szczerze trochę się zagotowałem, a trochę wpadłem w zdziwienie.
Jak to? 2 listopada? W Dzień Zaduszny?
Tradycja łowiecka państw kręgu św. Huberta nakazuje, by nie polować w Wigilię Bożego Narodzenia i Wielki Piątek (to pokłosie legendy o naszym patronie). Nie słyszałem też, by polowano w Wielkanoc, natomiast polowania w Święta Bożego Narodzenia dawniej odbywały się jak najbardziej, ale w Polsce było jeszcze jeden niepisany zakaz – nie polowało się w Dzień Zaduszny!
Bo dawnymi laty Dzień Zaduszny był ważniejszy niż Wszystkich Świętych. Zdaje się, iż w liturgii przez cały czas tak de facto jest. To w Zaduszki wspominaliśmy naszych kolegów polujących w Niebiańskich Dąbrowach, to w Zaduszki chodziło się na ich mogiły, to w Zaduszki zapalało się świece i kładło gałąź świerczyny.
Polowanie w ten dzień było złamaniem zasad i pewnie nikomu, by do głowy nie przyszło, by polować 2 listopada i jeszcze nazywać to Hubertusem. Tymczasem…
Jako starej daty myśliwy, mający prawo nazywać się Nemrodem tak się zastanawiam nad faktem, iż są koła, które organizują Polowanie Hubertowskie w Zaduszki. Nie znają tradycji? Odeszła w zapomnienie? Mają tradycje w „poważaniu” i liczy się tylko gonitwa za zwierzem? Czy zwyczajnie – jeszcze jeden piękny przesąd odchodzi na historii karty?
Paulo Cohelo w „Piątej Górze” napisał, iż „tradycja służy zachowaniu porządku świata. jeżeli ją złamiemy nasz świat ulegnie załamaniu”. Ale to tylko piękne słowa. Bo wiemy, iż tradycja jest w gruncie rzeczy rzeczą zmienną. Powoli, bo powoli zmienia się lub zanika. Pewnie ta, by nie organizować polowań w Dzień Zaduszny właśnie odchodzi do lamusa. A jednak żal…
Żal, iż kolejny element łowieckiej tradycji dość lekko odsyłamy do Krainy Wiecznych Łowów…