Zanurzenie w euforii na starej działce

2 dni temu

Stara chatka, gdzie znów ożyło szczęście

Krzysztof zaprosił przyjaciół do swojej chatki. Po ich minach było widać rozczarowanie. Ktoś choćby skrzywił się, oglądając odrapane ściany i zarośnięty ogródek.

— No cóż, czego się spodziewali? — pomyślał Krzysztof, obserwując ich reakcje. — Myśleli, iż przywiozłem ich do pałacu? To stara chałupa po babci, nie żaden luksusowy domek…

Wkrótce jednak rozgrzał się grill, mięso zaczęło skwierczeć, a z głośników popłynęła muzyka. Śmiech, żarty, zapach pieczonej kiełbasy i dymu — wieczór potoczył się znacznie weselej. Kiełbaski wyszły wyśmienicie, piwo lało się strumieniami, a towarzystwo rozluźniło się.

Miejsc do spania też nie zabrakło. Jedni spali na starej kanapie, inni na materacach na werandzie. Rano wszyscy rozjechali się do domów — najedzeni i zadowoleni.

Krzysztof został sam. Nie chciało mu się wracać do hałaśliwego miasta. Siedział w ciszy, przeglądając stare naczynia w kredensie, gdy nagle usłyszał głos z zewnątrz:

— Hej, jest ktoś w domu?

Wyszedł na ganek i zastygł w bezruchu. Na ścieżce stała dziewczyna — ładna, z lekko nieśmiałym spojrzeniem. Patrzyła niepewnie.

— Pan… pan jest właścicielem? Kiedyś mieszkała tu Janina Stanisławówna i Tadeusz Wojciechowicz. A pan kim jest?

— A ty kim jesteś? — odparł szorstko Krzysztof. — Wyglądam na oszusta?

Dziewczyna nagle się uśmiechnęła, ciepło, niemal przyjaźnie.

— Nie, po prostu… dawno tu nie byłam. Kiedyś przyjaźniłam się z wnukiem Janiny Stanisławówny. A pan, szczerze mówiąc, wcale nie jest do niego podobny.

— Nie podobny? — prychnął Krzysztof. — A to właśnie ja jestem tym wnukiem — Krzysztofem. Tylko najwyraźniej pomyliłaś mnie z kimś innym.

Dziewczyna mocno się zaróżowiła.

— Jestem Zosia. Byłeś przyjacielem mojego brata, Jacka. Często mnie doklejałam do was, pamiętasz? Dałeś mi kiedyś cukierka przy ognisku, gdy piekliśmy kiełbaski…

Krzysztof przyjrzał się uważniej. Rzeczywiście — coś znajomego było w jej twarzy, zwłaszcza w tym rozradowanym spojrzeniu. Kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, biegała za nimi jak mała przykładowa, a oni z Jackiem próbowali ją zgubić.

— To ty byłaś? — zdziwił się. — Ta mała dziewczynka z piegami?

— No, teraz już nie taka mała — zaśmiała się Zosia.

Weszli do domu. Krzysztof zagotował wodę, a Zosia wyjęła z kredensu stare babcine filiżanki.

— Można? Zawsze marzyłam, żeby napić się z nich herbaty. Są takie piękne…

Pili herbatę, zajadając wczorajsze pierniczki. Zegar na ścianie znów zaczął tykać — Krzysztof nakręcił go pierwszy raz od lat. Jakby ten dawno zapomniany dom powoli ożywał.

— Szłam na grzyby, ale trochę się bałam samej — przyznała się Zosia, trzymając filiżankę oburącz jak dziecko.

— Lubisz zbierać grzyby? — uśmiechnął się Krzysztof. — To w weekend pójdziemy razem?

Sam był zaskoczony, jak łatwo mu z nią rozmawiać.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać. Wszystko, czego dotknęła Zosia, jakby nabierało życia. Umyła okna, wypolerowała stare meble, poukładała pościel w szafie — porządnie, tak jak robiła to babcia.

— Tutaj wszystko wygląda jak nowe — dziwiła się. — Jakby twoja babcia wiedziała, iż tu razem zamieszkamy.

I rzeczywiście, stary dom jakby się obudził. Krzysztof naprawił ganek, pomalował okiennice. choćby stara motorowerka dziadka znów odpaliła. Życie znów nabrało kolorów.

— A ja choćby nie wiedziałem, iż można tak kochać — powiedział kiedyś cicho Krzysztof, gdy siedzieli przy ognisku.

— Ja też nie — przyznała Zosia.

Gdy Krzysztof postanowił przejść na pracę zdalną i zamieszkać na stałe w chacie, rodzice byli zaskoczeni.

— Oszalałeś? W taką głuszę? — zawołała mama.

Ale Krzysztof tylko wzruszył ramionami. Tutaj było prawdziwe życie — las, rzeka, stary dom i… Zosia.

Babcia i dziadek przyjechali ich odwiedzić — tylko na chwilę, żeby zobaczyć.

Janina Stanisławówna gładziła dłonią drewniane ściany.

— Jakby dom na nas czekał — wyszeptała.

A dziadek ożył. Wsiadł na motorower, pogwizdywał, żartował. Prosił, żeby odpalić starą kolejkę, którą Krzysztof dawno naprawił.

— Dobrze, iż nie porzuciliście tego miejsca — powiedział, patrząc na wnuka z cichą dumą. — Z babcią przeżyliśmy tu tyle szczęśliwych lat… A teraz znów będzie tu radość. Życie toczy się dalej.

— Babciu, dziadku, dziękuję wam za tę chatkę — powiedział Krzysztof na pożegnanie. — Bez niej nigdy nie poznałbym Zosi.

A Zosia, stojąc obok, dodała:

— I dziękuję za wasze ciepło. Zostało tu. W każdej desce. W każdym tyknięciu zegara na ścianie…

I dom, stary, drewniany, z dziurawym dachem, znów oddychał. Żył. A w jego wnętrzu rozbrzmiewał śmiech. Śmiało się życie.

Czasem wystarczy jeden powrót, by znaleźć to, co w życiu najważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału