ZANIM SIĘ ROZSTANIEMY

3 dni temu

Zanim się rozstali

Aleksander Nowak uwielbiał swoją żonę Jadzię. Nie mógł jej się nasycić. Mimo iż po sześciu latach małżeństwa nie mieli dzieci, Aleksander wciąż liczył, iż kiedyś przyjdą. Jadź była o siedem lat młodsza od męża po prostu dopiero skończyła osiemnaście, więc on myślał, iż przed nimi jeszcze całe życie pełne potomstwa. Całą energię wkładał w budowanie rodzinnego gniazda: najpierw remont w mieszkaniu, potem wzniesienie domku letniskowego, a w końcu własnej sauny.

Kupił mnóstwo sadzonek, egzotycznych roślin, posadził dziesięć odmian truskawek Najważniejszą wśród nich uczynił chryzantemę swego rodzaju wisienkę na torcie, bo Jadź kochała ten kwiat. Często powtarzała Aleksandrowi: jeżeli chcesz być szczęśliwy przez całe życie, uprawiaj chryzantemy tak mówi wschodnia mądrość. I Aleksander szedł za tym przysłowiem, kupując coraz to nowe odmiany. Kto by odmówił szczęścia?

W październiku chryzantemy rozkwitały w pełni. Nie bez powodu zwano je królową jesieni. Fioletowe, różowe i białe, igiełkowe kulki rozświetlały całą działkę. Sąsiadów z letniej osady doprowadzały do zawrotu głowy, kiedy przechodziły obok. Co za wspaniała para! Wszystko im rośnie, buja się i kwitnie mawiali.

Aleksander nie pozwalał sobie na odpoczynek. Pracował od świtu do zmierzchu, a Jadź chętnie mu pomagała. Nie chciał, żeby żona gdzieś pracowała może z zazdrości, może z troski, ale przynajmniej trzymał się zasady: Mąż żywiciel, żona strażniczka domowego ogniska. Na początku Jadź cieszyła się z takiego troskliwego męża. Gotowała wykwintne dania, piekła torty, konserwowała warzywa i robiła kompoty z jagód. Po kuchni wzięła się za rękodzieło: dziergała modne swetry, haftowała serwetki i malowała obrazy.

Z czasem jednak Jadź zaczęła rozważać przyszłość ich małej rodziny. Co to wszystko? “Ja nie potrzebuję wiele, wystarczy mi Aleksander” myślała, ale w sercu czuła, iż coś nie gra. Wiedziała, iż kiedyś Aleksander powie: No i proszę, żono, przygotowałem glebę do pomnożenia naszej rodziny. A ona odpowie: Przykro mi, kochanie, nie będziemy mieli potomstwa. Moja siostra też jest bezdzietna.

Miłość Aleksandra była prawdziwa, ale pusta miłość niedługo napotkała mur. Z czasem Aleksander miałby odejść i szukać płodniejszej kobiety. Jadź coraz częściej tonęła w smutnych myślach. Ich codzienne kłopoty stawały się nie do zniesienia, dusza Jadź krzyczała: Ten węzeł trzeba rozerwać, choćby boleśnie. Mamy młodość, więc trzeba działać. Nie chciała krzyczeć, ale nie mogła dłużej udawać.

Warto dodać, iż Aleksander nigdy nie skarżył się Jadzi na nic ani słowem, ani spojrzeniem. Koledzy z pracy podrzucali mu aluzje o dzieciach: Coś mi się wydaje, iż brakuje wam małego człowieka. Aleksander najpierw żartował, iż nie mają jeszcze własnego lokum, potem obiecywał dom na wsi, a na koniec stwierdził: Nam i tak w dwójkę świetnie.

W biurze była też Irena, która była otwarcie zakochana w Aleksandrze. Nie ukrywała swych uczuć, ale nie miała odwagi zburzyć jego rodziny to grzech mawiała. Zawsze uśmiechała się do niego, dotykała delikatnie ramienia przy porannym przywitaniu. Aleksander jednak nie zwracał uwagi na flirty Ireny. Jestem żonaty z ukochaną! Nie potrzebuję dodatkowych romansów, zwłaszcza w pracy. Jadź też znała Irenę (Aleksander żartobliwie o tym opowiadał) i nie uważała jej za rywalkę.

Pewnego wieczoru Aleksander wrócił do domu i nie znalazł żony. Na kuchence wciąż leżała ciepła kolacja, a na stole leżała kartka. Jadź napisała starannie: Kochany Alusiu! Przepraszam, iż nie udało nam się zbudować pełnej rodziny. Zrób sobie życie bez mnie. Na zawsze Twoja Jadź. Aleksander zamarł. Szósty rok poświęcił rodzinie, nosił Jadź na rękach i nie widział nikogo innego. Myślał, iż będzie z nią aż do ostatniego oddechu.

Co zrobić, gdy Jadź odeszła na zawsze? Nie szukaj już, bo już nie wróci pomyślał, patrząc na swój zadbany ogród i poszlifowaną willę. Ucieka żona, traci buty. Co jej brakowało? Ludzie żyją i bez dzieci, radzą sobie. Tak więc Aleksander zamknął się w sobie, stał się ponury i milczący. Nie wyobrażał sobie innej kobiety, a życie straciło kolory.

Dziesięć lat później otrzymał pilną delegację służbową. Bilety nie było, więc kupił bilet PKP Intercity. Pociąg właśnie ruszał, a on wpadł do wagonu, dysząc, otworzył swoje przedziółko.

Dobry wieczór! zwrócił się do kobiety przy oknie.

Kobieta odwróciła się.

Jadź? To ty? zapytał, praktycznie spadając na ziemię ze zdziwienia.

Alusiu? nie rozpoznała od razu Jadź, dawną żonę.

Oboje natychmiast wpadli w objęcia, jakby spotkali najbliższego krewniaka. Stały tak, milcząc, aż w końcu odzyskali mowę. Ile lat minęło, co za żart! westchnęła Jadź.

Opowiadaj, co u ciebie! Rodzina? Dzieci? wyciągnęła Jadź.

No, rodzina Siedem lat małżeństwa. Pamiętasz Irenę? To moja żona Mamy dwie córeczki nieśmiało wyznał Aleksander.

Ja też mam rodzinę. Mąż i dwóch synów. Wpadłam w to małżeństwo jak w wodę, uciekając od samej siebie. U mnie wszystko spokojne i poukładane. Mój mąż jest szefem w Warszawie, więc przeprowadziliśmy się tam. Nie żałuję. Trochę tęsknię za tobą, ale mosty już spalone. Nie da się wylewać wody z powrotem do studni, ale kocham cię wciąż, aż po omdlenia wyznała Jadź.

Ach, Jadźko! Los nas rozrzucił. Szkoda, iż tak się stało. Gdybyś zawołała, przybiegłbym, przyleciał, przyczołgał się! odpowiedział Aleksander.

Nie wołam. Nie chcę ranić męża. Jest dobry, kocha synów, a chciałby mieć córkę. Dba o mnie, chroni, nazywa mnie swoją boginią. To może być większe niż miłość Mąż i synowie to ostoję mojej duszy. Ale tę noc poświęcę sobie chcę wdychać twój oddech, umrzeć od twojego dotyku. Ta bajkowa noc wystarczy mi na całe życie szepnęła Jadź, zadowolona.

Rano pociąg zbliżał się do Warszawy. Jadź przygotowała się do wyjścia, niecierpliwie czekając na przyjazd. Aleksander, widząc jej starania, poczuł zazdrość, jakby przegapił noc pełną bezsennego pożądania.

Na dworcu Jadź pożegnała się z Aleksandrem, pocałowała go w policzek i pobiegła na peron, machając radośnie do przybyszów. Tam stał elegancki mężczyzna z dwójką chłopców, trzymając ogromny bukiet białych chryzantem. Jadź podbiegła, całując męża i synów, odwróciła się, zobaczyła Aleksandra i wyszeptała: Żegnaj, kochany!. Aleksander skinął głową, wyszedł powoli z wagonu i patrzył z lekką goryczą na odjeżdżającą rodzinę. No i koniec, mówią, iż szczęścia nie da się zapakować w worki. Czas iść dalej.

Dziewięć miesięcy później Jadź urodziła córkę. Mąż był zachwycony narodzinami małej dziewczynki.

Idź do oryginalnego materiału