Z życia wzięte. "Była swatka miała nadzieję na dalsze korzystanie z naszej ziemi": choćby po zdradzie zięcia

1 dzień temu
Zdjęcie: Swatowie, źródło: Pexels


Jest mądrą i piękną dziewczyną, ma dobrą pracę, ale długo nie mogła znaleźć męża. Pewnego dnia przyjechała do nas w odwiedziny i poznała swojego przyszłego męża na wiejskiej dyskotece. Rafał trafił do nas przez przypadek: przyjaciel zaprosił go do naszego cichego zakątka, aby się zrelaksował. Rafał mieszkał w tym samym mieście co Marysia, więc natychmiast zgodzili się tam spotkać.

Ich związek gwałtownie się rozwinął: sześć miesięcy później zaręczyli się. Potem odwiedzili nas swatowie. Bardzo spodobała im się nasza miejscowość: była piękna, czysta, cicha. Nie chcieli jej opuszczać. Kilka miesięcy później nasze dzieci wzięły ślub, a rok później urodziła się Kasia.

W tym czasie swatowie, odwiedziwszy nas jeszcze kilka razy, zdecydowali się przeprowadzić do naszej wioski. Swatka, Aniela, właśnie przeszła na emeryturę, a jej mąż, Tadeusz, już dawno wziął długi urlop. Szukali domu z dobrą działką. Sprzedali mieszkanie w mieście, aby kupić dom tutaj, jednak ceny domów i mieszkań są bardzo różne.

Mieszkaliśmy w domku we wsi, do którego przylegała działka. Ale nie korzystaliśmy z niej, bo nie byliśmy ogrodnikami. To moja swatka spędzała czas w ogrodzie od wiosny do jesieni. My mamy wystarczająco dużo zmartwień bez ogrodu. Dlatego postanowiliśmy z mężem doradzić swatkom w sprawie wyboru domu i zaoferowaliśmy im naszą działkę do użytku - niech sadzą, co chcą i dzielą się z nami zbiorami. Taka była umowa.

Taki układ trwał przez wiele lat, aż Rafał postanowił zdradzić swoją rodzinę. Pewnego wieczoru zięć ogłosił, iż chce rozwodu. Kilka miesięcy później Maja dowiedziała się od wspólnego znajomego, iż jej mąż od kilku lat jest z kobietą, którą poznał w pracy.

Córka miała bardzo trudny czas z rozwodem i podziałem majątku, do którego Rafał nie dołożył ani grosza. Mieszkanie zostało kupione za pieniądze moje i mojego męża, ale zarejestrowane na nazwisko naszej córki. Do końca chciał je dla siebie, ale nic nie mógł zrobić.

Sprawę działki także wyjaśniłam z Anielą, gdy spotkałyśmy się przypadkiem na targu. Kupowała właśnie sadzonki i gdy mnie zobaczyła, natychmiast zaczęła mi tłumaczyć, iż nie mieli z mężem nic wspólnego z decyzją ich syna, więc nie powinnam mieć do nich pretensji. Oczywiście, nie winiłam ich za to, jednak nie mogłam pozostać tak zupełnie bezstronna. Poprosiłam Anielę, aby przestali korzystać z naszej działki i jak najszybciej oddali klucze do bramki i altany. Aniela nie chciała przyjąć tego do wiadomości, nerwowo pakując do toreb sadzonki pomidorów, ogórków, dyni i fasoli.

Powtórzyłam swoją prośbę i poszłam w swoją stronę. Z czasem zapomniałam o naszej rozmowie na targu i o tym, iż Aniela wciąż przetrzymuje klucze. W połowie maja zadzwoniła do mnie sąsiadka z działki obok z informacją, iż moi byli swatowie pytali jej męża, czy nie podjąłby się wycięcia krzewów porzeczki. Była zdziwiona, bo nie słyszała niczego na ten temat bezpośrednio od nas. Gdy dotarłam z mężem na miejsce, swatowie przekopywali już pierwsze poletka pod sadzonki.

Zagroziliśmy z mężem policją, gdy odmówili opuszczenia naszej ziemi. Z trudem się ich pozbyliśmy, bo bezczelnie sądzili, iż pozwolimy im korzystać z naszej własności po tym, co zrobił ich syn...

Idź do oryginalnego materiału