Z lornetką i aparatem: Cytadela

11 miesięcy temu
Zdjęcie: fot. Dawid Tatarkiewicz


Obserwacje w terenie otwartym

Jest popołudnie, mroźny początek grudnia. Para bucha z ust z każdym wydechem, przechodzień właśnie wydmuchał nos – katarki krążą po ludziach, a ja z lornetką w dłoniach stoję w miejscu, by poczynić obserwacje na poczet nowego artykułu.

Na tle błękitnego nieba, okraszonego malowniczymi chmurami, przeleciała mewa. Za chwilę jej śladami podążyła druga. Usłyszałem nosowe głosy gila oraz – dla odmiany – szorstki głos prowadzonego po oczyszczonym ze śniegu asfalcie pojazdu: deski snowboardowej dla dzieci, które to dzieci – pewnie już chwilowo zmęczone zabawą – matka prowadziła w wózku. Trzeba było wykorzystać śnieg, nigdy przecież nie wiadomo, jak długo poleży, zwłaszcza tu, w mieście.

Dialogowały sikory i raniuszki. Stąd, ze wzgórza, dobrze widziałem, iż słońce powoli, acz systematycznie, wręcz nieubłaganie, zmierza ku zachodowi. Odezwał się kowalik. Tym razem po niebie pofatygowały się dwa gawrony, a siedząca w oddali wrona głośno zakrakała. Stadko kilkudziesięciu ptaków mniejszych od wróbli przeleciało z punktu A do punktu B dla rozprostowania skrzydeł.

Obserwacje w lesie

Ruszyłem dalej i zaledwie chwilę później, po kilku raptem krokach poczynionych w lesie, z pobliskich krzewów zaterkotał rudzik. Tak sądzę po głosie, zresztą: komu innemu by się chciało. No, może jeszcze strzyżykowi. Przystanąłem ponownie. Nade mną rozciągała się w tym miejscu korona jednego z rozłożystych, acz już ogołoconych z liści drzew. Jedynym problemem, jakiego w tym momencie doświadczyłem, była niemożność szybszego pisania na mrozie. Działo się dużo i nie sposób było nadążyć z notatkami.

Najpierw obserwowałem żerującą sikorę bogatkę i kowalika. Przypominają sobie Państwo zapewne, iż ten ostatni to taki gagatek, który potrafi żerować, chodząc po korze drzewa również z głową skierowaną w dół, ku ziemi, można powiedzieć: w pokornej pozycji. Jest to więc akrobata o silnym chwycie i bardzo różnorodnych głosach, które potrafi z siebie wydobywać. Jego charakterystyczne gwizdy słychać często wiosną. Do tego nas przyzwyczaił, choćby tu, w mieście, i oby tak pozostało.

Co do bogatki, to trzeba przyznać, iż wcale niełatwo było ją wypatrzyć. Można by to wręcz nazwać mimikrą: przygaszone nieco barwy w promieniach zachodzącego powoli słońca sprawiły, iż prawie nie wyróżniała się na tle pnia, po którym chodziła. Chwilę później przyleciał tu na kolację dzięcioł średni. Wcale go nie szukałem, sam dał się znaleźć. Punktowo występująca w jego ubarwieniu czerwień piór była wyraźnie przygaszona. kilka sobie robił z mojej obecności, wyglądało wręcz na to, iż przylatując na wspomniane drzewo, chciał pobyć z nami, wszystkimi tu obecnymi.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Do tego grona dołączył również mysikrólik, który karmił się w pobliżu. Osobnik ten żerował najpierw na roślinach przy ziemi, następnie na gałęziach wspomnianego drzewa, wynajdując jakieś smakołyki, zupełnie dla mnie i mojej lornetki niedostrzegalne. Wyprawiał przy tym niesamowite akrobacje, jakby siła grawitacji wcale na niego nie działała. Jednocześnie w każdej chwili miał oko na mnie – a ja miałem go na oku.

W pewnym momencie moją uwagę zwrócił na siebie jakiś ruchomy szarobrązowy punkcik. Niczym szara myszka sprawnie przemieszczał się najpierw po pniu, a później po gałęziach – w tej ostatniej lokalizacji widuję go zdecydowanie rzadziej. Może już ktoś z Państwa domyśla się, co to za dzielny maluch tak pełzał, będąc jednocześnie stworzeniem opierzonym i latającym? Tak, tak, był to pełzacz: nie wiem jednak czy leśny, czy ogrodowy.

Dobro ogólnodostępne

Parki miejskie to takie interesujące miejsca, w których można zupełnie za darmo obserwować zwierzęta w ich naturalnym środowisku życia. Ich zachowania nie są wcale mniej interesujące niż egzotycznych zwierząt z ogrodów zoologicznych. Wręcz przeciwnie. W tych ostatnich zresztą, akcent przesuwa się z funkcji, nazwijmy to umownie: rozrywkowej – na badawczą, nie wykluczającą jednak możliwości obserwacji zwierząt egzotycznych przez zainteresowane osoby z zewnątrz.

W parkach miejskich, zwłaszcza teraz – zimą, a więc kiedy nie ma już liści na drzewach i krzewach, obserwacje są ułatwione. Również przez fakt, iż ptaki są tu przyzwyczajone do obecności ludzi. A te, które przylatują z północy, aby tu przezimować, często mają mniejszy dystans ucieczki, a więc po prostu mniej boją się ludzi.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Proszę zauważyć: powyższe obserwacje prowadzałem w miejscach ogólnodostępnych, stojąc na głównych drogach, nie wchodząc głębiej w las. Pamiętam zachwyt jednej z koleżanek z grupy studenckiej, kiedy podczas zajęć terenowych w środku miasta pierwszy bodaj raz świadomie spojrzała na srokę. Zachwyciła się wówczas jej pięknem. I trudno się dziwić!

Tu zresztą również nie brakowało ptaków krukowatych. Obok wspomnianych srok, przy rosarium szykowały się do spoczynku gawrony i kawki. To wszystko i wiele więcej można oglądać w środku Poznania. Pamiętajmy jednak, żeby nie wchodzić, zwłaszcza samotnie, w miejsca „dzikie”, bezludne. Po pierwsze, przez szacunek dla przyrody. Po drugie, bezpieczniej jest poruszać się po miejscach uczęszczanych przez innych.

Życzę Państwu pięknych obserwacji! choćby te najzwyklejsze, najbardziej pospolite gatunki ptaków potrafią przecież dostarczyć zupełnie niezwykłych, niesamowitych wrażeń i wielu radości.

Idź do oryginalnego materiału