Z cyklu NASZE LOSY – Dziennik Leszka Dacko: Mousse au Chocolat

goniec.net 9 godzin temu

Eddie Bauer zawsze był dla nas synonimem jakości. Pani Basia właśnie wypatrzyła dla siebie wibramy „on line”. Skóra pięknie podkolorowana, w kierunku jasnych brązów i do tego dość lekkie. Przydadzą się na dłuższe spacery tu w parkach, choć cały czas siedzą mi w głowie nasze zeszłoroczne wyprawy do Wisły i łażenie po Beskidzie Śląskim. Dla mnie, z kolei, zamówiliśmy kilka tygodni temu kurtkę, ale ta okazuje się za gruba i za ciepła. Jedziemy do sklepu, aby wymienić ją na coś lżejszego.
Eddie Bauer zamyka kilka sklepów w okolicy Toronto. W wielkim domu handlowym, który odwiedzamy nie ma tłumów. Konkurencja w kategorii ubiorów sportowych jest olbrzymia. Choćby ze strony takiego potentata jak „Canada Goose”.
Kilkadziesiąt lat temu, Eddie Bauer umiał przekuć swe zamiłowanie do natury i z tym związane potrzeby, w konkretne produkty i wywarł spory wpływ na całą branżę „outdoors”.
Nie wiedziałem, iż na pikowaną kurtkę z pierza uzyskał patent, podobnie jak na lotkę to badmintona.
To w jego kurtce o nazwie „Skyliner”, himalaista Jim Whittaker wspiął się w 1963 jako pierwszy Amerykanin, na Mount Everest. Ciekawe, iż Whittaker był w tym samym czasie pracownikiem innej firmy z branży, co nie przeszkodziło mu w wystąpieniu w kurtce od konkurencji. Pomimo tego, jego firma REI, czyli Recreational Equipment, Inc. dzięki wyprawie Whittakera zwielokrotniła swe obroty.
„Parki” Eddiego i wiele innych przedmiotów produkowanych było na zamówienie armii w czasie wojny. Jako jedyny z dostawców miał prawo umieszczać swoje logo na wyrobach.
Przez szereg lat Ford Bronco i inne terenowe auta produkowane były w wersji „Eddie Bauer”.

***

Nasz dom się znowu trzęsie. Budowniczowie drogi znowu utwardzają grunt. Już wiemy, iż niewinnie wyglądający walec drogowy firmy HAMM ma wbudowany w część walcującą potężny wibrator. Oni są jakieś sto metrów od naszego domu, ale w łazience na piętrze trzęsie się szyba w szafce albo coś przesuwa się na kominku.
Wychodzę na dwór. Przed naszym domem od kilku dni parkuje jakiś Lexus. Taki nieznajomy samochód to zawsze powód do niepewności, ale ten kierowca chodzi w pomarańczowej kamizelce. Zagaduję go. Okazuje się, iż to inspektor budowlany. Odsyła mnie dalej, do kierownika budowy. Podchodzi dwóch ludzi jeden z – chyba – miernikiem gęstości gruntu, którym ustalają, jak długo jeszcze muszą tę świeżo nawiezioną ziemię ubijać. Młody człowiek jest tylko pracownikiem, ale podaje mi telefon do szefa. Komentuję, iż nazwisko włoskie:
– „Na budowie sami Włosi. A ty skąd jesteś? – dopytuje się.
Wyjaśniam, iż przyjechałem w osiemdziesiątym piątym z Polski. Młody Kanadyjczyk wydaje się być bardziej zainteresowany tym niż całą budową. Dzwonię do szefa i tłumaczę, iż trzęsą naszą chałupą. Najlepiej zadzwonić na 311. Wychodzi na to, iż inni sąsiedzi też narzekają.

***

Gazeta Wyborcza ogłosiła plebiscyt na książkę 25-lecia. Niby każdemu wolno ogłosić plebiscyt, no i Gazeta też to robi, a iż wybiera wybitne książki według swego klucza, trudno się dziwić. Czy tematy podsuwane przez Wyborczą są najważniejsze i najbardziej kulturotwórcze z polskiego punktu widzenia? Na pewno mam poważne wątpliwości, widząc na przykład nazwisko pana Grossa, czy pani Bikont, ale na tym moje strefa wpływów się kończy. Pozostaje więc inny wariant, aktualnie zainspirowany listą Wyborczej – czy zapytany o książkę wybitną miałbym jakąś pozycję na myśli? Czytelników również zachęcam do postawienia sobie takiego pytania.
Listę Wyborczej podaję za stroną „rynek-ksiazki.pl/aktualności”, usuwam szczegóły dotyczące wydawnictw i dat, ze względu na miejsce. Mam nadzieję, iż będzie mi to wybaczone i iż nie wprowadzi to jakichś nieścisłości:
Anna Bikont, „My z Jedwabnego”,
Jacek Dehnel, “Lala”,
Artur Domosławski, „Kapuściński non-fiction”,
Jacek Dukaj, „Lód”,
Jan Tomasz Gross, „Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka”,
Magdalena Grzebałkowska, „Beksińscy. Portret podwójny”,
Maria Janion, „Do Europy – tak, ale razem z naszymi umarłymi”,
Bożena Keff, „Utwór o Matce i Ojczyźnie”,
Joanna Kuciel-Frydryszak, „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”,
Andrzej Leder, „Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej”,
Adam Leszczyński, „Ludowa historia Polski,
Cezary Łazarewicz, „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka”,
Dorota Masłowska, „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”,
Aleksandra i Daniel Mizielińscy, „Mapy”,
Wiesław Myśliwski, „Traktat o łuskaniu fasoli”,
Radek Rak, „Baśń o wężowym sercu albo Wtóre słowo o Jakóbie Szeli”,
Zyta Rudzka, „Krótka wymiana ognia”,
Mariusz Szczygieł, „Gottland”,
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, „Piosenka o zależnościach i uzależnieniach”,
Olga Tokarczuk, „Bieguni”,
Olga Tokarczuk, „Księgi Jakubowe albo Wielka podróż przez siedem granic…”,
Szczepan Twardoch, „Król”,
Marcin Wicha, „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”,
Michał Witkowski, „Lubiewo”,
Jakub Żulczyk, “Ślepnąc od świateł,
A oto mój wybór. Nie ma go na powyższej liście, ale za to był drukowany w odcinkach w „Gońcu”. To „Na skraju Imperium i inne wspomnienia” Mieczysława Jałowieckiego.
Jałowiecki był przedstawicielem kre-sowego ziemiaństwa, a ściślej, jego ostatniego pokolenia. Ostatniego, bo potem były już tylko rewolucja i wojna. Wywodzącym się z ruskich kniaziów Pieriejasławskich-Jałowieckich, człowiekiem zamożnym i uprzywilejowanym, ale ten arsenał przywilejów używał dla dobra Ojczyzny. Jako pierwszy przedstawiciel rządu Rzeczypospolitej w Wolnym Mieście Gdańsku nadzorował rozładunek amerykańskiej pomocy żywnościowej dla Polski w nieprzyjaznym niemieckim otoczeniu. W 2019 zakupił dla Polski teren niewielkiego półwyspu u ujścia Martwej Wisły do morza – słynne później Westerplatte. Ostatecznie, po wojnie, osiadł w Anglii.
Okazuje się jednak, iż nie jestem osamotniony, bo inni też uznają „Pamiętniki” za wybitną pozycję czytelniczą. Właśnie natknąłem się na stronę Pisarze.pl i tam, pod tytułem „Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego” odnajduję Jałowieckiego.
Trzeba też odpowiedzieć na pytanie; Dlaczego? Ano dlatego, iż pan Jałowiecki jest dla mnie symbolem i kwintesencją polskich elit, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Patriotyzm poparty rzetelną wiedzą, etyką w działaniu i majętnością. Elit, które wywożono na Syberię, elit wymordowanych Katyniu, albo w obozach zagłady, albo zakatrupionych na miejscu, albo w końcu zmuszonych do ucieczki z powojennej Polski, bo w żaden sposób nie mogły pasować do tego co szykowano na tamten, nadchodzący czas narodowi.
Na stronie wydawnictwa Czytelnik, które wydało wspomnienia Jałowieckiego, znajduję jeszcze jedną interesującą informację; była to ostatnia książka, jaką czytał papież Jan Paweł II (a adekwatnie – słuchał, bo czytała mu ją Wanda Półtawska) w ostatnich tygodniach i dniach życia w 2005 roku. Swego rodzinnego majątku i dworu w Syłgudyszkach nie zobaczył już nigdy. Teraz, to miejsce nazywa się zespołem dworskim, a właścicielem i restauratorem jest, od 2005 roku, przedsiębiorca Arūnas Svitojus. Oryginalny dwór klasycystyczny zbudował w 1832 roku Antoni Jałowiecki, dziadek ojca Mieczysława, Bolesława Jałowieckiego.

***

Robimy ponownie uszka, ale tym razem z mięsem po-rosołowym, czyli z kurczaka z wołowiną, ale doprawione podsmażanym bekonem. W sumie bardzo udana kombinacja. Będą podane właśnie w rosołku, plus białe wino, choć szampan też byłby uszedł…
Więcej, Pani Basia postanowiła, z okazji odwiedzin obiadowych Pani Danusi, popróbować sił z musem czekoladowym. „Mousse au Chocolat” brzmi zdecydowanie lepiej, jakby francuski język stworzony został przez samego Boga dla nazewnictwa wytworności kulinarnych, no i może jeszcze kilku innych, jak na przykład baletu…
Wertuję Internet i książki kucharskie z naszych półek, w tym dwie w wydaniu Larousse. W zasadzie przebijają się dwie wersje, ta z dodatkiem bitej śmietany i ta bez.
Pani Ewa, która od szeregu lat, po przewędrowaniu z Panem Mietem przez co najmniej – pół świata, zamieszkuje w Gdańsku, podała nam kiedyś fantastyczny przepis na „biszkopt” czekoladowy, który jest w zasadzie pieczoną wersją takiego musu. Przy okazji pozwolę sobie go podać do wiadomości wiekopomnej, za zezwoleniem autorki.

A oto nasz przepis na „Mousse au Chocolat”:
1. Cztery żółtka ucieramy z 40 g cukru pudru do białości.
2. W kąpieli z gorącą wodą rozpuszczamy ok. 1 ½ pokruszonej tabliczki czekolady (150 g) z 1-ną łyżką niesolonego masła. My używamy czekolady ”Irresistible” albo „Lindt”, 75%, bo wiemy, iż nie wszystkie czekolady się dobrze rozpuszczają. Rozpuszczoną czekoladę dodajemy do utartych żółtek wolno mieszając (zwykły mikser ma za wysokie obroty).
3. W osobnym naczyniu ubijamy białka z jajek z kilkoma kroplami cytryny i z cukrem waniliowym albo cukrem pudrem, 15-30 g na sztywną pianę.
4. Następnie dodajemy stopniowo ubite białka do masy.
Rozdzielamy do 6-8 pucharków w zależności od wielkości. Odstawiamy do lodówki na 2-3 godziny.

Przed podaniem, stroimy np. bitą śmietaną z odrobiną cukru waniliowego.
W innych przepisach dodają żółtka i cukier bez ubijania do czekolady rozpuszczonej z masłem. Potem białka. Można użyć czekolady deserowej albo o większej zawartości kakao, w zależności od smaku jaki się chce uzyskać.
Nie polecamy wystawiać gotowego musu na dwór do wychłodzenia. Sprawdziliśmy! Wiewióry bardzo lubią! Przekonaliśmy się też, iż wiewióry umieją liczyć, przynajmniej do czterech. Zostawiły mus dla nas i dla gości.

***

20-go września, czyli kilka dni przed wylotem z Katowic, wysłaliśmy do siebie, czyli tu, do Toronto, paczkę. Raz, iż to trochę taniej niż dodatkowy bagaż, szczególnie gdy się leci dwoma odrębnymi liniami, dwa, iż nie trzeba tego taszczyć. Minęły cztery miesiące. Wiadomo, iż poczta strajkowała, ale my mamy w pamięci epizod włoski z 85-go roku, kiedy po strajku Włosi bez specjalnej żenady ogłosili, iż ileś tam przesyłek poszło do śmieci.

Dowód nadania gdzieś się zawieruszył. Pani Basia przeczesała cały dom i nic. Poszedłem do garażu i sprawdziłem wszystkie walizki i nic.
Idziemy na pocztę. Pani rozkłada ręce, mówi, iż paczka drogą morską może iść choćby do 6-ciu miesięcy, ale jeżeli mielibyśmy ten dowód nadania, z polskim numerem przesyłki, to czasami pomaga. Idziemy do domu, pozostał św. Antoni.
Ale nazajutrz, w piątek rano usłyszałem radosny głos Pani Basi. Jest pod drzwiami. Okazuje się, iż to nasza paczka. Mało tego, pracownik poczty przyniósł ją do domu. Coś takiego nie zdarzyło się przez ostatnie dziesięć lat. Zawsze znajdowaliśmy jedynie awizo w skrzynce.
W niedzielę przy śniadaniu, Pani Basia tylko napomknie, iż ten św. Antoni to bardzo dobrze działa!

***

Wtorek 21-szy stycznia. Siódma rano. Na dworze -14°C. Dzień po zaprzysiężeniu Trumpa na 47-go Prezydenta USA, Pan Bóg jakby potwierdza, nowy porządek i zimę jaka tu powinna być pod koniec stycznia, więc bez ocieplenia.
Uroczystość na Kapitolu, może przestrzeń zamknięta ze względów bezpieczeństwa, ale też symbolika, bo to było miejsce zasadzki na Trumpa cztery lata temu i stąd zaczął się wtedy jego odwrót.

Wszyscy żołnierze, których zwolniono ze służby, bo się nie zaszczepili, zostają zrehabilitowani, przyjęci z powrotem do pracy i otrzymają zaległe pensje. Owacje na stojąco!

Już później, sekretarz obrony USA Pete Hegseth, powita ich ponownie w swym wystąpieniu w Pensylwanii. „Ponad 8700 żołnierzy zostało poprzednio przymusowo wydalonych ze służby za nieprzyjęcie eksperymentalnego preparatu przeciwko Covidowi.
W Polsce jest podobnie, ale odwrotnie. Przebogate emerytury, które PiS odebrał ubowcom, ponoć są za Tuska zwracane, tyle, iż po cichu.

Jeszcze ciekawostka: na zakończenie ponownej inauguracji Trumpa miało miejsce błogosławieństwo wygłoszone przez Ojca Manna. To nie przypadek; jakiś czas temu, Ojciec Mann, emerytowany ksiądz z Brooklinu, zaczął opiekować się grobami rodziny Trumpa na cmentarzu w Queens bo zastał je tam trochę zaniedbane. Po uporządkowaniu działki posłał zdjęcia Donaldowi Trumpowi co dało początek znajomości. To właśnie zaowocowało zaproszeniem na wygłoszenie błogosławieństwa w czasie inauguracji.

***

Na WhatsAppie beepają wiadomości. Ojciec Brata Łukasza w szpitalu, na bloku operacyjnym. Nie wiemy co jest, ale Brat prosi o modlitwę i gwałtownie pojawiają się odpowiedzi modlących się. To przecież u Brata Łukasza i jego żony i jego rodziców spędziliśmy super wieczór w towarzystwie Brata Generała i Pani Magdy, zanim następnego dnia, odnowiliśmy 45- te ślubne przyrzeczenia w Kaplicy Matki Boskiej na Jasnej Górze w lipcu poprzedniego roku. Ach ten czas!
Przedwczoraj, po mszy wieczornej, Pani Maria chyba dała hasło, bo ruszyliśmy do Winners-ów i od dwóch dni odbywa się szczegółowa ich inwentaryzacja. Szczególną uwagę zwracamy na sweterki i szale z kaszmiru. Pod uwagę są brane też sukienki balowe, no bo przecież wybieramy się za tydzień na zabawę harcerską. Z sukienkami i sweterkami, jak na razie, jest dość krucho, bo chyba przebrane, ale szale obrodziły.

***

Wydaje się, iż Niemcy wyznaczyli Tuska na głównego „Anty -Trumpistę”, sprowadzając tym samym Polskę do roli wroga USA co jest bardzo sprytnym posunięciem:
– Robią to cudzymi rękoma
– Deprecjonują, niejako usuwają z politycznego planu Tuska; agenta jawnego trzeba się pozbyć
– Pokazują Polskę jako wroga USA
– Utrudniają Polsce prowadzenie pozytywnej polityki wobec USA
– Rozbijają albo osłabiają Międzymorze, bo Polska widziana poprzednio jako główny (choćby ze względu na wielkość terytorium i położenie) rozgrywający jest teraz podejrzana o politykę anty-amerykańską stając się niewiarygodną i jeżeli Trump będzie chciał popierać tą koncepcję, to być może nie w oparciu o Polskę.
– Na koniec, co jest dobre dla Niemców, w stosunku do Polski, jest prawie zawsze dobre dla Rosji.
Z ostatnich antyrosyjskich wypowiedzi Tuska czy Sikorskiego widać, iż polski obecny rząd wypełnia tą, czy podobną rolę z wielką gorliwością.

***

Pani Chrystia Freeland, zresztą zgodnie z przypuszczeniami, przegrupowuje się. Sądzę, iż ma takie zalecenia, bo to ona jest jednym z „nosicieli genów WEF” w Kanadzie, a nie w tej chwili spuszczany z wodą szef rządu. Od 2019 roku jest członkiem rady nadzorczej WEF. Jej demonstracyjne odejście z rządu, może być różnie odebrane, ale główny jego cel to chyba wizerunkowe oddzielenie jej od premiera. Wynika z tego, iż ma ona jeszcze ważną, albo ważne misje do wykonania. Wiele zależy od tego jaką pozycję przejmie w trakcie wewnętrznych przetasowań partyjnych i potem w czasie potencjalnej re-elekcji premiera. Problem, iż nie wiem, które z jej ruchów idą według planu, a które są przypadkowe.
Podstawowe, moim zdaniem, pytanie strategiczne lewicy to, czy cztery lata Trumpa należy przeczekać, czy należy walczyć, aby zminimalizować ewentualne straty? A może da się współpracować?
Teraz wiemy już, iż Trump pozytywnie wyraził się o możliwościach współpracy z Carney’em który zastąpił Trudeau jako premiera. Carney również, podobnie jak Chrystia, pełnił istotną rolę w WEF, tyle iż w zakresie doradztwa w zakresie tzw. „green financing”.

***

Tymczasem, wiemy już kto będzie nowym ambasadorem w USA Polsce; mianowicie Thomas Rose – biznesmen, prawicowy komentator i były wydawca dziennika “The Jerusalem Post”. Wychodzi na to, iż możemy odczuć jakbyśmy mieli więcej niż jednego ambasadora Izraela w Polsce. Na tych szczeblach władzy nie ma mowy o jakichś przeoczeniach. Odznacza to dwie rzeczy: Dla Izraela wgląd w sprawy polskie ma duże, żeby nie powiedzieć wyjątkowe znaczenie. Równocześnie Stany podkreślają w stosunku do nas fakt, iż Izrael jest ich bardzo ważnym sojusznikiem i iż Polska powinna o tym pamiętać.
Równocześnie dowiedzieliśmy się, iż w trybie nagłym odwołano dotychczasowego ambasadora Izraela Jakowa Liwne. Stał się on głośny w związku z rozmową z „Kanałem Zero”, po ataku izraelskim na konwój humanitarny, w którym zginął polski wolontariusz. Stwierdził wówczas, iż “to była pomyłka, takie rzeczy zdarzają się na wojnie”.
Wydaje się jednak, iż Polska do tej chwili nie ma ambasadora w Izraelu. Stan ten trwa już od 2021.
Pan Sikorski, po objęciu urzędu odwołał ponad 50-ciu ambasadorów i zablokował kilkanaście innych kandydatur. Sęk w tym, iż takie rzeczy, na mocy konstytucji są w gestii Prezydenta. Pan Magierowski dopiero niedawno, zastąpiony został przez pana Macieja Hunię, ale w randze charge d’affaires, bo ten nie uzyskał prezydenckiej nominacji. Przepychanka trwa.

Leszek Dacko

Idź do oryginalnego materiału