Dzisiaj znów zderzyłam się z tą samą ścianą. Każda rodzina ma swoje problemy – jedni kłócą się o spadek, inni walczą z nałogami albo zaufaniem. My z mężem moglibyśmy być szczęśliwi, gdyby nie jedno “ale” – teściowa. Wanda Janicka. To ona, dzień po dzień, zamienia nasze życie w pole bitwy.
Próbowałam się dostosować, ugryźć w język, znosić jej kaprysy. Ale im bardziej się starałam, tym grubsza stawała się ta niewidzialna bariera między nami. Rozumiem, iż więź między matką a synem jest silna. Ale gdy czterdziestoletni mężczyzna wciąż jest maminsynkiem, to już nie wzruszające – to przykre. Mój mąż i jego matka żyli w swoim świecie: szepty za moimi plecami, tajne narady, a ja dowiadywałam się o wszystkim na ostatnią chwilę.
Aż w końcu stało się coś, co przepełniło czarę goryczy.
Nasz synek, Kacper, zawsze spędzał wakacje u moich rodziców. Mama, lekarz, rzadko mogła wziąć urlop – choćby podczas pandemii nie przestawała pracować. Tata, niestety, ze względu na zdrowie nie dawałby rady zająć się wnukiem sam. Ja pracuję w korporacji i marzyłam choć o tygodniu wolnego. Dlatego uzgodniliśmy z mężem: w tym roku zwrócimy się o pomoc do jego matki. Miesiąc wcześniej dogadałam wszystko z Wandą Janicką. Zgodziła się bez problemu. Uwierzyłam, iż mogę na nią liczyć.
Ale tydzień przed naszym wyjazdem zadzwoniła:
„Kingi, mam niespodziankę! Wygrałam wyjazd do sanatorium! Więc z Kacprem musicie sobie poradzić sami.”
Byłam tak zaskoczona, iż przez chwilę nie zrozumiałam, co mówi. Wyprowadziła nas w pole. Zwyczajnie nas zdradziła.
Później okazało się, iż żadnej wygranej nie było. Wszystko zaplanowała sama: wybrała kurort, kupiła bilety, zarezerwowała pokój. Świadomie, wiedząc, iż miała pomóc z wnukiem!
Co więcej, tuż przed wyjazdem przybiegła do męża z “malutką prośbą”: żeby podlewać jej szklarnię i pilnować warzywnika.
Mąż, oczywiście, zapracowany od rana do nocy, zrzucił to na mnie. Ale ja się postawiłam:
„Ani palcem nie ruszę. Twoja matka zostawiła nas w potrzebie. Skoro jej wakacje są ważniejsze – niech jej pomidory uschną razem z jej egoizmem. To jej problem, nie mój.”
Oczywiście, gdy teściowa się dowiedziała, wybuchła awantura. Oskarżenia, pretensje, skargi – wszystko spadło na mnie. Ale pociąg już odjechał. I tak poleciała na swoje wczasy, zostawiając nas z dzieckiem i jej ogródkiem.
Teraz biegam po Warszawie, szukając dla Kacpra jakiegoś półkolonii czy klubu. Przecież on też zasługuje na dobre wakacje, a nie na zamknięcie w czterech ścianach.
Zrozumiałam to na nowo: w trudnych chwilach liczyć można tylko na siebie. I na własne sumienie. Teściowa wybrała odpoczynek. Ja wybrałam syna.
I wiesz co? Ani przez sekundę tego nie żałuję.