Wyjeżdżam na wakacje, nie zamierzam się nikim opiekować!: Teściowa nas zawiodła

polregion.pl 1 dzień temu

Każda rodzina ma swoje problemy. Jedni biją się o spadek jak lwy, inni zmagają się z nałogami lub zdradami, a jeszcze inni po prostu poddają się z bezsilności. My z mężem, na pozór, nie mieliśmy większych zmartwień. Gdyby nie jedno ogromne „ale” – teściowa. To właśnie ona, Halina Stanisławówna, zatruwała naszą codzienność.

Długo próbowałam znaleźć z nią wspólny język, przymykać oko na jej wybryki. Ale im dalej w las, tym więcej drzew. Jakaś niewidzialna ściana rosła między nami, a moje starania tylko ją umacniały.

Rozumiem, jak silna bywa więź między matką a synem. Ale gdy trzydziestosiedmioletni mężczyzna wciąż jest maminsynkiem, to już nie żarty. Mój mąż i jego mama żyli jakby w swoim własnym świecie: szeptali za moimi plecami, knuli coś po kątach, a o swoich sekretach informowali mnie tylko wtedy, gdy już nie dało się ich ukryć.

Aż w końcu zdarzyła się sytuacja, która przelała czarę goryczy.

Nasz syn, Kacper, spędzał każde lato u moich rodziców na działce. Moja mama, lekarz, rzadko mogła wziąć urlop – choćby w czasie najgorszej pandemii pracowała non-stop. Tata zaś, niestety, z powodu zdrowia nie radziłby sobie sam z wnukiem.

Ja pracuję w dużej firmie i o długim urlopie mogłam tylko pomarzyć. Dlatego uznaliśmy z mężem: w tym roku poprosimy o pomoc teściową. Przez miesiąc omawiałam z Haliną Stanisławówną każdy szczegół. Zgodziła się ochoczo zaopiekować Kacprem. Uwierzyłam, iż mogę na nią liczyć.

Ale tydzień przed wakacjami zadzwoniła:

— Kinga! — oznajmiła radośnie. — Dostałam voucher! Jadę na wczasy! Więc z wnukiem jakoś sobie poradzisz, prawda?

Byłam tak zaskoczona, iż przez chwilę nie mogłam pojąć, co właśnie usłyszałam. Wystawiła nas. Po prostu.

Jak się okazało, żadnego vouchera nie „dostała”. Wszystko zorganizowała sama: wybrała kurort, kupiła bilety, zarezerwowała pokój. I to świadomie, wiedząc, iż miała pomóc z Kacprem!

Co więcej, tuż przed wyjazdem Halina Stanisławówna przyszła do męża z kolejną prośbą: żeby podlewał jej szklarnię i doglądał ogródka podczas jej nieobecności.

Oczywiście, mąż harował od rana do nocy, więc zadanie zrzucił na mnie. Ale wtedy postanowiłam: dość. I powiedziałam wprost:

— Ani palcem nie kiwnę. Twoja matka wystawiła nas w najgorszym momencie. Skoro jej wakacje są ważniejsze – niech jej pomidory schną razem z jej egoizmem. To jej problem, nie mój.

Naturalnie, gdy teściowa się dowiedziała, rozpętała się awantura. Oskarżenia, pretensje, lamenty – wszystko spadło na mnie. Ale pociąg już odjechał. I tak wyjechała na wczasy, zostawiając nas z dzieckiem i jej ogródkiem.

Teraz biegam po mieście, szukając dla Kacpra jakiegoś obozu czy świetlicy. W końcu on też zasługuje na prawdziwe wakacje, a nie na wieczne siedzenie w domu.

Po raz kolejny przekonałam się: w trudnej chwili można liczyć tylko na siebie. I na własne sumienie. Teściowa wybrała wczasy. A ja wybrałam syna.

I wiesz co? Ani przez chwilę tego nie żałuję.

Idź do oryginalnego materiału