Wróciwszy na swoją działkę, zobaczyłam, jak teściowa z mężem pokazują ją kupcowi, pewni, iż się nie zorientuję

15 godzin temu

Pozwólcie, iż opowiem wam pewną historię. Zdarzyło się to jesienią, w słoneczną październikową sobotę, kiedy postanowiłem odwiedzić swoją działkę pod Warszawą. Był wczesny ranek, wypiłem kawę, spakowałem narzędzia i termos z herbatą. Mój kawałek ziemi znajdował się w małej wiosce pod Piasek, jakieś czterdzieści kilometrów od stolicy. Kupiłem ją pięć lat temu, jeszcze przed ślubem, za pieniądze zarobione jako programista. Wtedy ceny były jeszcze przystępne dwanaście arów z małym domkiem letniskim, wszystko na moje nazwisko.

Przez te lata wiele w to miejsce włożyłem. Posadziłem jabłonie i wiśnie, założyłem warzywnik, naprawiłem płot, odmalowałem domek. Latem przyjeżdżałem tu co weekend, odpoczywając od miejskiego zgiełku. Moja żona, Weronika, rzadko tu przyjeżdżała. Mówiła, iż nie lubi pracy w ogrodzie, iż gryzą ją komary, iż to nudne. Wolała w weekendy spotykać się z przyjaciółmi w mieście albo oglądając mecz w telewizji. Nie nalągałem ta działka była moją prywatną przestrzenią, miejscem, gdzie mogłem pobyć sam ze sobą.

Od ostatniej wizyty w sierpniu minęły już dwa miesiące. Praca, projekty, termin za terminem czasu zawsze brakowało. Aż wreszcie nadszedł ten wolny dzień. Postanowiłem sprawdzić, czy wszystko w porządku czy okna są zamknięte, czy dach nie przecieka, czy nie zadomowiły się jakieś bezpańskie zwierzęta. Trzeba było też zgrabić liście i przygotować działkę na zimę.

Gdy podjeżdżałem do furtki, zobaczyłem obcy samochód szarego, drogiego SUV-a zaparkowanego przed wejściem. Zmarszczyłem brwi. Kogoś tu przywiało? Sąsiedzi jeżdżą starymi Maluchami, a taki wóz wyglądał tu jak kwiatek wśród chwastów. Wysiadłem, podszedłem bliżej.

Przez sztachety zobczyłem, jak mój teść, Waldemar, i jego matka, Barbara, oprowadzają po działce jakiegoś obcego mężczyznę w garniturze. Zamarłem. Co oni tu robią? Rano Waldemar mówił, iż jedzie pomóc koledemu w remoncie, a Barbara zawsze narzekała na bóle stawów i wysokie ciśnienie. A teraz oboje spacerowali po mojej ziemi, pokazując ją obcemu.

Przysłuchiwałem się. “Tu można postawić dom” mówiła Barbara, wymachując rękami. “Miejsce przestronne, sąsiedzi spokojni, las tuż obok. Prąd już jest podłączony, woda ze studni czysta jak łza”. Słuchałem i nie wierzyłem własnym uszom. Teściowa reklamowała moją ziemię jak zawodnik agent nieruchomości!

“Tak, dokumenty załatwimy szybko” doradzał Waldemar. “Możemy negocjować cenę, ale jest atrakcyjna”.

Zacisnąłem pięści. Krew udarła mi do głowy. Próbowali sprzedać moją działkę za moimi plecami! Jakby była ich własnością!

Przypomniało mi się, jak pół roku temu Waldemar pytał, czy nie chciałbym sprzedać działki. Mówił, iż możemy kupić większe mieszkanie. Wtedy odmówiłem to miejsce było dla mnie ważne. Myślałem, iż temat zamknięty. Jak się myliłem.

Głośno otworzyłem furtkę. Metalowy skrzyp rozległ się jak w horrorze. Wszyscy trzej odwrócili się gwałtownie. Waldemar pobladł jak ściana, Barbara otworzyła usta, a obcy mężczyzna uniós ramiona.

“Dokumenty są tylko na moje nazwisko” powiedziałem twardo. “Żadnej transakcji nie będzie”.

Nieznajomy wycofał się szybko, mrucząc coś pod nosem. Po chwili SUV zniknął w chmurze kurzu.

Zwróciłem się do Waldemara i Barbary: “Co to ma znaczyć?”

“Wojtku, to nie tak, jak myślisz” zaczął Waldemar. “Po prostu pokazywaliśmy znajomego… on szukał działki…”

“Pokazywaliście moją ziemię potencjalnemu kupcu bez mojej wiedzy?”

“Przecież jesteśmy rodziną!” wtrąciła się Barbara. “Działka stoi w większości pusta, marnujesz pieniądze na wynajem!”

“To moja decyzja” odparłem. “Kupiona przed ślubem, na moje nazwisko”.

Barbara zaczerwieniła się: “Egoista! Myślisz tylko o sobie! A co z przyszłością? Z dziećmi?”

“Przyszłość nie buduje się na oszustwie” odpowiedziałem spokojnie, chociaż w środku gotowałem się ze złości.

Po godzinnej kłótni kazałem im wyjść. Barbara wrzeszczała, iż to skandal, iż jej syn zasługuje na lepsze życie. Waldemar próbował łagodzić sytuację, ale było już za późno. Zaufanie zostało złamane.

Tego wieczoru w mieszkaniu w Warszawie doszło do kolejnej awantury. Barbara pojawiła się niespodziewanie, krzycząc, iż niszczę rodzinę. W końcu wyprowadziłem ich oboje za drzwi. Trzy miesiące później podałem na rozwód.

Minęła wiosna. Teraz siedzę na ganku swojego domku, pijąc herbatę i patrząc na świeżo założone grządki. Sąsiadka, pani Zofia, przyniosła mi sadzonki pomidorów i domowe pierogi.

“Sam teraz?” zapytała.

“Sam” przytaknąłem.

“Żona?”

“Rozwiedliśmy się”.

Pokręciła głową: “Młodzi zawsze się spieszą. Ziemia to skarb, Wojtku. Kto ją ma, ten zawsze ma gdzie wrócić”.

“Nie zamierzam sprzedawać” uśmiechnąłem się.

Kiedy wieczorem zamykałem furtkę, wiedziałem jedno ta ziemia jest moja. Kupiona uczciwie, utrzymana własnymi rękami, obroniona przed zakusami innych. To moja twierdza i moja wolność. I nikt już nie spróbuje nią rozporządzać za moimi plecami.

Idź do oryginalnego materiału