Wielka przygoda w życiu polskiej sprzątaczki

19 godzin temu

Dwórniczka

Oстаннiеgo miesiąca w naszym bloku przy ul. Marszałkowskiej zmieniła się osoba odpowiedzialna za porządek na korytarzu. Nowa, **Zofia Kowalska**, od samego rana zamiata, myje schody, sprząta klatkę wszystko według ustalonego harmonogramu. Nie mam do niej żadnych zastrzeżeń, a jednak…

Jeszcze przed nią pracowała **Nadzieja Iwanowa**, kobieta, która zamieniła nasz podwórkowy korytarz w coś na wzór dziewięciopiętrowego przedsionka wielkiego kamienicy. Przy wejściu, w przytłoczonym przez czas i kurz hallu, zawsze rozkładała dywanik, który wyglądał śmiesznie i kompletnie nie na miejscu. Dywanik ciągle był wyrany, a ona znajdowała kolejny, starannie przykrywając wybrukowany beton i wystające pręty, ratując w ten sposób mieszkańców przed skaleczeniami i połamanymi butami.

Na wszystkich dziewięciu szerokich przejściach wisiały doniczki z ceramicznymi figurkami i niezwykłymi żółwiami. Na parapetach nie znajdowało się ani gramu kurzu.

Pewnego wieczoru do mieszkania na szóstej kondygnacji wjechali młodzi chłopcy, którzy cieszyli się życiem przy papierosach, wódkach i prawdopodobnie czymś mocniejszym. Doniczki zamieniły się w popielniczki, stos butelek zdumiewał tanim, różnorodnym asortymentem, a figurki z muszlami rozpadły się pod ich butami na drobny pył. Mieszkańcy omijali hałaśliwą paczkę bokiem, obawiając się nieprzewidywalnej reakcji młodzieży.

Jednak **Nadzieja Iwanowa** udało się zaprzyjaźnić z tymi chłopakami, nie tylko chroniąc swoje doniczki jakimś cudem nakłoniła ich do przeniesienia imprezowego zgiełku w nieznane miejsce. Głośne zgromadzenia w korytarzu ucichły, a wśród doniczek stanęła urocza popielniczka, którą **Nadzieja** codziennie czyściła i myła.

Najbardziej zadziwiająca była nie jej rzadko spotykana pracowitość, ale fakt, iż zaczynała zmianę o świcie, sprzątała klatkę, nucąc cichą melodię pod nosem, i dokładnie myła windę oraz poręcze spirytusowym roztworem i to jeszcze przed tym, jak dezynfekcja stała się obowiązkowym elementem walki z wirusem.

Nawet jej życzliwość wobec mieszkańców, których nieprzemyślane zachowanie zwiększało codzienne obowiązki, budziła podziw. Gdy codziennie odkurzała trawę i krzewy od nieskończonej liczby niedopałków za budynkiem (nie wiem, czy to wchodzi w zakres obowiązków dwórnika), **Nadzieja** rozmawiała łagodnie z palaczami na balkonach, nie potępiając ich niecywilizowanej zwyczaju. Po prostu gadała o codziennej gonitwie i spokojnie wycierała ślady ich niedbalstwa. Po pewnym czasie, jakimś cudem, niedopałki przestały pokrywać tylny ogród dywanem. Wtedy nasza dwórniczka, czy raczej dwórniczka, rozstawiła kwiaty pod oknami zakwitły tulipany, czarne dziurawce i bujne chryzantemy.

Co najbardziej uderzało, to wizerunek **Nadziei Iwanowej**, gdy nie nosiła pomarańczowej uniformy. Idealny makijaż, fryzura, szpilki na każdą pogodę i stylowe ubrania w pastelowych odcieniach. Miał wrażenie, iż po uprzątnięciu i odnowieniu naszej klatki zmierza prosto na dwór angielskiej królowej jedynie kapelusz jej brakował.

Zawsze po pracy odbierał ją mąż. Wychodził z samochodu, podawał żonie mały bukiecik i delikatnie całował w czoło. Zawsze!

Pod koniec sierpnia usłyszałam od babć siedzących na ławce, iż nasza Nadzieja jutro kończy pracę, a potem wszystko idzie na emeryturę! Co teraz z naszą klatką będzie?.

Następnego dnia kupiłam bukiet kwiatów dla **Nadziei Iwanowej**. Chciałam jej zrobić przyjemność, choćby w małej skali. Ku mojemu zdumieniu przed jej schowkiem na miotły, wieszaki i mopy stanęli mieszkańcy naszego bloku. Ktoś przyniósł kwiaty, inny szampana i koniaka, babcie krzyczały i wręczały zdezorientowanej **Nadziei** ciasta i słoiki z marynatą. Potem nowo upieczoną emerytkę przejęli chłopcy z szóstej kondygnacji ci, co kiedyś rozpalały jej doniczki i straszyły całą klatkę. Uczyli 65letnią **Nadię** robić stylowe selfie i pokazywali coś na telefonie. Prawdopodobnie zarejestrowali ją na Instagramie i TikToku.

Mąż, organizator tej spontanicznej imprezy, nieco się zagubił, pakując do bagażnika kwiaty, koniak i domowe zapasy babć.

Jednak najbardziej zagubiona była **Nadzieja Iwanowa**. W klasycznej sukni w kolorze migdałowym, z perłową nićą i trochę wyrazowniejszym makijażem niż zwykle, nieświadomie słuchała mieszkańców i walczyła, by nie pękać pod łzami.

Może zdawała sobie sprawę, iż nikt z jej kolegów nie odprowadził tak jak ona do emerytury. Nigdzie, nigdy.

A może intuicyjnie rozumiała, iż swoją skromną, niepozorną pracą uczyniła nas, zwykłych mieszkańców zwykłej dziewięciopiętrowej kamienicy, odrobinę lepszymi i życzliwszymi.

Idź do oryginalnego materiału