Weźcie go gdzie chcecie, róbcie z nim, co chcecie, ja już nie mogę!

6 godzin temu

Jednego dnia, będąc na nocnej zmianie w szpitalu w Warszawie, przypadkowo słyszę rozmowę telefoniczną kolegi. Mówi podniesionym tonem:
No weźcie go gdzie chcecie, róbcie z nim, co wam się podoba, już nie dam rady!

Zastaję się, co takiego się stało. Gdy pytam, kolega mówi, iż oddaje psa owczarka niemieckiego.
Dlaczego? dopytuję.
Bo to już bez sensu odrzuca. Nocą wyje, z łańcucha się wyrywa, sierść ma jak kłoda, w podwórzu brud, a nie strzeże domu.

Czuję współczucie dla zwierzęcia. Dzwonię do ojca, Stanisława, i pytam, czy nie potrzebuje psa do ochrony posesji. Po kilku minutach oddzwaniania ojciec odzywa się, iż możemy go zabrać.

Dzień X nadchodzi. Wsiadamy do samochodu, pakujemy opatrunek na wszelki wypadek, żeby móc zamknąć mu pysk, bo jedziemy po dziką bestię. Gdy docieramy na osiedle przy ulicy Marszałkowskiej, wita nas kolega i pies zniszczony, wychudzony, sierść rozpruwająca się, krwawe rany na głowie i podarty paluszek. Oczy ma takie smutne, jakby miał zaraz zapłakać.

Pies wskakuje do samochodu sam, spokojnie, bez żadnej agresji. Za nim siada mąż mojej siostry, Jana, i całą drogę leży cicho.

W domu najpierw kupujemy mu obrożę i smycz, kąpiemy go. Mama, Anna, i siostra Jadwiga, wyłaniają się niepewnie zza rogu, myśląc, iż przynieśliśmy groźnego drapieżnika.

Podczas jazdy mama przygotowuje kaszę z mięsem. Gdy jedzenie jeszcze ciepłe, podajemy psu kawałek chleba. Najtrudniejsze jest nie patrzeć na jego rany, ale obserwować, jak z pożądaniem rzuca się na ten prosty kawałek.

Normalna waga owczarka niemieckiego wynosi około 35kg, a on waży nieco ponad 20kg. Gdy stawiamy mu miskę z jedzeniem, pożera ją w okamgnieniu i kładzie się na wyznaczonym miejscu.

Po chwili mama podnosi miskę, by ją umyć, trzymając ją za plecami. Nagle czuje, iż ktoś delikatnie wyciąga ją z rąk. To Burek tak go nazwaliśmy. Chwyta miskę zębami, odkłada ją na swoje miejsce i leży obok, jakby mówił: To moje, sam się o to zadbam.

Nie planowaliśmy zostawiać dorosłego, pięcioletniego koca w mieszkaniu obawialiśmy się, iż mama będzie przeciwna. Jednak serce jej zmiękło i nikt nie mógł już odmówić tak oddanemu psu.

Po kąpieli i szczotkowaniu Burek wygląda jak nowy. Następnego dnia zabieram go do weterynarza. Tam tłumaczą, jak leczyć rany, kupuję leki i w ciągu kilku tygodni wykonuję wszystkie szczepienia. Nie osądzam poprzednich właścicieli może naprawdę uciekli i właśnie tak go spotkało na ulicy.

Kiedy pies całkowicie wyzdrowieje, przechodzimy kurs tresury. Lato spędzamy na wsi u rodziców, gdzie Burek pełni rolę prawdziwego stróża: przy ogrodzeniu nie odważy się zbliżyć żaden nieznajomy. Czterdzieści kilogramów żywej siły budzi respekt.

Minęło już osiem lat. Burek przeszedł dwie operacje najpierw przepuklę pachową, potem komplikacje po niej. Bolą go stawy, rozwinął się artroza, ale leczy go się, wspiera i otacza troską. Teraz jest już staruszkiem. Ojciec woła go czułym synku, a mama rozpieszcza jak dziecko.

Nie rozumiem, jak można było nie kochać takiego psa i go oddać. W jego sercu kryje się nieograniczona lojalność i czułość. Tak, opieka nad zwierzęciem wymaga wysiłku, ale teraz nikt z nas nie wyobraża sobie domu bez niego. Gdy ojca nie ma, albo któryś z nas wyjeżdża, Burek smutni się, nie je, czeka.

Dwa lata po przyjęciu Burka umiera nasza kotka, która była z nami przez ponad osiemnaście lat. Los przyniósł nam nową pupilkę w klatce pod blokiem w Krakowie ktoś zostawił kociaka. Sąsiedzi go dokarmiali, dopóki nie zrozumiałem, iż nie zostawię go na listopadowy mróz. Teraz sprytną i zarozumiałą kotkę o imieniu Ewa mamy w domu.

Ludzie, bądźcie życzliwsi wobec zwierząt. Czują wszystkie emocje ból i miłość. Po prostu wybierzcie miłość.

Idź do oryginalnego materiału