Weterynarze nie wytrzymali po tych słowach Richardson. "Wystąpiliśmy na drogę sądową"

19 godzin temu
Posty Moniki Richardson o weterynarzach wywołały falę oburzenia. Lekarze stwierdzili, iż zostali pomówieni. Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna podjęła w tej sprawie stanowczą decyzję.


Przedstawiciele środowiska lekarsko-weterynaryjnego podkreślili, iż nie doczekali się przeprosin od dziennikarki i poszli z tą sprawą do sądu.

"W związku z niedawnym publicznym pomówieniem środowiska lekarzy weterynarii przez panią Monikę Richardson, która porównała wszystkich lekarzy weterynarii do 'zorganizowanej szajki, która nie cofnie się przed niczym' [...], a także nieopublikowaniem przez nią przeprosin dla całego naszego środowiska za te słowa, informujemy, iż Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna wystąpiła na drogę sądową przeciwko pani Monice Richardson" – podano.

Weterynarze kontra Monika Richardson


"Ponownie podkreślamy, iż Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna zawsze opowiada się za otwartym i konstruktywnym dialogiem, ale nie może pozostać obojętna – wobec niesprawiedliwego szkalowania środowiska, które każdego dnia służy ludziom i zwierzętom z pełnym zaangażowaniem i profesjonalizmem" – podsumowano.



Jak pisaliśmy w naTemat.pl, pod koniec lipca Monika Richardson straciła ukochanego psa. Zwierzę wcześniej pogryzło i połknęło małą zabawkę. Część udało się mu wyjąć z pyska, ale czworonóg potrzebował natychmiastowej interwencji, żeby się nie udusić. Dziennikarka zabrała go do całodobowej kliniki. Lekarze walczyli o życie psa cztery godziny, ale niestety nie udało im się go uratować.

Po tym wszystkim Richardson wrzuciła do sieci post, w którym opublikowała dane kliniki i rachunek, który ją negatywnie zaskoczył. "Wiecie, ja się nie znam oczywiście, ale wydaje mi się, iż czegoś tutaj zabrakło. Jakiejś elementarnej przyzwoitości, odrobiny empatii. Mam wrażenie, iż coś się zepsuło podczas zamiany pacjenta na klienta, a opisu leczenia na 'raport sprzedaży'" – napisała.

Poszło o ten wpis dziennikarki


Rozpętała się taka awantura, iż celebrytka aż wyłączyła możliwość dodawania komentarzy. Oburzonym nie chodziło tylko o podanie danych klinki, ale o postawę Richardson, która sugerowała niezadowolenie z powodu tego, iż musiała płacić za leki i usługi weterynaryjne, czyli de facto za czyjąś pracę (i to w klinice 24/7, która z racji bycia na ciągłym dyżurze jest droższa).

Potem ponownie odezwała się sama zainteresowana i zamieściła przykładowe komentarze. Stwierdziła wówczas, iż to sprawka "lobby biznesu weterynaryjnego", a nie głosy zwykłych ludzi.

"Piszę to do wszystkich tych, którym jeszcze się wydawało, iż weterynaria w tym kraju to jeszcze zawód z powołania. Otwórzcie oczy: chodzi o kasę! Ci ludzie są gotowi przyjść pod mój dom. To zorganizowana szajka, która nie cofnie się przed niczym. No ale trafiła kosa na kamień. Ja jestem z pokolenia, dla którego wolność słowa jest wszystkim. I jestem gotowa. Pozdrawiam wszystkich prawdziwych lekarzy zwierząt. Jest ich kilku, to wiem, piszemy ze sobą od wczoraj. Oby nie musieli wymrzeć..." – skwitowała.

Idź do oryginalnego materiału