Weronika Kuźmińska bardzo kochała koty… Ale jak ich nie kochać, skoro sama uważała się za jednego z nich, choć była prawdziwym psem.

20 godzin temu

Drogi pamiętniku,
Dziś wspominam historię, która wciąż kręci się w mojej głowie, jak liść na wietrze. Jadwiga Kozłowska od zawsze uwielbiała koty jak mogłaby ich nie kochać, kiedy uważała się za jedną z nich, a w rzeczywistości była prawdziwą psinką. Była to średniej wielkości suczka, mocna i z zębami, które mogłyby pozazdrościć choćby krokodylom. Choć inni mogli zazdrościć, Jadwiga nigdy nie przejmowała się tym zawsze była dobrą dziewczyną i nie przeszkadzała nikomu w drodze do własnych marzeń.

Miłość Jadwigi do kotów nie przydarzyła się od razu. Pojawiła się dopiero po półtora miesiąca od narodzin. Tego dnia mała Nika siedziała, wołając w lejkowatej kałuży nie ona ją zrobiła, ale wiosenny deszcz, który nie chciał przestać padać. Mała, jeszcze bezimienna szczeniaczka nieznanej rasy wołała, co w jej siłach, a sił miała kilka i skarżyła się na swój los całemu światu. Nikt jednak nie słyszał Jadwigi jedynie kot Kocur usłyszał jej wołanie. Podszedł, usiadł przy brzegu kałuży, podniósł łapki i otulił się puszystym ogonem, przyglądając się temu płaczącemu, nieco przerażonemu stworzeniu.

Nagle Kocur zwrócił uwagę na białą łapkę na przedniej nodze Niki. Spojrzał w dół jego własna łapka wyglądała tak samo!
Czy to moja? przemyślał w duchu Kocur. Skąd mogła się wziąć takowa córka? Przechadzała się z Mruczką? Z Lusią? A może siedziała z Martą na strychu? Kto byłby jej matką i czemu zostawiła szczeniaka w kałuży?

Nika, na chwilę przestając krzyczeć, zauważyła, iż ktoś jest blisko. Ktoś, od którego płynęło ciepło i współczucie. Przestraszona, iż ten ktoś może po prostu odejść, rzuciła się w jego stronę, ale potknęła się i znowu wpadła do wody, jęcząc. Kocur z lekkim wzdechem spojrzał na nią i już nie wahał się to była jego własna córka! Bo i on kiedyś miał problemy z koordynacją łapek.

Kocur wstał, ostrożnie przeszedł po kałuży, pochylił się nad szczeniakiem, westchnął głęboko i wziął ją za kark. Ciężka była rola ojca, ale nie zamierzał się wymigać. Gdy matka porzuciła dziecko, on nie zostanie przy nim sam! Czy to ojciec, czy nie? Nika w tym momencie poczuła, iż jest pod bezpieczną opieką. Uspokoiła się, rozluźniła i zasnęła, a Kocur zaniósł ją do swojego domu.

Widział to właścicielka domu, gdy zobaczyła, co przywiózł Kocur na podwórze:
Fryczu, chodź zerknij, nasz kot przyniósł psa! I to taką piękną, pulchną! Idealna stróżka! wykrzyknęła. Fryderyk, pan domu, również przyjął Niko. Nie wiedzieli wówczas, iż Jadwiga Kozłowska nie zamierza niczego ani nikogo chronić. Była przecież prawdziwą kotką, córką Kocura a co kot ma chronić?

Wychowana przez kota, Nika zawsze dbała o czystość, polowała na myszy i ptaszki. Próbowała wspiąć się na drzewo i płot, ale jej masywne ciało nie pozwalało. Po dwóch latach Nika przerosła swojego ojca w rozmiarze, próbowała stawiać czoła innym kotom i psom, ale Kocur zawsze wtrącał się:
Z obcymi radzę sobie sam, nie pozwolę, by piękna kotka straciła futro!

Kocur nie przyznawał się do tego, iż Nika jest psem. Przyznałby się, iż nie jest jego córką, a to byłoby dla niego nie do przyjęcia. Kto twierdził inaczej, spotykał się z jego gniewem.

Pewnej nocy Kocur nie wrócił do domu. To nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Nika czekała, czekała, wpadła na płot, wsuwała nos w szczelinę, licząc na zapach ojca. Nie udało się pazurki ślizgały się po gładkiej powierzchni, nos nie wyczuł ani nuty Kocura. Serce Niki pękało.

Wtedy właścicielka, podniosła głos:
Puść ją! zawołała męża. Nie pozwoli, by ktoś spał, dopóki Kocur nie wróci. Kiedy go znajdzie, wrócą razem

Nika, jak wypuszczona strzała, przeskoczyła płot, zatrzymała się na chwilę, zamknęła oczy i wsłuchała się w siebie. Coś w jej wnętrzu podpowiadało kierunek; szepcząc z niecierpliwością, pobiegła tam, gdzie kiedyś znalazł ją Kocur.

Przewidywania nie okłamały. Kocur leżał na wilgotnej ziemi, tam gdzie niedawno wyschła znana wszystkim kałuża wyczerpany i poraniony.
Tato wymamrotała Nika, podchodząc ostrożnie, błagając los, by przetrwał. Jej delikatne szczęki nie mogłyby skrzywdzić choćby motyla.

Pachnący nos Niki wyczuł dwa zapachy zapach ojca i zapach obcych. Zapamiętała je na zawsze.
Koteczku! zawołała.

Właściciele wzięli Kocura, otoczyli go kocem, wpadli do samochodu i pędzili jak najszybciej do najlepszej weterynarz w okolicy. Nika biegła za nimi, dopóki auto nie zniknęło z pola widzenia. Tam upadła i zamarła w oczekiwaniu. Czyżby nie wiedziała, co myśli?

Obawiała się, iż Kocur już nigdy nie wróci. Ludzka pomoc przyjechała bez kota. Nika przeszukała auto, wąchała leki i płakała cicho, a potem głośno. Przez trzy dni nie jadła, piła jedynie wodę, a w sercu rosła nienawiść. Dlaczego obce psy rozszarpały jej ojca? Własne nie dotknęłyby, a własnych po zapachu rozpoznałaby natychmiast.

Nienawiść płonęła tak, iż Nika nie mogła znaleźć spokoju. Z trudem zaczęła jeść, spoglądając nieustannie za płot. Jadwiga Kozłowska czekała, wyczekując szansy na ucieczkę. Dwa tygodnie minęły, aż w końcu otwarto wrota i właściciele pojechali gdzieś dalej. Nika rzuciła się z podwórka, obieżała całą wioskę w poszukiwaniu wrogów.

W końcu znalazła ich przy drodze dwa psy jedli poobijane gęsi. Nika położyła się w trawie, bo Kocur nauczył ją, iż przy polowaniu najważniejsza jest cisza. Czekać, aż nadciągnie moment, podciągnąć się jak najbliżej, a potem gwałtowny skok i zdobycz w zębach!

Wciąż uważała się za prawdziwą kotkę. Nie szczekała bez potrzeby, nie hałasowała. Skradała się cicho, przyciskając się bliżej, powstrzymując wycieczkę wściekłego ryku. Potem nastąpił nagły atak tak jak nauczał ją ojciec. Kości pękały, kłujące futra rozpryskiwały się pod jej pazurami i zębami. Walczyła jak rozgniewany kot, nie jak pies, bo nikt nie nauczył jej, jak walczyć jak pies.

Psy wyły, ale nie miały szans żadnej, jak Kocur tej nocy nie miał. Nika triumfowała, rozszarpiła oba ciała, ale jeden mocny szarpnięcie za obrożę rzuciło ją w tył. Wtedy właścicielka objęła ją ramionami, a pan wypędzał wyczerpane psy.

Niko, uspokój się To one ugryzły Kocura? Dobrze ich położyłaś! A my ledwo nie przejechaliśmy, Kotek zobaczył cię i podbiegł do samochodu zawołała.

Słysząc własne imię, Nika osłabła, odwróciła się. Z samochodu wyjrzał Kocur!
Dlaczego się dziwisz? Zostawiliśmy go w klinice, zszywamy rany, podajemy kroplówki. Mówiliśmy ci, iż płakałaś jak szczeniak, nie rozumiejąc nic.

Jadwiga krzyknęła, jak dwa lata temu, i na rozchylonych łapkach podbiegła do auta. Kocur był surowy, strzepując ślinę z pyska, i mruknął do swojej córeczki:
Zwariowałaś, iż samemu z nimi walczysz? Nie mogłaś mnie poczekać?

Potem dumnie dodał:
Nikt nie widział mojej matki ale teraz wszyscy będą wiedzieć, kim jest córka Kocura! Najlepsza kotka na świecie!

Jadwiga delikatnie wąchała szwy na grzbiecie Kocura i żałowała, iż tak gwałtownie go zatrzymała. Kocur miał rację ona wciąż była kotką i, jak kotka, umiała cierpliwie czekać.

A więc, kochany pamiętniku, dziś zrozumiałem, iż nie liczy się, jak wyglądamy na zewnątrz, ale kim jesteśmy w sercu. Czasem trzeba przyjąć swoją prawdziwą naturę i czekać, aż los da nam szansę, by pokazać, kim naprawdę jesteśmy. To moja lekcja.

Idź do oryginalnego materiału