Była 5 rano – 30 października 1963 roku, gdy w Bereżkach pojawiły się samochody z ogromnymi skrzyniami. Przy bieszczadzkiej szosie tajemniczy transport „przejęły” ciągniki gąsienicowe. Ładunek był co najmniej nietypowy, bo stanowiło go… pięć żubrów. Z Pszczyny i Niepołomic jechały do zagrody nad potokiem Zwór, gdzie miał być ich nowy dom. Czy im się spodobało?
WEEKENDOWY PRZEGLĄD TYGODNIA to cykl, w którym prezentujemy najciekawsze i najchętniej czytane artykuły, jakie w ostatnich dniach ukazały się na supernowosci24.pl. Zapraszamy do lektury!
Kiedy żubry po raz pierwszy pojawiły się w Bieszczadach, dokładnie nie wiadomo.
– prawdopodobnie żyły jeszcze w czasach, zanim skolonizowano te ziemie. Zachowały się wzmianki o polowaniach na nie z lat 1717 i 1762 – tłumaczy Edward Marszałek, dr n. leśnych, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, autor książek przyrodniczych.
– Ostatniego żubra w Karpatach odłowiono w roku 1810 w Transylwanii i osadzono w cesarskim zwierzyńcu w Wiedniu. Potem już tylko nazwa wsi Żubracze koło Cisnej przypominała o tym, iż żyły tu kiedyś te zwierzęta.
Powrót tego gatunku na nasze tereny, który nastąpił dokładnie 61 lat temu, był więc dużą sprawą. Wyludnione wówczas Bieszczady okazały się miejscem idealnym do hodowli zwierząt trapionych w tym czasie chorobami na tyle poważnymi, iż obawiano się choćby ich wyginięcia.
Zakaz wstępu do „żubrowiska”, strażnik zawraca ciekawskich
Do zagrody aklimatyzacyjnej k. Bereżek sprowadzono najpierw pięć żubrów, później dojechały jeszcze dwa osobniki. Jak wyglądały pierwsze chwile tych zwierząt w Bieszczadach dziś możemy zobaczyć dzięki unikatowym zdjęciom leśniczego Kazimierza Hartmana, który udokumentował to wydarzenie.
- POLECAMY: Edward Marszałek: nie da się przewidzieć, kiedy z połonin przyjdzie wołanie o pomoc…
Cała żubrza siódemka przez kilka zimowych i mroźnych miesięcy z temperaturami poniżej 20 stopni, zacieśniała więzi. Ogromne osobniki wzbudziły spore zainteresowanie – i to nie tylko okolicznych mieszkańców…
– Gdy prasa regionalna nagłośniła fakt przybycia „króla puszczy” w Bieszczady, to w okolicy zagrody zaczęły się pojawiać wycieczki niepokojące zwierzęta – opowiada Edward Marszałek.
– Dlatego zatrudniono specjalnego strażnika, którego zadaniem było zawracanie ciekawskich, przy drodze w dolinę potoku Zwór stanęła zaś tablica ostrzegawcza, zabraniająca wstępu do „żubrowiska”. Sama tablica zyskała też sławę, bo słowo „niebezpieczeństwo” napisano na niej z… błędem ortograficznym.
Gdy po aklimatyzacji wypuszczono żubry na wolność, chętnie z niej skorzystały, ale z przyzwyczajenia wracały do paśnika.
– Ponieważ nie miały naturalnego odruchu strachu przed człowiekiem, zaglądały często do obory w leśniczówce, wyjadały obrok koniom pracującym w lesie przy zrywce drewna… Ale najwyraźniej spodobała im się ta wielka przestrzeń, bo biegały od Połoniny Caryńskiej aż po źródła Sanu, zaglądając choćby na Ukrainę – mówi leśnik.
Sama zagroda nie świeciła pustkami. Dojechały bowiem kolejne żubry – pod koniec lipca 1964 r. bieszczadzkie stado liczyło już 15 sztuk. Populacja rozrastała się z sukcesami i z czasem żubr stał się prawdziwym królem karpackiej puszczy.
Pulpit wędrował…
Żubry starały się o sławę także poza Bieszczadami. Największy rozgłos zyskał ten o imieniu Pulpit.
– Miał on charakter wędrownika i kilkakrotnie podejmował dalekie wyprawy poza dolinę Sanu, a choćby poza region ówczesnej Rzeszowszczyzny. Zyskiwał sympatię ludzi, którzy nie widząc z jego strony zagrożenia, kibicowali mu w wędrówce. Dyżurni leśnicy dokarmiali go, podobnie zresztą mieszkańcy – opowiada Edward Marszałek, który jest współautorem książki „Żubry z krainy połonin. 55 lat od powrotu żubra w Bieszczady”.
To właśnie w niej przytoczył przygody „króla puszczy” opisane przez Tadeusza Bzowskiego. Otóż, pewnego razu Pulpit pojawił się… na pogrzebie. Żałobnicy spotkali go przy cmentarnej bramie.
„Stał bez ruchu ze swym, adekwatnym żubrom, ponurym wyrazem pyska. Wszyscy stanęli jak wryci. A kiedy Pulpit – bez zresztą agresywnych zamiarów – ruszył powoli w kierunku ludzi, uczestnicy rozpierzchli się w popłochu. I ksiądz, i chłopiec z krzyżem, i kobiety niosące wieńce – umknęli pośpiesznie z zagrożonego terenu. Pozostała tylko trumna i porzucone jedlinowe wieńce. Pulpit jakby zdziwiony tym co się dzieje, podszedł spokojnie do leżących wieńców, powąchał je, pogardliwie stwierdzając ich niejadalność, przesunął ponurym spojrzeniem po gromadce obserwujących go z oddali ludzi i… ruszył wolno przez ośnieżone pola ku widniejącemu z dala lasowi”.
W pobliżu Przeworska żubr pojawił się w stadzie krów.
„Widok kosmatego potwora wywołał wśród krów popłoch i spowodował gwałtowną ich ucieczkę. Uciekła też krowa, która przed chwilą ocieliła się na pastwisku, pozostawiając nowo urodzone, mokre jeszcze cielę. Pulpit podszedł wolno do noworodka, popatrzył na biedactwo ponurymi jak zwykle oczami i pochylił ku niemu kosmaty łeb. Patrzący na to ludzie byli przekonani, iż za chwilę cielę zginie. Tymczasem – łagodny olbrzym obwąchał maleństwo i począł delikatnie i czule je oblizywać…” – opisywał Bzowski.
Nie większe zdziwienie połączone jednak z ogromną sympatią budził wędrownik pojawiając się… w miastach. Odwiedził m.in. Sanok i Rzeszów!
… Pubal wyjadał kanapki
Z czasem sławy bieszczadzkiemu celebrycie pozazdrościli krewni, jak choćby Feluś, spotykany ok. 1976-1977 r. na Połoninie Wetlińskiej. Ten żubr nie bał się ludzi, dzięki czemu bez problemów można go było fotografować.
Po latach kolejnym ulubieńcem został Pubal, którego w 2005 r. jeszcze jako kilkudniowe żubrzątko, leśnicy uratowali od śmierci. Gdy po spędzonej w zagrodzie zimie wypuszczono zwierzę na wolność, to wciąż szukało kontaktu z ludźmi.
– Potrafił wyjadać kanapki turystom biwakującym w dolinie Sanu i chodzić za nimi jak pies – potwierdza Edward Marszałek.
Doczekał się choćby dzieła na jego cześć – „Ballady o żubrze Pubalu” autorstwa leśnika Adriana Wiśniowskiego.
Nie tak dawno, bo w 2020 r. głośno było zaś o Pumigrancie. Widywany był m.in. w Górach Słonnych nad Sanokiem, w okolicach Krasiczyna, Przemyśla i Przeworska.
A jak dziś mają się żubry w Bieszczadach?
Okazuje się, iż spodobało im się w naszych stronach. Szacuje się, iż po 60 latach w bieszczadzkich ostępach na wolności żyje około 750 tych zwierząt. Co więcej, każdy i to za darmo może zobaczyć żubra w Zagrodzie Pokazowej k. Mucznego. w tej chwili jest ona domem dla dziewięciu okazów.
- PRZECZYTAJ TEŻ: „Ostatni turnus”. Marcin Wojdak na bezpowrotnych wczasach
– Mieszkańcy zagrody to głównie przybysze z różnych krajów, którzy mają zasilić i już zasilają bieszczadzkie stada w cenną genetycznie krew. Zanim trafią na wolność, dają też wielu turystom euforia spotkania największego dzikiego zwierza Europy – mówi ekspert. – Urodzone w zagrodzie żubrzątka dostają imiona zaczynające się od „Pu”, dlatego iż w Księdze Rodowodowej Żubrów hodowanych w świecie polskie żubry mają przypisaną pierwszą literę imienia „P”, natomiast linia górska, a więc ta hodowana osobno w Pszczynie, Niepołomicach i Bieszczadach dla odróżnienia ma pierwsze litery „Pu”. Od razu wiadomo, iż te osobniki mają w sobie domieszkę krwi słynnego Kaukasusa, jedynego żubra z Kaukazu, który przetrwał pierwszą wojnę i dał początek tej linii hodowlanej.
A czy jest szansa, by przeciętny turysta spotkał żubra w naturze?
– Tak, ale to wciąż spora rzadkość – twierdzi Edward Marszałek. – Dziś łatwiej spotkać wilka, niż żubry z dzikich stad.
__________
CZY WIESZ, ŻE ŻUBRY:
- ważą choćby 900 kg
- jedzą ponad 100 gatunków roślin – ich zimowe zapotrzebowanie to ponad 30 kilo żeru.
- nie ryczą, ale wydają dostojne „chruczenie”
- potrafią pływać
- okresowo migrują w naszych górach; wiosną idą ku połoninom, chętnie przebywają wówczas w wyższych położeniach a jesienią, wraz z nastaniem mrozów i pokrywą śniegu, schodzą niżej, gromadząc się w dolinie Sanu i Kalniczki.