Warsiaski Urbex

9 lat temu

Jakoś ostatnio mam natchnienie głównie na blogowanie o stolycy, toteż i marcowy raking od czapy poświęcę pomysłom na warsiaski urbex. Oczywiście, lajtowy, bo ja cały jestem lajtowy, więc nie znajdziecie tutaj pomysłów na wyprawy, których dziś bym się bał, choć miewałem głupie pomysły w czasach studenckich – typu spacer tunelem średnicowym albo zwiedzanie Elizeum (za komuny nie było w ogóle zabezpieczone!). Wszystko dziś będzie bezpieczne, wszystko z dobrym dojazdem.

Opuszczone centra handlowe to modny temat urbeksu amerykańskiego. Polacy nie gęsi i swój porzucony hipermarket też mają.

Jednym z pierwszych (choć dokładna data rozbija się o aptekarskie spory o definicję) sklepów wielkopowierzchniowych w Warszawie była Billa na Czerniakowskiej w 1992. W poszukiwaniu różnych przysmaków ludzie się tam zjeżdżali z drugiego końca miasta.

Ziemia w tym rejonie długo była tania. Za komuny umieszczono więc tutaj kilka instytucji, zajmujących duże przestrzenie – kompleks budynków wytwórni filmowej (czynny do dziś), centralę transportu budowlanego przy Czerskiej 8/10 (potem jej siedzibę wyburzono pod pewien nowoczesny budynek biurowy) oraz zajezdnię autobusową. To ona udostępniła kawałek terenu pod Billę.

Pionierski hipermarket gwałtownie stał się anachronizmem. Na początku XXI wieku Warszawiacy chcieli już mieć w centrum handlowym marmury, fontanny i multipleks. Billę zamknięto, a potem całą działkę w 2006 miasto sprzedało hiszpańskiej spółce, która straszliwie przepłaciła licząc na dalszy wzrost cen.

Dziś ta działka nie jest warta choćby połowy tej ceny, na jaką ją wtedy szacowali rzeczoznawcy (co z kolei było połową tej, jaką zapłacili Hiszpanie). Hiszpanom nie opłaca się ani nic zbudować, ani sprzedać.

Posesję ogrodzono płotem, który w paru miejscach zawalił się od przegnicia. Z tych drzewek za parę lat wyrośnie prześliczny miejski zagajnik. Za dalsze parę lat już tu nic nie będzie można budować.

Hrabia Maurycy Eustachy Ludwik Potocki herbu Pilawa był rosyjskim kolaborantem i roznosicielem zarazy, na którą lekarstwo wynalazł dobry doktor Józef Ignacy Guillotin. U nas, niestety, nie zastosowane i dlatego nie możemy mieć ładnych rzeczy.

Był też ukochanym wnuczkiem Stanisława Kostki Potockiego, który na cześć Morysia ochrzcił mianem „Morysin” romantyczny park na wschodnim brzegu Jeziorka Wilanowskiego. Brzeg zachodni to pałac i ten słynniejszy ogród.

Wilanów potem odziedziczyli Braniccy, którzy – jak to arystokraci – potrafili tylko popadać w coraz większe zadłużenie. choćby gdyby nie było wojny, państwo by im w końcu zajęło cały majątek, już w 1939 od lat zalegał z podatkami.

Wojna jednak nadeszła i cudem udało się ocalić przed dewastacją przynajmniej to, co na zachodnim brzegu jeziorka. Wschodni dziczał.

Przez jakiś czas rozważano odbudowę parku. Potem uznano, iż jego zdziczałość sama w sobie jest walorem. W parku urządzono rezerwat, ale w międzyczasie powstały też ogródki działkowe dla pracowników Muzeum Narodowego. Potem je też zlikwidowano.

Wizyta w parku dostarcza więc wrażeń na zmianę fajnych i niefajnych. Ruiny Morysina bywają piękne, ale bywają też paskudne. Nie zabezpieczono ogródków działkowych, więc tam jest już w ogóle hardkor. Ruiny altanek, rozwleczone śmiecie, a przy tym wszystkim zamknięta na głucho dawna gajówka. Ale urbex to rozrywka dla turpistów.


Na koniec – Cmentarz Choleryczny, jedyny obiekt w tym rankingu, którego nie da się zobaczyć na legalu. Z trzech strony otoczony jest nasypem kolejowym.

Linie nadwiślańska i obwodowa odcinają na Pradze spory trójkącik, porośnięty dziś stuparoletnimi drzewami. Podczas przebudowy węzła kolejowego w 1908 jeden z nasypów przesunięto. Spacerując wśród tych starych drzew znajdziemy ślad po jego pierwotnym przebiegu. Wraz z przesunięciem napisu zlikwidowano cmentarz i odcięto do niego (legalny) dostęp.

Ostatni raz byłem tam w 2008 i wtedy wyglądało to jak na fotce. Na pierwszym planie ledwie widoczny pomnik informujący, iż „Tu spoczywają szczątki 478 ofiar zarazy cholerycznej z lat 1872-1873”. Sądząc po fotce z Wikipedii, od 2012 już jest to ładne i wysprzątane z inicjatywy grupy aktywistów.

Za to szlag trafił stuletni pomnik. Niech żyją pasywiści.

Idź do oryginalnego materiału