Odpoczynek u rodziny.
Hanka usiadła na brzegu łóżka i zmęczonym wzrokiem spojrzała na starannie ułożony stosik banknotów leżący przed nią na stole. Przez dwa lata razem z Krzysiem skrupulatnie oszczędzali każdy grosz, by pozwolić sobie na coś, co wydawało się niemal fantastyką wakacje nad morzem.
Niewielki domek przy plaży, świeża ryba na kolację, szum fal, szept wiatru i wolność od codziennych obowiązków wszystko to miało być nagrodą za lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń i tych drobnych radości, na które pozwalali sobie tylko od święta.
Zasłużyliśmy na ten odpoczynek pomyślała Hanka, patrząc na pieniądze. Chciała wierzyć, iż wreszcie los się do nich uśmiechnie. To lato miało być upragnionym wytchnieniem, oddechem od codziennego pośpiechu.
Do pokoju wszedł Krzyś. Miał dziesięć lat i z podekscytowaniem kręcił w dłoniach słuchawki prezent urodzinowy, który Hanka postanowiła kupić mimo oszczędności, by choć trochę ucieszyć syna.
Mamo, na pewno dobrze wybrałaś? zapytał, siadając na krześle i uważnie patrząc na matkę.
Tak, synku odpowiedziała łagodnie. Tam jest cicho, plaża prawie dzika, a niedaleko jest targ z owocami. Wyobrażasz sobie, jak przyjemnie będzie leżeć na słońcu? Morze, świeże powietrze, zero zgiełku
Krzyś uśmiechnął się i skinął głową, ale w jego oczach przemknęło zrozumienie wiedział, jak ciężko matce było sama dźwigać domowe sprawy, jak często oszczędzała na sobie, jak każda złotówka włożona do koperty kosztowała ją wiele. Te wakacje były ich wspólnym marzeniem, które pielęgnowali jak najcenniejszy skarb.
W tej chwili zadzwonił telefon. Na ekranie pojawiło się imię Marek.
Cześć, siostro! rozległ się radosny głos brata. Co słychać? Gdzie jedziecie tego lata?
Hanka westchnęła. Z Markiem zawsze mieli trudne relacje lubił dyrygować, uważał się za najmądrzejszego i nie krył tego choćby przed nimi.
Nad morze z Krzysiem odpowiedziała ostrożnie. Chcemy wynająć pokoik przy plaży, po prostu odpocząć.
Po co wydawać pieniądze? zaśmiał się Marek. Mamy działkę nad samym morzem! Przyjeżdżajcie. Powietrze, jagody, spokój. I oszczędność.
Hanka zamyśliła się. Marek zawsze zachowywał się, jakby lepiej wiedział, jak żyć. Ale Krzyś ożywił się na myśl o pobycie u wujostwa.
Mamo, to cała działka nad morzem! powiedział z nadzieją. Jedźmy do wujka Marka! A pieniądze zostawmy na później.
Hanka westchnęła, lekko wahając się, ale w końcu skinęła głową.
Dobrze odparła. Przyjedziemy.
Marek powitał ich na dworcu szerokim uśmiechem i uściskami.
No nareszcie! Ileż to lat! wykrzyknął, mocno ściskając Hankę. Jedziemy, stół już nakryty.
Ania, żona Marka, stała obok z trzyletnią Zosią, która radośnie machała do nich rączkami.
Ależ spotkanie! krzyknęła głośno Ania, rzucając się Hance w ramiona.
Działka okazała się przytulna: drewniany domek z wiklinowymi krzesłami na ganku, huśtawka pod rozłożystą jabłonką, hamak kołyszący się na wietrze. Na plażę można było dojść w piętnaście minut, ścieżką pełną polnych kwiatów i traw. Pierwsze dwa dni Hanka i Krzyś odpoczywali jak w bajce opalali się, kąpali w chłodnej morskiej wodzie, jedli świeże pierogi i truskawki prosto z grządki, słuchali śpiewu ptaków i szumu fal.
Hanka patrzyła, jak Krzyś biega z Zosią, zrywa jabłka i karmi kaczki w pobliskim stawie, i po raz pierwszy od dawna poczuła w sercu ulgę.
Jednak trzeciego dnia poranek nie był już tak spokojny. Przy śniadaniu Marek zwrócił się do Hanki:
Hanko, umiesz gotować, prawda? Zrobisz zupę na obiad? Ania jest już zmęczona z Zosią.
Hanka lekko się zdziwiła, ale skinęła głową:
Jasne, nie ma problemu.
Wieczorem, gdy wszyscy zebrali się po kolacji, brat poprosił o pomoc w zmywaniu naczyń.
Hanko, jesteśmy tak zmęczeni po całym dniu. Pomożesz?
No dobrze odparła powściągliwie, starając się nie okazywać zdziwienia.
Czwartego dnia Krzysiowi wręczono koszyk z poleceniem:
Bierz koszyk, Krzyś, idź po maliny. Wszyscy lubią pierogi.
Ale chciałem na plażę mruknął niechętnie.
Najpierw obowiązki, potem przyjemności sucho stwierdził Marek.
Z każdym dniem zadań przybywało. Hanka myła podłogi, pilnowała Zosi, gdy Ania jeździła po zakupy. Krzyś plewił grządki, nosił wiadra z wodą ze studni. Na początku traktowali to jako drobną pomoc, ale gwałtownie stało się jasne wakacje zamieniły się w pracę. To nie był ten beztroski urlop, o którym marzyli.
Wieczorem, gdy Krzyś wrócił z ogrodu z podrapanymi rękami, usiadł na ganku i cicho spojrzał na matkę.
Mamo szepnął dlaczego nie możemy po prostu pójść na plażę i nie robić tego wszystkiego?
Hanka zacisnęła usta, powstrzymując łzy. W piersi narastało poczucie niesprawiedliwości i dziwnego traktowania.
Wszystko będzie dobrze, jeszcze odpoczniemy odpowiedziała ledwie słyszalnie.
Ale w środku rosło w niej uczucie niepokoju i bezradności. Wyjeżdżać nie chciała, ale zostać też nie.
Następnego dnia Hanka postanowiła porozmawiać z Markiem otwarcie.
Marku zaczęła ostrożnie chcielibyśmy iść nad morze. Właśnie po to tu przyjechaliśmy.
Brat zmarszczył brwi i odpowiedział chłodno:
Hanko, ty nic nie rozumiesz? Tu pracy jest od groma. jeżeli wyjdziecie kto zajmie się Zosią i ogrodem? A tak w ogóle, chciałem pożyczyć trochę tych pieniędzy, które zaoszczędziłaś na wyjazd. Trzeba wymienić okna. Skoro tu jesteście, to i tak ich nie wydacie.
Nie! To nasze pieniądze! wybuchnęła Hanka. Dwa lata oszczędzaliśmy z Krzysiem!
A u nas jecie i śpicie za darmo upierał się Marek