„W stronę horyzontu: jak odważny chłopak zdobył serce pięknej dziewczyny”

2 dni temu

Marek wrócił do domu, do małej wsi pod Krakowem, po długiej służbie wojskowej. Ciepły letni wieczór otulał znajome krajobrazy, a każda ścieżka przypominała mu, jak bardzo tęsknił za rodzinnymi stronami. Właśnie wtedy przyjechała Jagoda, ta sama, w której Marek był szaleńczo zakochany od młodzieńczych lat. Przyjechała na weekend, by odwiedzić krewnych i spędzić kilka niezapomnianych dni w sielskiej ciszy wiejskiego życia.

Spotkali się przy starej, rzeźbionej furtce. Uściski, długie spojrzenia i ciche wyznania – wszystko to nagle ogarnęło ich serca ciepłem. Mieszkańcy wsi, którzy od dawna obserwowali młodzieńczą miłość, szeptali między sobą: „Marek i Jagoda – to dopiero prawdziwa para!” Każdy widział, jak Marek, wysoki i jasnowłosy, patrzył z zachwytem na piękną Jagodę, studentkę z wyrazistymi ciemnymi oczami i promiennym uśmiechem.

Następnego wieczoru, gdy Jagoda szykowała się do powrotu do miasta, sytuacja niespodziewanie się zmieniła. Pod bramę jej domku podjechał samochód, z którego dobiegały głośne klaksony. Wysiadł z niego młody mężczyzna, którego wszyscy nazywali Krzysiem – jego gwałtowne słowa i natarczywe prośby gwałtownie przerodziły się w burzę emocji.

– I tak wracasz do miasta – próbował się uspokoić, wyciągając rękę – więc przyjechałem cię podwieźć…

Jagoda stanęła sztywno, zaciskając usta w zdecydowanym gniewie, i powiedziała głośno:

– Prosiłam cię,Krzysiu, żebyś tu nie przyjeżdżał! Dam sobie radę sama!

Jej głos drżał z irytacji, a Krzysio, nie chcąc ustąpić, dalej domagał się uwagi. Wszystko to widzieli sąsiadka Hania i choćby Marek, który stał z boku, jakby pogrążony w niepokojących myślach. Cicho odszedł na chwilę, by przemyśleć sytuację, po czym wrócił, wskakując na swój stary motor, ozdobiony wyblakłą farbą i śladami wielu dróg.

Jagoda, zauważywszy powrót Marka, gwałtownie zarzuciła torbę na ramię, włożyła kask i usiadła za nim. Wtedy młody mieszczuch, który przyjechał z Krakowa, uderzył w kierownicę i z lekką ironią rzucił:

– Teraz rozumiem, dlaczego jesteś taka uparta…

Marek tylko mocniej ścisnął dłoń Jagody i delikatnie zapalił silnik, błyskając w oczach determinacją. Razem ruszyli krętą wiejską drogą, pokrytą pyłem i złotym blaskiem zachodzącego słońca. Towarzyszący im ryk motoru sprawiał, iż każdy kilometr stawał się symbolem wspólnego pokonywania życiowych prób.

Po drodze mijali zadbane ogródki i stare chaty, a Marek, z marzycielskim uśmiechem, cicho wyznał:

– Wiesz, Jagódko, marzę, by iść z tobą tą drogą aż po horyzont. Niech nigdy się nie kończy… Jestem gotów przejść ją do końca, bylebyś była obok.

Jagoda uśmiechnęła się, jej oczy błyszczały szczęściem:

– Naprawdę? Aż po sam kraniec świata?

– Właśnie tak – odparł, delikatnie ściskając jej dłoń. – Bez ciebie nie wyobrażam sobie przyszłości, moja droga.

Tak przez lata trwała ich historia miłości. Wieś się nie zmieniała: każdego ranka i wieczora spotykali się, dzieląc marzeniami, nadziejami i małymi radościami. Czasem Jagoda wyjeżdżała do miasta na studia, a Marek zostawał na wsi, ale odległość nie mogła przyćmić ich uczucia, bo każde powitanie było pełne ciepła i oczekiwania na kolejne spotkanie.

Pewnego dnia, gdy Jagoda wróciła po ukończeniu studiów, zauważyła, iż Marek stał się jeszcze pewniejszy siebie, a w jego oczach było widać determinację i cichą melancholię. Znów siedzieli w altance przy jego domu, gdzie spędzali długie wieczory na rozmowach o życiu, planach i marzeniach. Ich słowa przepełniała szczera czułość i obietnice.

Mieszkańcy dawno przywykli widzieć ich razem. choćby sąsiadka Hania, zawsze troskliwa i mądra, mówiła, iż ich miłość to prawdziwy przykład tego, jak choćby na wsi może zakwitnąć gorące uczucie, zdolne rozświetlić mrok samotności.

Nad wioskę zapadła noc, a gwiazdy zdawały się być świadkami ich marzeń. Tego wieczoru Marek cicho wyznał:

– Jagoda, chcę, żebyśmy już zawsze byli razem. Moja dusza należy do ciebie na zawsze, a moim marzeniem jest dzień, gdy nasz dom zawsze będzie pełen miłości.

Jagoda zaśmiała się ciepło i, patrząc mu w oczy, odparła:

– Więc marzmy razem, aż po horyzont. Wierzę, iż nasza miłość wszystko pokona.

Tak, pod rozgwieżdżonym niebem, stali się jednością, zostawiając za sobą kurz dawnych wątpliwości i witając nowy świt, pełen nadziei i obietnic. Ich życie toczyło się dalej, wypełnione cichymi radościami, momentami, gdy choćby najdalsza droga stawała się krótka, gdy przemierzało się ją we dwoje.

I choć świat wokół się zmieniał, jedno pozostawało niezmienne – iż prawdziwa miłość, jak dojrzałe ziarno, kiełkuje tam, gdzie ludzkie serca są na nią gotowe.

Idź do oryginalnego materiału