Wiosenne porządki w ogrodzie rozpoczęte, katalogi roślin przejrzane, a Ty już planujesz, czym w tym roku urozmaicisz swoją działkę? Uważaj, bo niewinny zakup sadzonki może kosztować Cię choćby milion złotych kary i pięć lat pozbawienia wolności. Nie jest to żart ani przesada – polskie prawo surowo karze wprowadzanie do środowiska inwazyjnych gatunków obcych (IGO), które zagrażają rodzimej bioróżnorodności.

Fot. Warszawa w Pigułce
Zanim kupisz ładnie kwitnący krzew w centrum ogrodniczym lub przyjmiesz sadzonkę od sąsiada, sprawdź, czy nie znajduje się on na liście zakazanych roślin. Nieświadomość nie uchroni Cię przed karą, a skutki ekologiczne mogą być katastrofalne.
Historia inwazyjnych gatunków obcych sięga początków wielkich odkryć geograficznych. Już za czasów Kolumba, gdy żagle statków z Europy zaczęły regularnie przemierzać oceany, wraz z towarami podróżowały również nasiona roślin. Niektóre przywożono celowo ze względu na ich walory ozdobne, inne przedostawały się przypadkiem – przyczepione do worków z towarami czy butów marynarzy. Kiedy Europa zaczęła importować egzotyczne rośliny na masową skalę, nikt nie przypuszczał, jak dramatyczne mogą być konsekwencje tych pozornie niewinnych działań.
Problem polega na tym, iż obce gatunki, przeniesione tysiące kilometrów od swojego naturalnego środowiska, nagle uwolnione są od naturalnych wrogów i mechanizmów regulujących ich populację. W nowym ekosystemie mogą stać się prawdziwymi agresorami, wypierając rodzime gatunki i doprowadzając do nieodwracalnych zmian w środowisku.
Klasycznym przykładem katastrofy ekologicznej wywołanej wprowadzeniem obcego gatunku jest historia królików w Australii. W 1859 roku angielski osadnik Thomas Austin sprowadził na antypody zaledwie 24 króliki do celów łowieckich. Bez naturalnych wrogów, ssaki te rozprzestrzeniły się z niewyobrażalną prędkością. W ciągu kilkudziesięciu lat ich populacja osiągnęła około 10 miliardów, doprowadzając do wyginięcia wielu gatunków australijskiej flory i przyczyniając się do erozji gleby na gigantyczną skalę.
W Polsce najbardziej znanym inwazyjnym gatunkiem roślinnym jest barszcz Sosnowskiego. Ten kaukaski olbrzym został sprowadzony do Polski w latach 50. XX wieku jako roślina pastewna. gwałtownie okazało się, iż jego uprawa jest nieopłacalna, a sam barszcz stanowi zagrożenie dla zdrowia ludzi – sok rośliny w połączeniu z promieniowaniem UV powoduje poważne oparzenia. Co gorsza, barszcz Sosnowskiego z niezwykłą skutecznością konkuruje z rodzimymi gatunkami roślin, stopniowo wypierając je z naturalnych siedlisk.
Równie niebezpieczna, choć pozornie niewinna, jest nawłoć kanadyjska. Ta sprowadzona z Ameryki Północnej w XVII wieku roślina ozdobna tworzy zwarte skupiska, które dosłownie duszą rodzime gatunki, blokując im dostęp do światła. Jej kwiaty wyglądają malowniczo i przyciągają pszczoły, przez co wielu pszczelarzy celowo ją rozprzestrzenia, mimo iż stanowi poważne zagrożenie dla bioróżnorodności. Co więcej, wielu miłośników miodu wierzy w lecznicze adekwatności miodu z nawłoci kanadyjskiej, myląc ją z nawłocią pospolitą, która jest gatunkiem rodzimym.
Aby chronić europejskie ekosystemy przed inwazją obcych gatunków, Unia Europejska i Polska stworzyły listy roślin, których wprowadzanie do środowiska jest zabronione. Rozporządzenie Rady Ministrów z 9 grudnia 2022 roku wymienia dziesiątki gatunków podlegających ścisłej kontroli. Wśród nich znajdują się zarówno dobrze znane zagrożenia, jak i gatunki, których nazwy kilka mówią przeciętnemu ogrodnikowi.
Do najbardziej niebezpiecznych roślin, które podlegają eliminacji na terenie UE, należą m.in. barszcz perski, chmiel japoński, hiacynt wodny, gunera chilijska, jadłoszyn baziowaty, pistia rozetkowa, smokrzyn łojodajny, tulejnik amerykański oraz wężówka japońska. Niektóre z tych roślin można wciąż spotkać w ofertach sklepów ogrodniczych lub w internetowych grupach wymiany roślin, co jest jawnym naruszeniem prawa.
Lista gatunków, które już rozprzestrzeniły się na szeroką skalę i są uznane za szczególnie groźne, obejmuje m.in. barszcz Mantegazziego, barszcz Sosnowskiego, bożodrzew gruczołowaty (znany też jako ajlant), dławisz okrągłolistny, moczarkę delikatną, niecierpek gruczołowaty, rdest wielokłosowy oraz trojeść amerykańską.
Polska posiada również własną listę gatunków zagrażających naszemu krajowemu ekosystemowi, których nie obejmuje wykaz unijny. Na tej liście znajdują się m.in. azolla drobna (zwana też karolińską), kolcolist zachodni, kolczurka klapowana (reklamowana często jako „biały ogórek”), niecierpek pomarańczowy oraz słynne rdestowce: czeski, japoński i sachaliński.
Rdestowce zasługują na szczególną uwagę jako przykład niezwykle agresywnych roślin inwazyjnych. Te azjatyckie gatunki potrafią przebijać się przez asfalt i beton, niszcząc infrastrukturę. Ich kłącza mogą sięgać na głębokość do 2 metrów i rozprzestrzeniać się na odległość 7 metrów od rośliny macierzystej. Co więcej, choćby malutki fragment korzenia może dać początek nowej roślinie, co czyni walkę z rdestowcami niezwykle trudną i kosztowną.
Konsekwencje posadzenia zakazanych roślin w swoim ogrodzie mogą być druzgocące nie tylko dla środowiska, ale i dla portfela. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska może nałożyć karę administracyjną sięgającą choćby miliona złotych! A to dopiero początek problemów – zgodnie z informacjami Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, naruszanie przepisów dotyczących inwazyjnych gatunków obcych może zostać potraktowane jako przestępstwo lub wykroczenie.
Za handel zakazanymi roślinami, celowe unikanie ich zniszczenia czy naruszenie pozwoleń dotyczących IGO grozi kara więzienia od 3 miesięcy do 5 lat. choćby jeżeli działasz nieumyślnie, przez cały czas możesz zostać ukarany grzywną, ograniczeniem wolności lub więzieniem do dwóch lat. To surowe konsekwencje za coś, co wielu osobom wydaje się niewinnym upiększaniem swojego ogrodu.
Oprócz konsekwencji prawnych, warto pamiętać o praktycznych problemach związanych z inwazyjnymi gatunkami. Raz zasadzone, takie rośliny mogą bardzo gwałtownie wymknąć się spod kontroli, dominując cały ogród i przenosząc się na sąsiednie tereny. Walka z nimi bywa wieloletnim, wyczerpującym procesem, wymagającym użycia specjalistycznych środków i technik. Właściciele ogrodów, którzy nieświadomie wprowadzili na swoją działkę inwazyjny gatunek, często muszą wydawać tysiące złotych na profesjonalną pomoc w jego usunięciu.
Dlatego też, zanim zdecydujesz się na wprowadzenie nowej rośliny do swojego ogrodu, warto dokładnie sprawdzić jej pochodzenie i potencjalne zagrożenia. W internecie dostępne są liczne bazy danych inwazyjnych gatunków obcych, a podejrzane okazy można skonsultować z lokalnymi specjalistami od ochrony środowiska. Lepiej spędzić kilka minut na weryfikacji niż później latami walczyć z konsekwencjami.
Warto też edukować innych miłośników ogrodnictwa o zagrożeniach związanych z inwazyjnymi gatunkami. Wiele osób przez cały czas nieświadomie wymienia się sadzonkami roślin, które znajdują się na liście gatunków zakazanych. Prosta informacja może uchronić znajomego przed poważnymi problemami prawnymi i finansowymi.
Pamiętajmy, iż piękne ogrody można tworzyć z wykorzystaniem rodzimych gatunków roślin, które są doskonale przystosowane do lokalnych warunków, wspierają miejscową faunę i nie stanowią zagrożenia dla ekosystemu. Zamiast egzotycznych przybyszów z innych kontynentów, warto postawić na rodzime krzewy, zioła i kwiaty, które równie efektownie ozdobią naszą przestrzeń, nie narażając nas przy tym na ryzyko milionowych kar.
Nasze działania w ogrodzie mają wpływ nie tylko na estetykę najbliższego otoczenia, ale również na kondycję całego ekosystemu. Odpowiedzialne ogrodnictwo to nie tylko modne hasło, ale konieczność w obliczu postępujących zmian klimatycznych i utraty bioróżnorodności. Czasem najmniejsza decyzja – jak wybór rośliny do ogrodu – może mieć daleko idące konsekwencje, zarówno dla przyrody, jak i dla naszego portfela.
źródło: Kobieta Interia/Warszawa w Pigułce