W każdej rodzinie zdarzają się trudności. Jedni toczą boje o spadek, inni zmagają się z pijaństwem lub zdradami, a jeszcze inni poddają się pod ciężarem bezradności. Nam z mężem, wydawałoby się, przypadło w udziale życie bez większych zmartwień. Gdyby nie jedno ogromne „ale” — teściowa. To właśnie ona, Janina Kowalska, zatruwała nasze spokojne dni.
Przez długi czas starałam się znaleźć z nią wspólny język, przyzwyczaić, przymykać oczy na jej wybryki. ale im dalej, tym wyraźniej widziałam — to niemożliwe. Jakaś niewidzialna ściana rosła między nami. Im bardziej się starałam, tym stawała się wyższa i mocniejsza.
Rozumiem doskonale, jak silna bywa więź między matką a synem. Ale gdy trzydziestosiedmioletni mężczyzna pozostaje maminsynkiem, jest to już prawdziwa tragedia. Mój mąż i jego matka żyli jakby w swoim własnym świecie: szeptali za moimi plecami, knuli coś po cichu, wtajemniczając mnie tylko wtedy, gdy nie dało się już wykręcić.
Aż wreszcie wydarzyło się coś, co ostatecznie przekroczyło granice mojej cierpliwości.
Nasz syn, Kacper, każde lato spędzał na działce u moich rodziców. Moja mama, lekarka, rzadko mogła wziąć urlop — choćby w czasie najgorszej pandemii pracowała. Tata zaś, niestety, przez problemy zdrowotne nie radziłby sobie sam z wnukiem.
Pracuję w dużej firmie i marzenia o długim urlopie musiałam odłożyć na później. Dlatego uzgodniliśmy z mężem: w tym roku poprosimy o pomoc jego matkę. Miesiąc wcześniej omówiłam wszystko z Janiną Kowalską. Zgodziła się bez wahania zaopiekować Kacprem. Uwierzyłam szczerze, iż mogę na nią liczyć.
Ale tydzień przed rozpoczęciem mojego wypoczynku zadzwoniła:
— Karolino! — oznajmiła radośnie teściowa. — Dostałam voucher! Wyjeżdżam na wakacje! Więc jakoś sama ogarnijcie z wnukiem!
Byłam tak zaskoczona, iż przez chwilę nie pojęłam sensu jej słów. Wystawiła nas. Po prostu zdradziła.
Później okazało się, iż żadnego vouchera nie „dostała”. Wszystko załatwiła sama: wybrała kurort, kupiła bilety, zarezerwowała pokój. I to wszystko, doskonale wiedząc, iż miała pomóc z Kacprem!
Co więcej, tuż przed wyjazdem Janina Kowalska przyszła do męża z kolejną prośbą: żeby podlewał jej szklarnię i doglądał ogród podczas jej nieobecności.
Oczywiście, mąż pracował od rana do nocy i zrzucił to na mnie. Wtedy jednak postanowiłam: koniec. Powiedziałam wprost:
— Ani palcem nie kiwnę. Twoja matka zostawiła nas w najtrudniejszym momencie. jeżeli ważniejszy jest jej wypoczynek — niech jej pomidory uschną razem z jej egoizmem. To jej problem, nie mój.
Naturalnie, gdy teściowa dowiedziała się o mojej decyzji, wybuchła awantura. Oskarżenia, pretensje, skargi — wszystko spadło na mnie. Ale pociąg już odjechał. I tak wyjechała na wakacje, zostawiając nas z dzieckiem i swoim gospodarstwem.
Teraz biegam po Warszawie, próbując znaleźć dla Kacpra jakieś kolonie czy zajęcia. W końcu on też zasługuje na piękne lato, nie tylko na nudę w czterech ścianach.
Po raz kolejny przekonałam się: w trudnej chwili liczyć można tylko na siebie. I na własne sumienie. Teściowa wybrała wypoczynek. A ja wybrałam swojego syna.
I wiecie co? Ani przez sekundę nie żałuję tej decyzji.