– Ty chyba nie masz pojęcia o dzisiejszych dzieciach!

4 dni temu

Ty chyba dzisiejszych dzieci nie znasz!

Cześć, Halino, widzę, iż w ogródku pracujesz, to postanowiłam wpaść się przywitać Teresa Piotrowska przestępowała z nogi na nogę przy furtce.

Z Haliną Janową mieszkali na przeciwnych końcach wsi. Piotrowska z dziadkiem Wiktorem nad rzeką, a Halina bliżej lasu.

Wcześniej prawie się nie widywali, bo i tak sąsiadów mieli pod dostatkiem. Tylko iż u sąsiadów wnuki były już dorosłe. A tego lata do Teresy z mężem dzieci chcą przywieźć wnuków, Adama i Krzysia, na cały miesiąc. Mówią, iż chłopcy mają już dość miasta.

Przez lata u syna było lepiej, więc na wakacje jeździli za granicę. Teraz sytuacja się zmieniła i przypomnieli sobie, iż rodzice mieszkają na wsi nad rzeką. Postanowili więc nie na weekend, jak zwykle, ale na cały miesiąc chłopaków zostawić.

Tylko, mamo, oni ze sobą nie za bardzo się dogadują uprzedził ich syn Marek. Krzyś w swoich trzynastu latach udaje dorosłego, a Adam nie chce mu się podporządkować, więc cały czas się kłócą!

No i co, my z własnymi wnukami sobie nie poradzimy? Przywoźcie, jakoś to będzie! rezolutnie oświadczyła Teresa. Ale gdy odłożyła słuchawkę, zaczęła się zastanawiać dzieci teraz nie są takie, jak kiedyś. Czasem choćby nie wiadomo, jak do nich podejść. Ostatni raz przywozili ich małych. A teraz? Może choćby trochę się bała, czy da radę?

Dziadek Wiktor u Teresy Piotrowskiej to twardy człowiek, nie będzie znosił nieposłuszeństwa. A kłótnie nikomu nie były potrzebne.

Postanowiła więc się zabezpieczyć i pójść do Haliny u niej też podobno wnuki w podobnym wieku przyjeżdżają.

Pamiętając z własnego doświadczenia, iż dzieci trzeba czymś zająć, wtedy i problemów będzie mniej, jeżeli się zaprzyjaźnią.

Wchodź, Tereso! zobaczyła sąsiadkę Halina Janowa. Z czym do mnie przyszłaś?

No właśnie, wnuki do nas na miesiąc przywiozą, a u ciebie podobno chłopcy w podobnym wieku? Trzeba ich zapoznać, jeżeli się dogadają, to i nam, i im będzie lepiej zaproponowała Teresa Piotrowska.

Ty chyba dzisiejszych dzieci nie znasz! zaśmiała się Halina Janowa. Nie boisz się ich na tak długo brać? Moje wnuki już mi nerwy powyciągali, a dziadek w ogóle chciał ich odesłać do domu. No ale skoro się zgodziłaś, to przyprowadź, zapoznamy. Co nam zostaje, to nasze wnuki!

W weekend przyjechał syn Marek z żoną Brygidą i synami, Krzysiem i Adamem.

Chłopcy podrośli, widać było, iż się ucieszyli na widok dziadków. I Teresie Piotrowskiej zrobiło się lżej na sercu.

I czego ją Halina Janowa straszyła? U niej mogą być niegrzeczni, a u nich jacy grzeczni i dobrze wychowani! I w szkole też dobrze się uczą, nie ma się czym martwić.

Mamo, jak coś, to dzwoń, ja z nimi pogadam powiedział odjeżdżając Marek, ale Teresa Piotrowska machnęła ręką. Daj spokój, synu, my to dzieci nie wychowaliśmy, czy co?

Wieczorem Krzyś i Adam długo nie mogli się uspokoić. Spać położono ich w pokoju obok, dawnym pokoju Marka.

Ale widocznie zmiana miejsca ich rozbudziła i nie mogli zasnąć. Głośno rozmawiali, ich wiercenie się przeszkadzało choćby dziadkowi Wiktorowi, który był wyraźnie niezadowolony.

I po co się, Tereso, zgodziłaś? Nie potrzebowali naszej wsi, a tu przyjechali!

Za to rano wnuków nie dało się dobudzić.

Już czas na obiad, a oni śpią!

Babciu, daj jeszcze pospać mruczał starszy Krzyś.

A młodszy Adam spał tak mocno, iż choćby nie słyszał słów babci.

No ile można spać?! oburzyła się Teresa Piotrowska.

A potem zauważyła coś na podłodze. Kobieta przyjrzała się i aż klasnęła w dłonie.

Na podłodze leżały ich telefony!

To wy co, graliście do późna? Tak się nie można zachowywać, zabiorę wam te telefony, ot co!

Krzyś natychmiast podskoczył.

Oddaj, to nie twoje! Mama pozwala!

A ja jej zadzwonię i się dowiem, co pozwala! powiedziała Teresa Piotrowska, i Krzyś przestał wyrywać jej telefon, tylko się nadął, poszedł i drzwiami trzasnął, mruknął tylko: No to dzwoń!

Dwie godziny nie wychodzili, dziadek Wiktor już chciał iść rozwiązać sprawę co to za bojkot w pierwszy dzień? Ale chłopcy w końcu wyszli, obaj w kiepskich humorach:

Nie będziemy jeść owsianki, chcemy nuggetsy albo tosty.

A tak?! Owsianka wam nie smakuje, to chodźcie głodni zirytował się już na dobre Wiktor Janowicz. A łóżka sobie pościeliliście? No to zobaczę, co tam u was? Skąd u was puste paczki po chipsach i cukierkach w łóżkach? I nic nie posprzątane? To choćby na owsiankę nie zarobiliście, a teraz zbierajcie śmieci, ścielcie łóżka!

Nie można nam chodzić głodnymi! Adam patrzył spode łba na dziadka Wiktora. Jesteście wredni!

Wiktor Janowicz mało się nie wściekł, ale Teresa Piotrowska się wtrąciła. Dobra, pokażę wam, jak się ścieli łóżko, a jutro sami, zgoda? A kanapki dopiero po owsiance, no co, dogadaliśmy się?

Rozpieszczasz ich, trzeba z nimi twardziej burczał Wiktor Janowicz. Jakie to czoła wyrosły, a sumienia nie mają!

Z wnukami Haliny Janowej Krzyś i Adam się zaprzyjaźnili.

Ale co oni we czterech wyprawiali!

Jeśli bawili się w ogrodzie Teresy Piotrowskiej, to ona potem po cichu przed dziadkiem Wiktorem zbierała po całym podwórku gałęzie, patyki, które Bóg wie skąd się wzięły. Kwiaty połamane, do domu biegają tam i z powrotem, trawę na butach wnoszą, pojedzą wszędzie okruchy. Krzesła rozkołysali, drzwi wejściowe od trzaskania ledwo się trzymają.

Samo zniszczenie!

Co to za dzieci?! oburzał się Wiktor Janowicz. Żeby mi się więcej nie pojawiali, skoro nie można z nimi wytrzymać! No chodź, Krzyś, pomożesz mi naprawić rowery dla ciebie i Adama. A babcia z Adamem niech obiad gotują, trzeba nam coś na obiad zarobić?

I ty też będziesz, dziadku, na niego pracować? zdziwił się Krzyś.

A ty myślałeś? Widziałe

Idź do oryginalnego materiału