To były jego urodziny, mały jubileusz

polregion.pl 2 dni temu

Igor starannie przeglądał swoje biurko, które zwykle opanowywał twórczy bałagan. Dziś jednak zamierzał wyjść wcześniej, bo miał urodziny, mały jubileusz.

Poza tym Igor poprosił jeszcze o tydzień urlopu, planując odpoczynek z rodziną nad jeziorami, więc postanowił uporządkować swoje miejsce pracy. – No tak, teraz jest porządek – pomyślał. Jego wzrok padł na zdjęcie stojące w rogu biurka, a jego serce ogarnęła cicha tęsknota. Raczej nie smutek, ale nostalgia. Nostalgia za tym, co jest nam drogie, ale czego już nigdy nie odzyskamy. Podobne zdjęcia, tylko powiększone, wisiały w jego pokoju w mieszkaniu rodziców i w dużym pokoju w jego własnym mieszkaniu. Tamten dzień pamięta do dziś, choć minęło już wiele lat. I choćby nie dlatego, iż to były jego urodziny.

Igor z bratem siedzieli na ławce przed blokiem. Starszy brat opowiadał fabułę ostatnio obejrzanego filmu akcji, odgrywając role głównych bohaterów. Tak zaabsorbowani, nie zauważyli podjeżdżającego samochodu taty.
– Cześć, synku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. – Tata uśmiechał się, wyciągając coś zza pazuchy. – Oto mój mały prezent – i wyciągnął małego, puszystego kociaka. Kociak był szary, z białymi skarpetkami na łapkach, i zdziwiony rozglądał się wokół.

Z klatki schodowej wyszła mama z niebieską torbą sportową w ręce, tą, z którą tata zwykle jeździł w delegacje. – Synku, muszę wyjechać na krótko, ale główny prezent będzie po mojej stronie. – powiedział tata, podając Igora kociaka. – Dajcie mu w domu mleczka. A ja wrócę na weekend, pójdziemy do sklepu, i sam wybierzesz sobie prezent, dobrze? A potem pójdziemy do zoo. Tata objął ich z bratem i potarmosił po głowach. – Witek, długo cię nie będzie? – zapytała wtedy mama. – Nie, wrócę jutro wieczorem – odpowiedział, biorąc torbę z rąk mamy. – Wiecie co, zróbmy zdjęcie na pamiątkę – zaproponowała mama.

Niedawno kupili aparat, popularną wtedy „małpkę”, i mama starała się uwieczniać jak najwięcej momentów z ich życia. – Spieszę się – zażenowany uśmiechnął się tata. Faktycznie, siedzący za kierownicą kolega taty, wujek Andrzej, zatrąbił, uśmiechając się wymownie stuknął w cyferblat zegarka. Tata machnął mu ręką, jakby mówił, poczekaj chwilę. Postawił torbę na ziemi, ponownie wziął na ręce kociaka, a Igor z bratem stanęli po bokach.

Uśmiechali się do obiektywu, nie podejrzewając, iż kociak stanie się dla Igora jedynym prezentem. I ostatnim. Bo tata z tej delegacji nie wrócił. Okazało się później, iż wraz z wujkiem Andrzejem mieli przewieźć dużą sumę pieniędzy w gotówce. Były to lata dziewięćdziesiąte, takie transakcje były wtedy na porządku dziennym, i ktoś, dowiedziawszy się o tym, nasłał na nich bandytów.

Mama później mówiła, iż według śledczego prowadzącego sprawę, nie zamierzano ich zabić. Złodzieje prawdopodobnie obserwowali ich, wybierając moment, gdy szosa będzie pusta, by upozorować wypadek i przejąć pieniądze. Ale prawdopodobnie coś źle obliczyli, uderzenie było za mocne, tata samochodem wypadł z drogi i zaczęła się długa droga w dół, a przewracający się samochód się zapalił. Ani zleceniodawcy, ani napastników nigdy nie znaleziono i po kilku latach sprawę cicho złożono do archiwum. Za każdym razem, wspominając tamten czas, mama mówiła: – Nie wiem, kim byli ci ludzie i nie chcę wiedzieć. – Bóg im sędzią. – Ale tego, iż mogli pomóc, a nie zrobili tego, tylko uciekli ratując swoje skóry, nigdy im nie wybaczę.

Pochowali ich w jeden dzień. Ojca i wujka Andrzeja. Pochowali ich w zamkniętych trumnach. Igor stał obok płaczącej babci, mamy taty, i nie rozumiał, iż w tej wyściełanej ciemnoczerwonym aksamitem trumnie leży jego ojciec. Może dlatego jeszcze przez miesiąc z nadzieją biegł do drzwi na każdy dzwonek. Z nadzieją, iż wszystko co się wydarzyło, jest jakimś złym snem, iż zaraz otworzą się drzwi i wejdzie jego tata, wesoły, żywy, lekko pachnący papierosami i benzyną. Ojciec miał swoje klucze, ale za każdym razem, wracając z delegacji, nieodmiennie dzwonił do drzwi, a Igor jako pierwszy biegł na jego spotkanie, a tata z uśmiechem wyciągał z torby jakiś prezent, mówiąc, iż to od zajączka. Brat, jako starszy, żartował z niego. – Skąd zające mogą mieć prezenty? – W lesie przecież nie ma sklepów – śmiał się. – Ach ty, maluchu. Ale Igor nie zwracał wtedy na to uwagi, i był strasznie dumny, iż leśne zwierzęta wiedzą o nim i nigdy o nim nie zapominają.

A jednak tata nie wracał, i z czasem chłopiec stworzył sobie bajkę, całą opowieść fantasy o tym, iż tata wcale nie zginął, tylko jakiś zły czarodziej zamienił go w szarego kota. Każda nowa opowieść w wyobraźni Igora nabierała nowych szczegółów, i tak bardzo, iż czasem sam już w to wierzył. Teraz Igor sam nie wie, czy była to reakcja obronna organizmu, czy naiwna dziecięca wiara w cuda. Ale te fantazje pewnie pomogły mu przetrwać pierwszą ostrą falę bólu po stracie. O wiele później, przeglądając z bratem wspomnienia tamtych dni, zauważyli dziwne uczucie. Jakby dusza taty naprawdę w jakiś tajemniczy sposób przeszła na szarego kota. Cały czas, gdy kociak, a później dorosły kot z nimi żył, czuli niewidoczną obecność ojca. Jakby był gdzieś obok, tylko niewidzialny. Ale w dzieciństwie nie dzielili się tym z nikim, choćby między sobą. Kota nazwali Borys, po jednym z bohaterów kreskówek Disneya, które w każdą niedzielę pokazywano w telewizji.

Igor z bratem, a także mama, bardzo pokochali kota. Bez przesady można powiedzieć, iż stał się talizmanem, amuletem ich rodziny. Odprowadzał i odbierał ich ze szkoły, później z uniwersytetu, mamę z pracy. Gdy ktoś chorował, Borys zawsze był obok, cicho mruczał, kładł się na chore miejsce, próbując ogrzać. I nie odchodził, dopóki osoba nie wracała do zdrowia. Kot przeżył długie życie w ich rodzinie. Ale czas nieubłaganie upływał, i pewnego letniego niedzielnego wieczoru Borys cicho odszedł. Do tego czasu starszy brat był już żonaty i mieszkał osobno. Dowiedziawszy się o śmierci długoletniego ulubieńca, natychmiast przyjechał. Na ostatnią drogę kota żegnali całą rodziną. A jakże inaczej? Był żywą pamiątką po zmarłym ojcu. Tata zapamiętał im się właśnie taki, jak w ten ostatni dzień. Wesoły, nieco spieszący się, z kociakiem w rękach. Igor nie był pewien, ale wydaje się, iż także matka doświadczyła czegoś podobnego, ponieważ na nagrobku, oprócz pełnowzrostowego zdjęcia ojca, na odwrocie, artysta na jej prośbę narysował pustynną drogę i auto na niej, pędzące w stronę zachodzącego słońca. Pochowali kota na obrzeżach miasta, w młodym wtedy sosnowym lesie. Mimo iż od tamtego dnia minęło wiele lat i z mogiły pozostał tylko ledwie widoczny kopczyk, Igor dobrze pamięta to miejsce, i za każdym razem, przejeżdżając obok, zawsze skręcał, by stać tam kilka minut, oddając hołd długoletniemu ulubieńcowi.

Bo jak by nie mówić, bez wątpienia członkowi rodziny, wraz z którego odejściem skończyła się cała epoka jego życia. Epoka dzieciństwa i młodości. Jeszcze raz spojrzał na fotografię i, uśmiechając się smutno do wspomnień, Igor wziął z biurka laptop, wytarł tył swojej dłoni wilgotne oczy i wyszedł z gabinetu.

W domu czekała już na niego cała rodzina. Przyjechała mama, brat z rodziną, kilka bliskich przyjaciół. Kiedy wszyscy zgromadzili się w dużym pokoju, brat z bratankami uroczyście wniósł pudełko i wręczył je Igorowi. Wszyscy zaczęli klaskać, a bratankowie z chytrym uśmiechem poprosili, żeby odgadł, co jest w środku.

Domownicy i przyjaciele wiedzieli o pasji Igora do gier komputerowych, i on, myśląc o tym, zaczął zgadywać. – Fajny joystick, kierownica do wyścigów? – Ustrzeliłem? Bratankowie, śmiejąc się, pokręcili głowami i otworzyli pudełko. Igor spojrzał, i dosłownie osunął się na uprzednio podsunięte przez kogoś krzesło. Wspomnienia z dzieciństwa jak film przewijały się w głowie, a nieproszone łzy same spłynęły z oczu. I nie wstydził się ich. W pudełku siedział kociak, dokładnie taki sam, jak ten, którego kiedyś podarował mu tata. Szary, puszysty, z białymi skarpetkami na łapkach. Wspomnienia go przytłoczyły. Tata, Borys… Wtedy, w dzieciństwie, Igor godzinami rozmawiał z kotem, powierzając mu swoje dziecięce tajemnice, euforii i smutki. Chłopiec miał silne przekonanie, iż rozmawia z prawdziwym tatą. Przynajmniej on go słuchał.

W tym Igor był w tajemnicy pewien choćby jako dorosły. A kot patrzył na niego inteligentnym, niemal ludzkim spojrzeniem i cicho, uspokajająco mruczał.

Teraz jego córka nastolatka, wracając ze szkoły, najpierw idzie do kuchni, skąd po chwili dobiega jej niezadowolony głos. – Co to, Borysek ma puste miseczki?! – Kici-kici, maleńki. – Chodź tutaj, kochanie, zaraz cię nakarmię. A kotek, dopiero co zjadł swoją porcję karmy, popił świeżym mleczkiem, patrzył na niego, Igora, i szybko, na wezwanie swojej małej pani, biegł do kuchni.

Idź do oryginalnego materiału