Teściowa w ciągłym ruchu

polregion.pl 1 dzień temu

Teściowa, która nie zna spokoju

Gdy moja teściowa, Halina Nowak, oznajmiła, iż przeprowadza się do swojej mamy, babci Zofii, na wieś, a swój dom przekazuje nam z Marcinem, mało nie podskoczyłam z radości. Własny dom! Przestronny, z ogrodem, werandą, gdzie moglibyśmy wychowywać dzieci i urządzać grillowanie w weekendy — to było jak spełnienie marzeń! My z Marcinem już planowaliśmy, jak urządzimy pokoje, pomalujemy ściany i zaprosimy znajomych na poprawiny. Ale gwałtownie okazało się, iż Halina Nowak nie zamierza usiedzieć ani na wsi, ani nigdzie indziej. Co chwilę wraca, przewraca nasz dom do góry nogami, a ja już nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Teściowa to kobieta pełna energii, ale jej nawyki i ciągłe wizyty zamieniają nasze wymarzone życie w niekończące się cyrkowe przedstawienie.

Wszystko zaczęło się pół roku temu. Halina, która ma już ponad sześćdziesiąt lat, nagle postanowiła, iż chce być bliżej swojej mamy, babci Zofii, liczącej sobie osiemdziesiąt pięć wiosen. „Muszę pomagać mamie — oświadczyła. — A wam, młodym, dom się przy okazji przyda.” My z Marcinem byliśmy zachwyceni. Dom był duży, solidny, z warzywnikiem i starą jabłonią w ogrodzie. Od razu zaczęliśmy planować remont, marząc o pokoju dla naszego synka i gabinecie dla Marcina. Teściowa spowodowała swoje rzeczy, zostawiając nam połowę mebli, i wyjechała do wsi oddalonej o trzy godziny drogi. Pomyślałam wtedy: „No, teraz zacznie się prawdziwe życie!” Jakże się myliłam.

Dwa tygodnie po przeprowadzce teściowa zjawiła się na progu. „Stęskniłam się za miastem!” — powiedziała, wciągając za sobą ogromną walizkę. Naiwnie myślałam, iż przyjechała tylko na weekend. Ale nie — Halina została na miesiąc. W tym czasie przemeblowała cały salon, bo „tak lepiej dla energii”, przesadziła moje kwiaty, twierdząc, iż „źle je podlewałam”, a choćby zaczęła gotować obiady, przed którymi Marcin teraz ucieka. Jej specjalność to rosół z taką ilością cebuli, iż łzy lecą, zanim wejdzie się do kuchni. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż mamy własne zwyczaje, ale tylko machnęła ręką: „Ewo, jesteś jeszcze młoda, dopiero nauczysz się prowadzić dom!”

W końcu straciłam cierpliwość. „Halina — powiedziałam — to teraz nasz dom, pozwól nam żyć po swojemu.” A ona na to: „Oj, Ewa, nie marudź, przecież chcę dla was jak najlepiej!” I wróciła na wieś. Odetchnęłam, myśląc, iż to jednorazowa wizyta. Ale nic z tego.

Od tamtej pory teściowa wciąż się wtrąca. Przyjeżdża bez zapowiedzi — czasem na kilka dni, czasem na tygodnie. I zawsze jak huragan. Albo uzna, iż nasz ogród jest „zaniedbany”, i zaczyna kopać grządki, wyrywając przy okazji moje róże, bo „to tylko zbędne kwiatki”. Albo robi wielkie sprzątanie, wyrzucając moje stare czasopisma, które kolekcjonowałam. Pewnego dnia przytargała ze wsi stary kredens, twierdząc, iż to „rodzinna pamiątka”, i postawiła go na środku salonu. Marcin tylko się śmieje: „Mamo, ty to masz smykałkę do designu!” Ale ja już nie znajduję w tym humoru. Jestem na granicy wytrzymałości.

Najzabawniejsze, iż na wsi Halinie najwyraźniej nic nie brakuje. Babcia Zofia, mimo wieku, jest w dobrej formie — sama plewi grządki, doi krowy, a choćby plotkuje z sąsiadkami na ławeczce. Ale teściowa twierdzi, iż tam jej „nudno” i iż „musi sprawdzać, jak sobie radzimy”. Sprawdzać! Nie wspominając już o tym, jak poucza mnie w sprawach wychowania syna. „Ewo, jesteś za miękka, on powinien pomagać w domu!” — mówi, a sama rozpuszcza go cukierkami i pozwala oglądać bajki do północy. Nie wiem już, jak dać jej do zrozumienia, iż to my chcemy decydować o naszym domu.

Kilka dni temu wybuchłam i porozmawiałam z Marcinem. „Marcin — powiedziałam — twoja matka doprowadza mnie do szału. Może poprosisz ją, żeby przyjeżdżała rzadziej?” A on na to: „Ewuniu, ona po prostu chce czuć się potrzebna. Poczekaj, przyzwyczai się do wsi.” Poczekać? Ja już jestem na skraku wyczerpania! Halina ostatnio oznajmiła, iż chce spędzić u nas całe lato, żeby „pomóc w ogrodzie”. Wyobraziłam sobie trzy miesiące jej „pomocy” i omal nie wpadłam w panikę. A wczoraj zadzwoniła i powiedziała, iż znalazła nam „idealnego psa” — jakiegoś kudłatego kundla, którego podrzuciła ze wsi. „Potrzebujecie przyjaciela!” — powiedziała. Marcin jest zachwycony, a ja przerażona. Mamy już wystarczająco dużo „przyjaciół” w postaci teściowej.

Zaczynam się zastanawiać, jak rozwiązać ten problem. Może zaproponować Halinie jakieś zajęcia w mieście? Hafciarstwo, taniec — cokolwiek, byle miała zajęcie. Albo kupić jej wycieczkę nad morze? Bo niedługo sama zacznę marzyć o ucieczce za granicę. Żartuję, oczywiście, ale sytuacja wymyka się spod kontroli. Marcin obiecał porozmawiać z matką, ale wiem, iż ma do niej słabość. A ja mam słabość do naszych marzeń o spokojnym rodzinnym gnieździe.

Ciekawe, czy inni też mają takie teściowe? I jak sobie z nimi radzą? Bo ja jestem już gotowa napisać poradnik „Jak przetrwać z niesforną teściową”. Póki co, staram się zachować zimną krew i przypominać sobie, iż dom jest nasz, a Halina to tylko gość. Ale jeżeli naprawdę przywiezie tego psa, chyba zacznę pakować walizki. Albo chociaż schowam się w piwnicy do końca lata.

Idź do oryginalnego materiału