Teściowa, której nie można zatrzymać

1 dzień temu

Teściowa, która nie umie usiedzieć w miejscu

Gdy moja teściowa, Wanda Piotrowska, oznajmiła, iż przeprowadza się do swojej mamy, babci Marianny, na wieś, a swój dom oddaje nam z Marcinem, omal nie podskoczyłam z radości. Własny dom! Przestronny, z ogrodem, werandą, gdzie moglibyśmy wychowywać dzieci i urządzać grilla w weekendy — to był prawdziwy sen! Już widzieliśmy przed oczami, jak urządzamy pokoje, malujemy ściany i zapraszamy przyjaciół na przyjęcie. Okazało się jednak, iż Wanda Piotrowska nie zamierza spokojnie siedzieć ani na wsi, ani nigdzie indziej. Ciągle wraca, przewraca nasz dom do góry nogami i nie wiem już, jak sobie z tym poradzić. Teściowa to kobieta pełna energii, ale jej nawyki i wieczne wizyty zamieniają nasze wymarzone życie w niekończące się przedstawienie.

Wszystko zaczęło się pół roku temu. Wanda, która, nawiasem mówiąc, ma już ponad 60 lat, nagle postanowiła, iż chce być bliżej swojej mamy, babci Marianny, liczącej sobie, proszę bardzo, 85 wiosen. — Muszę pomagać mamie — oświadczyła. — A wam, młodym, dom się przyda. — Ja i Marcin byliśmy zachwyceni. Dom duży, solidny, z działką i choćby starą jabłonią w ogrodzie. Od razu zaczęliśmy planować remont, marzyć o pokoju dla naszego syna i gabinecie dla Marcina. Wanda spakowała swoje rzeczy, zostawiając nam połowę mebli, i wyjechała do wsi oddalonej o trzy godziny drogi. Pomyślałam wtedy: — No, teraz zaczniemy żyć! — Jakże się myliłam.

Po dwóch tygodniach teściowa stanęła na progu. — Stęskniłam się za miastem! — oznajmiła, wciągając ogromną walizkę. Naiwnie myślałam, iż przyjechała na weekend. Ale nie, Wanda została na miesiąc. I przez ten miesiąc przemeblowała cały salon, bo — tak lepiej dla energii, przesadziła moje kwiaty, twierdząc, iż — źle je podlewam, a choćby zaczęła gotować obiady, przed którymi Marcin teraz się chowa. Jej sztandarowe danie to zupa z taką ilością cebuli, iż łzy same płyną, zanim wejdzie się do kuchni. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż mamy swoje zwyczaje, ale tylko machnęła ręką. — Karolino, jesteś młoda, jeszcze się nauczysz gospodarować!

W końcu straciłam cierpliwość. — Wando — mówię — jesteśmy wdzięczni za dom, ale to teraz nasz dom, pozwól nam żyć po swojemu. — A ona na to: — Oj, Karolino, nie marudź, przecież dla was się staram! — I odjechała z powrotem na wieś. Odetchnęłam, myśląc, iż to jednorazowa wizyta. Ale nic z tego.

Od tamtej pory teściowa wciąż wtrąca się w nasze życie. Przyjeżdża bez zapowiedzi, czasem na kilka dni, czasem na tygodnie. A każdy jej pobyt to jak trąba powietrzna. Raz postanawia, iż nasz ogród jest — zaniedbany, i zaczyna kopać grządki, wyrywając moje róże, bo — do niczego się nie nadają. Innym razem urządza wielkie sprzątanie, wyrzucając moje stare czasopisma, które, nawiasem mówiąc, kolekcjonowałam. A pewnego dnia przywiozła z wsi starą komodę, oznajmiając, iż to — rodzinna relikwia, i postawiła ją na środku salonu. Marcin tylko się śmieje: — Mamo, ty to masz gust! — A ja już nie znajduję w tym humoru. Jestem na granicy wytrzymałości.

Najzabawniejsze, iż na wsi u Wandy wszystko wydaje się w porządku. Babcia Marianna, mimo wieku, jest w dobrej formie — sama uprawia ogródek, doi krowy, a choćby plotkuje z sąsiadkami na ławce. Ale teściowa twierdzi, iż jej tam — nudno, i musi — sprawdzać, jak sobie radzimy. Sprawdzać! Nie wspominając już o tym, jak próbuje uczyć mnie wychowywania syna. — Karolino, jesteś zbyt pobłażliwa, on powinien pomagać w domu! — mówi, a sama rozpieszcza go cukierkami i pozwala oglądać bajki do północy. Nie wiem już, jak przekonać ją, iż to nasz dom i chcemy w nim decydować.

Kilka dni temu straciłam cierpliwość i porozmawiałam z Marcinem. — Marcin — powiedziałam — twoja mama doprowadza nas do szału. Może poprosisz ją, żeby przyjeżdżała rzadziej? — A on na to: — Karolina, ona tylko chce być pomocna. PoczyNajlepiej byłoby, gdyby w końcu zrozumiała, iż czasem pomoc polega po prostu na zostawieniu nas w spokoju.

Idź do oryginalnego materiału