Jadwiga przypadkiem odkryła niewierność swojego męża. Jak to często bywa, żony dowiadują się ostatnie. Dopiero po fakcie Jadwiga zrozumiała znaczenie dziwnych spojrzeń koleżanek i szeptów za jej plecami. Wszyscy w pracy wiedzieli, iż jej najbliższa przyjaciółka, Kinga, romansuje z jej mężem, Krzysztofem. Ale nic w zachowaniu Krzysztofa nie wzbudziło jej podejrzeń.
Dowiedziała się tego wieczoru, wracając do domu niespodziewanie. Jadwiga od lat pracowała jako lekarka w szpitalu w Warszawie. Tego dnia miała mieć nocny dyżur, ale młodsza koleżanka, Zosia, poprosiła ją o przysługę:
Jadwiga, czy mogłabyś zamienić się ze mną dyżurami? Ja wezmę twoją noc, a ty zastąpisz mnie w sobotę, chyba iż masz inne plany. Moja siostra wychodzi za mąż, ślub jest właśnie w sobotę.
Jadwiga się zgodziła. Zosia była miłą i pomocną dziewczyną, a ślub to ważna sprawa.
Tego wieczoru wróciła do domu, podekscytowana, iż zrobi mężowi niespodziankę. Ale to ona dostała cios. Ledwo przekroczyła próg, gdy usłyszała głosy z sypialni. Jego i jeden, który rozpoznała, choć nie spodziewała się go teraz i w tej sytuacji. To był głos jej najlepszej przyjaciółki, Kingi. To, co usłyszała, nie pozostawiało wątpliwości.
Wyszła tak cicho, jak weszła. Spędziła noc w szpitalu, bez snu. Jak spojrzy kolegom w oczy? Wiedzieli wszystko, podczas gdy ona była ślepa z miłości do Krzysztofa, ufając mu bezgranicznie. Stał się centrum jej świata, aż poświęciła swoje marzenie o dziecku, bo on zawsze mówił, iż nie jest gotowy, iż trzeba jeszcze poczekać. Teraz rozumiała, iż nie widział przyszłości w ich rodzinie.
Tej nocy podjęła jedyną decyzję, jaka wydawała się możliwa. Napisała wniosek o urlop, potem rezygnację, wróciła do domu, spakowała rzeczy, gdy Krzysztof był w pracy, i ruszyła na dworzec. Miała mały domek na wsi po babci i pomyślała, iż nikt nie będzie jej tam szukał.
Na dworcu kupiła nową kartę SIM i wyrzuciła starą. Zerwała z przeszłością, zaczynając nowe życie.
Dobę później wysiadła na znajomej stacji. Ostatni raz była tu dziesięć lat temu, na pogrzebie babci. Wszystko wydawało się niezmienione spokojne i puste. *”Właśnie tego teraz potrzebuję”*, pomyślała. Dotarła do domu babci po krótkim podwózką i dwudziestominutowym marszu. Ogród był tak zarośnięty, iż ledwo znalazła drzwi.
Zajęło jej tygodnie, by posprzątać dom i ogród. Nie poradziłaby sobie sama, ale sąsiedzi, pamiętający jej babcię, Wandę, która 40 lat uczyła w miejscowej szkole, chętnie pomogli. Zaskoczyło ją tak ciepłe przyjęcie.
Wieść o nowej lekarce gwałtownie się rozniosła. Pewnego dnia sąsiadka, Agata, wpadła do niej zdenerwowana:
Jadwiga, przepraszam, iż przeszkadzam, ale moja córka coś zjadła i źle się czuje.
Chodźmy, wezmę apteczkę powiedziała Jadwiga.
Mała Hania miała zatrucie pokarmowe. Jadwiga opatrzyła ją i wytłumaczyła Agacie, co robić.
Będziesz naszą lekarką powiedziała Agata ze łzami w oczach. Najbliższy szpital jest 60 kilometrów stąd. Mieliśmy pielęgniarza, ale wyjechał i nikt go nie zastąpił.
Od tamtej pory Jadwiga leczyła okolicznych mieszkańców. Nie mogła odmówić, skoro przyjęli ją tak serdecznie.
Władze dowiedziały się o jej pracy i zaproponowały posadę w ośrodku zdrowia w powiecie.
Nie, zostaję tu stanowczo odmówiła. Ale jeżeli urządzicie tu przychodnię, chętnie w niej popracuję.
Kilka miesięcy później przychodnia została otwarta.
Pewnej nocy ktoś zapukał do jej drzwi choroba nie zna godzin. Na progu stał nieznajomy mężczyzna.
Jestem z Mazowieckiej Wsi, moja córka jest bardzo chora. Proszę, pomóż!
Jadwiga gwałtownie zebrała się, słuchając o objawach dziewczynki. Gdy dotarli na miejsce, zobaczyła bladą, ciężko oddychającą dziewczynkę.
To poważne, musi do szpitala powiedziała po badaniu.
Nie mogę jej stracić szepnął mężczyzna. Jest wszystkim, co mam.
Jadwiga zrozumiała jego przerażenie. Przyjrzała mu się wysoki, szczupły, z kasztanowymi włosami. Jego ciemnozielone oczy błyszczały determinacją.
Zostanę z nią. Jak ma na imię?
Marysia odparł. A ja jestem Jan.
Jan pojechał po leki, a Jadwiga została, kołysząc płaczącą Marysię i śpiewając jej piosenkę.
Gdy wrócił, podała dziewczynce lekarstwa. Całą noc czuwali. O świcie gorączka spadła.
Uratowałaś moją córkę powtarzał Jan, dziękując bez końca.
Minął rok. Jadwiga wciąż pracowała w przychodni, ale teraz mieszkała w dużym domu Jana. Pobrali się pół roku po tamtej nocy.
Marysia wyzdrowiała całkowicie po kilku tygodniach. Pokochała Jadwigę, a ona ją, choć czasem myślała o poświęconym marzeniu o własnym dziecku.
Wieczorem, zmęczona, ale szczęśliwa, wracała do domu, gdzie czekali na nią najbliżsi. Tego dnia Jan wybiegł na powitanie:
Więc dostałaś urlop? Wszystko załatwione, jedziemy we trójkę!
Jadwiga uśmiechnęła się tajemniczo:
Jadą nie trzy osoby, a cztery.
Jan na moment zastygł, po czym porwał żonę w ramiona, kręcąc się z radości.

4 dni temu





