Wydawało się, iż w naszej rodzinie zawsze panował porządek, spokój, bezpieczeństwo. Mój Kamil – jedyny syn. Jego ojciec odszedł, gdy chłopiec nie skończył jeszcze trzech lat. Mój drugi mąż, Piotr, stał się dla niego prawdziwym tatą – wychowywał, prowadził przez życie, zawsze był obok. Z Piotrkiem nie mieliśmy więcej dzieci, więc cała nasza miłość, troska i nadzieje skupiały się na Kamiliu. Wyrosnął na dobrego, mądrego, kulturalnego człowieka. Takiego, za którego żadna matka nie musiałaby się wstydzić. Ale wszystko runęło, gdy w jego życiu pojawiła się ona.
Marta. Zapamiętałam ją od razu, jeszcze zanim pierwszy raz przyprowadził ją do domu. Stała przy kasie w sklepie, kłóciła się z ekspedientką o jakieś drobiazgi. Pomyślałam wtedy: od takich dziewcząt zaczynają się problemy. Dumna, ostra, zimna. Nie przyszło mi choćby do głowy, iż pewnego dnia przekroczy próg mojego domu.
Gdy Kamil przedstawił ją jako swoją dziewczynę, zamarłam. Od razu wiedziałam – ona będzie wbijać klin między nas. I nie pomyliłam się. Po tamtej wizycie syn coraz rzadziej pojawiał się w domu. Wymawiał się pracą, obowiązkami, zmęczeniem. Na rodzinne uroczystości przychodził bez niej. Gdy próbowałam rozmawiać, unikał kontaktu, nie patrzył w oczy, zmieniał temat. Czułam, iż tracę go. I byłam bezradna.
A potem stało się coś, co kompletnie mnie złamało.
Było lato, świętowaliśmy urodziny mojej młodszej siostrzenicy. Wieczór, upał, ogród, rozmowy. Moja siostra, śmiejąc się, zapytała: „No to kiedy wreszcie wnuki? Kamil przecież od dawna żonaty, najwyższy czas!”. Zdrętwiałam. Nie przesłyszałam się – powiedziała „żonaty”. Okazało się, iż pół roku temu Kamil i Marta wzięli ślub. Za granicą. Bez obrączek, bez wesela, bez zdjęć. Bez nas. Po cichu, w sekrecie, jakbyśmy, jego rodzice, już dla niego nie istnieli.
Ścisnęło mnie w piersi. Nie potrafiłam choćby odpowiedzieć. Wstałam i wyszłam do domu. Później zadzwonił. Mówił, iż nie chciał nas martwić. Że i tak nie lubiłam Marty, po co psuć sobie i jemu ten dzień. Mówił spokojnie, jakby chodziło o kupno nowego odkurzacza, a nie o ślub. Słuchałam jego głosu i nie poznawałam własnego dziecka.
Z jednej strony rozumiem. Nie chciał konfliktu. Chciał uprościć. Nie psuć relacji. Ale rodzina to nie wygoda. To uczucia. To dzielenie się tym, co ważne. Bycie razem. A on zrobił to za naszymi plecami. A przecież kiedyś trzymałam go za rękę, gdy bał się ciemności. Kiedyś mówił, iż ożeni się tylko z taką, którą pokocham całym sercem. Jak gwałtownie wszystko się zmienia…
Teraz choćby nie wiem, co robić. Nie mam do Kamila żalu. To mój syn. Kocham go. Zawsze będę kochać. Ale tej, którą wybrał – nigdy nie wybaczę. Nie za ślub. Za to, iż zabrała mi go. Cicho, po cichutku, jak kot. I przekonała, iż rodzinę można wymazać jednym biletem na samolot.
On myśli, iż uniknął kłótni. Ale tylko pogorszył sprawę. Mógł spróbować nas zbliżyć, dać nam szansę. A teraz między mną a tą kobietą stoi mur. Nie uraza. Zimność. Obojętność. I to jest najgorsze.
Czas minie. Może się pogodzę. Dla niego. Dla przyszłych wnuków. Ale moje serce już nigdyAle teraz już wiem – bez niego moje życie nigdy nie będzie takie samo.