Walkę z szopem już przegraliśmy dzięki takim „znaffcom”, jak dyrektor RDOŚ we Wrocławiu.
Naukowcy z Wydziału Biologii Uniwersytetu Zielonogórskiego od kilku lat biją na alarm. Inwazja szopa pracza czyni olbrzymie szkody w przyrodzie i pustoszy zwłaszcza zwierzynę biotopów wodno-błotnych. Kilka lat temu mówili, iż trzeba powstrzymać inwazję idąca z zachodu, dziś już ta inwazja, jak walec, przetoczyła się przez zachodnią ścianę Polski i szopa mamy w środkowej części kraju.
Piękne zwierzątko
Dlaczego powołuję się na naukowców z Wydziału Biologii Uniwersytetu Zielonogórskiego? Bowiem od lat zajmują się przyrodą zachodniego pogranicza w tym Parku Narodowego Ujście Warty, który okazał się bramą, przez którą szop wszedł do Polski. Nasza uczelnia ma bliskie kontakty z naukowcami z Brandenburgi i Saksonii, którzy już z 15 lat temu nawoływali: „My polegliśmy, ale wy jeszcze macie szansę.”
–Jak się pierwszy raz spotkałem z doktorem Georgiem Moskwą z Brandenburgii, w 1997 roku, przed wielką powodzią, zdradziłem, iż mamy u siebie w rezerwacie dwa pierwsze szopy pracze. Przestrzegł: jak już macie, przed wami wielki kłopot. I to proroctwo się niestety spełnia – wspominał ówczesny dyrektor PKUJ Wypychowski w 2023 roku w „Gazecie Wyborczej”.
-Ten drapieżnik wspina się po drzewach, doskonale pływa. Wyjada jajka, wypiera ptaki z siedlisk i skrzynek lęgowych na dużą skalę. Niszczy całe kolonie kaczek. Wypiera też nasze rodzime gatunki drapieżników: kunę i tchórza. Szop roznosi choroby. Musimy przed nim chronić ptaki. I nie chcemy tu Brandenburgii, a to staje się coraz bardziej realne – mówił Wypychowski w tymże roku na seminarium poświęconym szopowi właśnie na Uniwersytecie Zielonogórskim.
-Szopy odpowiadają za niszczenie kolonii czapli siwej i kormorana czarnego. Te ptaki szukały innych miejsc, a szopy zmierzały za nimi, tak jakby miały wszczepiony GPS – opowiadał „Gazecie” dr Georg Moskwa z ministerstwa rolnictwa, środowiska i ochrony klimatu z Brandenburgii. „Na obrazkach piękne zwierzątko, ale nie dajmy się zwieść, grozi naszej bioróżnorodności. Nie innego wyjścia, trzeba go zlikwidować – mówił wtedy niemiecki naukowiec – Dziś na terenie Niemiec obowiązuje zakaz handlu i hodowli szopów. Te z ogrodów zoologicznych nie mogą się rozmnażać.”
Nie mamy wyboru
Nawet zdeklarowany przeciwnik myśliwych prof. Grzegorz Gabryś, biolog i badacz gatunków inwazyjnych ssaków, pracujący w Instytucie Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego, rok temu w wywiadzie dla GW przyznawał – choć sądzę, iż z ogromnym bólem serca – „To bardzo groźny gatunek, choć wszystkim wydaje się, iż to milutkie zwierzątko. Tak niestety nie jest. I żeby była jasność. Nie jestem fanem polowań, ale tu wyboru nie ma. Myśliwi są jedynym konkretnym sprzymierzeńcem w walce z szopem, a ta walka toczy się o wszystko. O zachowanie równowagi w przyrodzie, o ocalenie wielu gatunków. Stoimy przed moralnym dylematem – on albo wiele innych gatunków – zwierząt, w tym także człowiek.”
Przeczytaliście? Profesor biologii, ceniony w środowisku naukowiec, przeciwnik myśliwych przyznaje: „Myśliwi są jedynym konkretnym sprzymierzeńcem w walce z szopem.” Wydawałoby się, iż to przesłanie: trzeba zwalczać szopa wszelkimi środkami, a myśliwi są jedynym orężem w tej walce – czy dotarło już do wszystkich?
Śmiać się, czy płakać?
Ale nie, nie dotarło!. Nie dotarło na przykład do dyrektora i pracowników Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska we Wrocławiu, ludzi, którzy maja stać na straży rodzimej przyrody. Skąd to wiem? Ano z projektów zarządzeń w sprawie zadań ochronnych dla 5 rezerwatów przyrody w Dolnośląskiem – Doliny Bystrzycy Łomnickiej, Góry Wapiennej, Łęgów koło Chałupek, Skoroszewskich Łąk i Stawów Przemkowskich.
Przeanalizuję te dokumenty na podstawie zapisów bliskich mi Stawów Przemkowskich, które znam od ponad 30 lat, które są wspaniałym siedliskiem ptactwa wodnego. Urzędnicy wrocławskiego RDOŚ opisując zagrożenia dla poszczególnych gatunków nie zauważyli zagrożenia ze strony szopa pracza dla gęsi zbożowej, łabędzia krzykliwego, wąsatki, bąka, czy bączka. Uznali, iż zagrożeniem dla tych gatunków są wiatraki – obserwatorzy przyrody – i w przypadku zbożówki oczywiście polowania. Ale szop nie!
Jedynie w przypadku gęgawy zapisano, iż „prawdopodobnie na wielkość populacji może wpływać obecność małych drapieżników: lisa (Vulpes vulpes )oraz gatunków obcych: jenota (Nyctereutes procyonoides), szopa pracza (Procyon lotor) i norki amerykańskiej (wizona amerykańskiego) (Neovison vison),
Rozumiecie: cały świat nauki wie, iż szop pracz i norka są śmiertelnym zagrożeniem dla ptactwa, a dyrektor RDOŚ we Wrocławiu pisze, iż jest to zagrożenie „prawdopodobne”. Śmiać się, czy płakać?
Zakaz odstrzału
Czy on w ogóle coś czyta z prac naukowych, czy tylko Zieloną Interię i newslettery Pracowni na rzecz Wszystkich Istot? Jakie wskazania ochronne proponuje dyrekcja RDOŚ? Uwaga! Uwaga!
W przypadku łabędzia perkoza, wąsatki, bąka, perkoza i kilku innych gatunków, generalnie w przypadku ptactwa, zaproponowano jako działania ochronne „odstrzał redukcyjny dzięki broni myśliwskiej z użyciem śrutu stalowego (zabrania się używania śrutu ołowianego) prowadzony poza okresem lęgowym ptaków (przypadającym od dnia 15 marca do dnia 15 sierpnia) lub całoroczny odłów: jenota Nyctereutes procyonoides, szopa pracza Procyon lotor i norki amerykańskiej (wizona amerykańskiego) Neovison vison.”
O to oznacza? Ano to, iż w okresie od 15 marca do 15 sierpnia nie będzie można eliminować szopa, norki i jenota! W czasie kiedy te drapieżniki są największym zagrożeniem dla ptactwa będą miały de facto ochronę. W czasie kiedy powinno się je eliminować intensywnie nie będzie można tego robić. Dyrektor RDOŚ we Wrocławiu przez 5 miesięcy chce roztaczać parasol ochronny nad największymi szkodnikami. Chce chronić ptaki, a de facto rzuca je na żer szopowi! W 5 dużych i znaczących rezerwatach Dolnego Śląska tworzy ostoję dla IGO.
Dyrektor do dymisji
To znaczy, iż walkę z szopem już przegraliśmy! Wprawdzie zapisano, iż przez cały rok można je łapać w pułapki żywołowne, ale wszyscy znający się choć trochę na temacie wiedzą, iż jest to jak pudrowanie syfa – wielka pozoracja.
Tak właśnie urzędnicy odpowiedzialni za ochronę przyrody „chronią przyrodę”. Panie Ministrze Dorożała, powinien Pan natychmiast zdymisjonować człowieka, który o rzeczywistej ochronie przyrody nie ma pojęcia i naukowców nie słucha. Ach, przepraszam, zapomniałem, iż Pan też naukowców nie słucha i o realiach ochrony przyrody, też nie ma pojęcia…
PS. A całkiem rozśmieszył mnie też inny zapis w tych projektach. Zapisano w nich, iż w przypadku: płaskonosa, głowienki, podgorzałki, czernicy, łyski i kilku innych gatunków działań się nie określa, ponieważ wymagałyby on weryfikacji liczebności gatunków w terenie. Tu mnie zamurowało, bo dotarło do mnie, iż RDOŚ we Wrocławiu robi zadania ochronne w największych rezerwatach bez rozeznania w terenie, zza biurka. Jęknąłem tylko wzorem mojej kanadyjskiej znajomej „O My Gosh, jak już nie mają rozeznania przynajmniej, by się do tego nie przyznawali…”