Skąd to zdjęcie? Ivan zbladł, ujrzawszy fotografię zaginionego ojca…

polregion.pl 6 godzin temu

Skąd to zdjęcie? Jan zbladł, widząc fotografię zaginionego ojca

Gdy wrócił do domu po pracy, matka podlewała kwiaty na balkonie. Pochylona nad wiszącymi doniczkami, delikatnie poprawiała liście. Jej twarz promieniała dziwnym spokojem.

Mamo, pracujesz jak mrówka Jan zdjął marynarkę, podszedł i objął ją za ramiona. Znowu cały dzień na nogach?

To nie praca odparła, uśmiechając się. To odpoczynek dla duszy. Patrz, jak wszystko kwitnie. Pachnie jak w botaniku.

Roześmiała się cicho, serdecznie, jak zawsze. Jan wdychał zapach kwiatów i mimowolnie przypomniał sobie dzieciństwo gdy mieszkali w kawalerce, ich ogrodem był doniczka z kalanchoe na parapecie, która wiecznie gubiła liście.

Wiele się od tamtej pory zmieniło.

Matka spędzała teraz dużo czasu w działce, którą kupił jej na jubileusz. Mały domek, ale z ogromnym ogrodem, gdzie mogła sadzić, co tylko chciała. Wiosną hodowała rozsady, latem majsterkowała w szklarniach, jesienią wiła przetwory z własnych plonów. Zimaą czekała, aż znów nadejdzie wiosna.

Ale Jan wiedział mimo uśmiechu, w jej oczach zawsze była cicha smutek. Ten, który nie zniknie, dopóki nie spełni się największe pragnienie zobaczyć człowieka, na którego czekała całe życie.

Ojciec. Wyszedł pewnego ranka do pracy i nigdy nie wrócił. Jan miał wtedy pięć lat. Matka opowiadała, iż tamtego dnia pocałował ją w skroń, jak zwykle, mrugnął do syna i powiedział: Bądź dzielny. Nie wiedział, iż odchodzi na zawsze.

Później były zgłoszenia na policję, poszukiwania. Krewni, sąsiedzi, znajomi wszyscy szeptali: może uciekł, a nuż ma drugą rodzinę, może coś się stało. Tylko matka zawsze mówiła jedno:

On by tak po prostu nie odszedł. Więc nie może wrócić.

Ta myśl nie opuszczała Jana choćby teraz, po ponad trzydziestu latach. Był pewien ojciec nie mógł ich porzucić. Po prostu nie mógł.

Po szkole Jan poszedł na politechnikę, choć w głębi duszy marzył o dziennikarstwie. Ale wiedział musi stanąć na własne nogi. Matka pracowała jako sanitariuszka w szpitalu, brała nocne dyżury, nigdy się nie skarżyła. choćby gdy nogi bolały od zmęczenia, a oczy piekły od niewyspania, mówiła:

Wszystko dobrze, Janku. Jakoś to będzie. Ty się tylko ucz.

Uczył się. A nocami przeszukiwał internetowe bazy zaginionych, sprawdzał dawne dokumenty, pisał na forach. Nadzieja nie umierała, wręcz przeciwnie rosła, stawała się częścią jego charakteru. Stał się silny. Dorastał, wiedząc, iż w nieobecności ojca musi być dla matki oparciem.

Gdy dostał pierwszą dobrą pracę, najpierw spłacił wszystkie długi matki, otworzył jej konto oszczędnościowe, a potem kupił tę działkę i powiedział:

Dość, mamo. Teraz odpoczywasz.

Płakała wtedy, nie kryjąc łez. A on tylko ją przytulił i szepnął:

Zasłużyłaś na to tysiąc razy. Dziękuję ci za wszystko.

Teraz Jan sam marzył o rodzinie. O domu, w którym pachnie bigosem i świeżym chlebem. Gdzie w niedziele zbierają się bliscy i słychać dziecięcy śmiech. Ale na razie ciężko pracował. Oszczędzał, zbierał kapitał, by w końcu otworzyć własną firmę. Miał złote ręce od dziecka lubił majsterkować.

Ale w sercu płonęło jedno pragnienie chciał odnaleźć ojca. Chciał, żeby pewnego dnia ten człowiek wszedł do ich domu i powiedział:

Przepraszam, nie mogłem wrócić wcześniej.

I wtedy wszystko by zrozumieli, wybaczyli, przytulili się we troje. I wreszcie byłoby tak, jak powinno.

Czasem Jan łapał się na tym, iż wciąż pamięta głos ojca. I jak brał go na ręce, mówiąc: No to co, mój rycerzu, lecimy? i podrzucał go w górę. Potem łapał mocno, pewnie

Tej nocy, gdy położył się spać, znowu śnił o ojcu. Tym razem stał nad rzeką, w starym płaszczu, i wołał go. Twarz była zamglona, ale oczy te same, szare, głębokie, znajome.

Praca Jana była stabilna, ale jak to mówią z samej pensji daleko nie zajedziesz, zwłaszcza gdy planuje się własny biznes. Dlatego wieczorami dorabiał naprawiał komputery, instalował systemy. Czasem udawało mu się odwiedzić choćby trzy miejsca jednego wieczoru: drukarka nie działa, internet się zacina, programy trzeba zaktualizować znał to na wylot. Ludzie, szczególnie starsi, lubili go uprzejmy, cierpliwy, nigdy nie nachalny. Wszystko tłumaczył jasno, bez zbędnych dodatków.

Tego dnia zlecenie przyszło przez znajomą bogata rodzina, osiedle domków za miastem, ochrona, wjazd tylko z przepustką. Potrzebny był specjalista do konfiguracji domowej sieci.

Proszę przyjechać po szóstej. Pani domu będzie czekać uprzedzono go.

Jan przyjechał punktualnie. Wprowadzono go przez bramę, zatrzymał się przed wysokim domem z białymi kolumnami i panoramicznymi oknami. Drzwi otworzyła dziewczyna około dwudziestu pięciu lat. Piękna smukła, delikatna, w eleganckiej sukience.

Pan jest informatykiem? Proszę za mną. Wszystko w gabinecie taty. Teraz jest w podróży, ale prosił, żeby dzisiaj wszystko działało powiedziała z lekkim uśmiechem.

Jan poszedł za nią długim korytarzem. W powietrzu unosił się drogi, wyrafinowany zapach. Dom był jasny, niemal sterylny. W salonie fortepian, na ścianach obrazy, półki z książkami, ramowane zdjęcia. W gabinecie panował porządek ciemne drewno, zielona lampa, duży monitor i skórzane krzesło.

Jan skinął głową, wyjął narzędzia, usiadł przy komputerze. Wszystko szło normalnie, aż nagle wzrok przykuło jedno ze zdjęć na ścianie. Młoda para. Kobieta w białej sukni, z kwiatami we włosach. Obok mężczyzna w szarym garniturze, uśmiechał się. I choć czas zmienił rysy, głos w głowie Jana zabrzmiał wyraźnie: *To on. Ojciec*.

Wstał, podszedł bliżej, wpatrywał się. Te same szare oczy, ten sam kształt szczęk, ta sama dołeczka w policzku, gdy się uśmie”To nie mógł być on” szepnął, ale w głębi serca wiedział, iż właśnie znalazł odpowiedź, której szukał całe życie, i teraz musiał zdecydować, co z nią zrobić.

Idź do oryginalnego materiału