Ten, kto może pochwalić się dobrymi relacjami z sąsiadami, nie musi niczego nikomu udowadniać - wygrał już wszystko. Wydaje się bowiem, iż większość osób doskonale wie, jak potrafią napsuć krwi. Zupełnie nie dziwi mnie więc, gdy zapytani przeze mnie rozmówcy niczym puszkę Pandory otworzyli przede mną czarę wspomnień dotyczących tego, co nawywijali ich sąsiedzi. Zaparzcie meliskę i zapnijcie pasy.
REKLAMA
Zobacz wideo Jaka jest definicja uciążliwego sąsiada? Student: Chyba sam jestem taką osobą
Szanuj sąsiada swego? "Schodzi do piwnicy i podgląda nas na kamerach"
- Mamy sąsiadkę, której przeszkadza pies, którego nie ma (na szczęście w jej głowie on nie jest nasz) - śmieje się moja rozmówczyni. - Ona ma urojenia, iż ten nieistniejący pies defekuje na naszej klatce. Chodzi z wybielaczem i polewa schody w różnych miejscach i przez to mamy takie białe plamy na korytarzu.
Są też inne osoby, które dbają o spokój i porządek. - My mamy w bloku samozwańczą dozorczynię, która jak się nudzi, schodzi do piwnicy i podgląda sąsiadów na kamerach. Pech chciał, iż w pomieszczeniu socjalnym jest okienko i dokładnie widać, jak sobie siedzi i przegląda nagrania z klatki schodowej - mówi kolejna osoba.
Nadmierne dbanie o porządek może być uciążliwe, jednak spore powody do narzekania mają także ci, których sąsiedzi przyjemnym, czystym otoczeniem się zupełnie nie martwią. - Moja sąsiadka w starym bloku nie pozwoliła wejść do domu panom od dezynsekcji, bo w pionie był problem z prusakami. Dezynsekcja była ogłaszana przez administrację, potwierdzano ją telefonicznie i odbywała się bez opłat, ale ona chyba nie lubiła samotności i przynajmniej te robale jej dotrzymywały towarzystwa. Za tę i jeszcze parę innych historii pani uzyskała na stałe przydomek, ale chyba nie wypada, go cytować - śmieje się jedna z rozmówczyń.
- U nas jest regularne palenie na balkonie i wyrzucanie petów za barierkę. Jeden sąsiad opróżniał choćby w ten sposób całą popielniczkę. Oczywiście wszelkie apele i propozycje, iż może panu kupimy większą popielniczkę, trafiały w próżnię - mówi kolejna. Podobny problem pojawił się u następnej osoby.
U mnie za oknem rośnie piękne drzewo - a raczej byłoby piękne gdyby nie sąsiad, który z góry notorycznie wyrzuca przez balkon puszki po piwie, które lądują na gałęziach drzewka. Nazywamy je 'piwoniami'
- śmieje się.
"Spotkałam na schodach kilkanaście osób robiących pociąg, a na przedzie sąsiadka w samym futrze"
Bałagan bałaganem, ale nieraz na szali jest bezpieczeństwo całego bloku. Walczy o nie moja następna rozmówczyni, niestety bez skutku. - Notoryczne walki o zawalanie klatki schodowej rowerkami, hulajnogami, szafkami na buty, workami z ziemniakami (tak) oraz, uwaga, rzeźbami głów (chociaż akurat ten sąsiad po oficjalnym piśmie administracji sprzątnął swoje głowy). Argument o bezpieczeństwie przeciwpożarowym do większości niestety nie trafia. Kiedyś napisałam, iż jak jest mocne zadymienie klatki schodowej, to serio nie widać takich przedmiotów. Jedna pani mnie obśmiała. A i jeszcze solidne argumenty w stylu: mamy małe mieszkanie, to gdzie mamy trzymać rower? No to może trzeba było o tym myśleć, zanim go kupiliście? - kwituje.
- Są u mnie dwa połączone osiedla i nasze ogródki sąsiadują z drogą osiedlową i parkingami od kolejnych segmentów. Jest drama, bo ci ludzie ustawili sobie śmietniki pod naszymi plotami - mówi kolejna osoba. -My miło zwracamy uwagę i prosimy, żeby te śmietniki postawić dalej, gdzie też jest sporo miejsca, a oni się upierają, iż nie. choćby nasz deweloper się zaangażował, raz słyszałam awanturę: on miło, a sąsiad z naprzeciwka oburzony: "ja to sprawdzę, nie będę teraz przestawiał, bo wydaje mi się, iż nie muszę. Deweloper nie wyznaczył miejsca na kosze, wiec mogą tak stać". To jest duży problem, bo śmierdzi, latają muchy i boję się wiedzieć, co jeszcze. Dziwi mnie, iż ci sąsiedzi nie potrafią zachować się po prostu po ludzku i nie uprzykrzać komuś spędzania czasu we własnym ogródku - podsumowuje smutno.
Mieliśmy sąsiadkę, z którą mieliśmy wspólny mur. Nasze roślinki pięły się po metalowym płotku, który się na nim znajdował. Gdzieś na wysokości trzech metrów. Panią M. bardzo to denerwowało, o czym nam nie powiedziała. Za to wzięła sprawy w swoje ręce. Wdrapała się na drabinę i zaczęła polewać nasze roślinki wrzątkiem. Ucierpiały nie tylko roślinki, ale także i pani M. Spadła bowiem z drabiny. Wzywaliśmy do niej pogotowie. Złamała nogę
- wspomina moja kolejna rozmówczyni. pozostało jeden gwóźdź do trumny tej relacji. - Potem ukradła serce naszego kota, który wolał ją niż nas, więc uznaję ją jako moralną zwyciężczynię sporu. U nas dostawał karmę dla kastratów, tam kiełbasę i mleko.
Historie ostatniej osoby, którą zagaiłam o sąsiedzkie dramaty, trzeba zapisać w podpunktach, bo trochę ich jest, a nie chciałabym, żeby któraś z nich umknęła. Dla wszystkich zdołowanych dotychczasowymi opowieściami: na samym końcu czeka też iskierka nadziei, iż nie każdy sąsiad jest z piekła rodem i trafiają się prawdziwe perełki.
Na moim osiedlu jest pani, której pasją jest gnębienie dzieci. Nie mogą się bawić na podwórku, bo wtedy są pod jej oknem i ona nie słyszy serialu, więc wyłazi na balkon i krzyczy wniebogłosy. Nie mogą też jeździć na hulajnogach czy rowerach, bo zostają linie na chodniku (ona może z wózkiem na zakupy jeździć). Jak pojawiają się rodzice dzieci, to natychmiast zmienia ton, ale na dzieciach się wyżywa.
W poprzednim bloku miałam sąsiadkę piętro wyżej, której imprezowi goście wyrzucali niezgaszone fajki przez balkon i spalili mi hamak. A raz zrobiła taką imprezę, iż jak poszłam poprosić o przyciszenie piosenki De Mono z "Big Brothera", która leciała od godziny, spotkałam na schodach kilkanaście osób robiących pociąg, a na przedzie była sąsiadka w samym futrze.
W tym samym bloku miałam też taki incydent, iż ktoś wynajął moje miejsce parkingowe i pobierał za to opłatę.
Jednocześnie, mimo różnych ekscesów, jestem wielką zwolenniczką posiadania sąsiadów. Przez wiele lat miałam sąsiadkę, z którą żyłam jak z rodziną. Dzieliłyśmy się jedzeniem, opiekowałyśmy nawzajem psami, miałyśmy wspólnego Netflixa itp. Minęło już kilka lat od jej wyprowadzki do innego kraju, a ja przez cały czas na spacerze z psem spoglądam na jej balkon, żeby sprawdzić, czy jest w domu.
Nie wiem, jak wam, ale mnie się łezka w oku zakręciła. A jak wyglądają wasze relacje z sąsiadami? Na ostrzu noża, a może są tak wspaniali, iż do rany przyłóż? Zachęcamy do udziału w sondzie i komentowania.