Pan Tomasz czuje się jak w więzieniu we własnym domu. Kamera sąsiada śledzi każdy jego ruch po ogrodzie. Pani Anna nie może spokojnie organizować grilla, bo wie, iż wszystko jest nagrywane. Takich historii są tysiące. Różnica? Coraz więcej osób decyduje się walczyć w sądach. I wygrywają.

Fot. Pixabay
Jeszcze dekadę temu nielegalne kamery były problemem jednostek. Dziś to plaga całych osiedli. Właściciele instalują monitoring „dla bezpieczeństwa”, ale zapominają o prawach sąsiadów. Efekt? Lawina pozwów, rosnące odszkodowania i coraz surowsze wyroki sądów.
Małżeństwo wygrało osiem tysięcy
Historia małżeństwa ze Słupska to klasyka gatunku. Sąsiedzi zainstalowali kamery na budynku, twierdząc iż służą ochronie mienia. Problem w tym, iż jedna z kamer rejestrowała podwórko małżonków. Ci czuli się obserwowani we własnym domu, nie mogli swobodnie korzystać z części swojej posiadłości, organizować grilli czy spotkań towarzyskich.
Sprawa trafiła do sądu. Małżeństwo domagało się usunięcia kamer i zadośćuczynienia za naruszenie prywatności. Sąd Okręgowy w Słupsku przyznał im rację – nakazał wypłatę po cztery tysiące złotych dla wszystkich z małżonków oraz zdemontowanie systemu monitoringu.
Właściciele kamer odwołali się do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Ten utrzymał obowiązek wypłaty odszkodowania, ale złagodził nakaz usunięcia całego systemu. Kamery mogły zostać, ale musiały być przestawione tak, żeby nie rejestrowały cudzej posesji.
Uzasadnienie było jednoznaczne: kamery nagrywały aktywność sąsiadów na ich nieruchomości, naruszając prawo do wizerunku oraz prawo do prywatności, spokoju i miru domowego. Sąd podkreślił, iż ochrona mienia nie może odbywać się kosztem naruszania dóbr osobistych innych osób.
RODO zmieniło wszystko
Wprowadzenie unijnych przepisów o ochronie danych osobowych w 2018 roku całkowicie przewartościowało rynek „sąsiedzkich kamer”. Właściciele, którzy wcześniej mogli liczyć na wyrozumiałość sądów, nagle stali się administratorami danych osobowych z wszystkimi tego konsekwencjami.
Kamery wykraczające poza prywatną posesję automatycznie podlegają RODO. To oznacza gigantyczne kary – do dwudziestu milionów euro lub czterech procent obrotu. Dla zwykłego właściciela domu to kwoty astronomiczne. UODO nie ma skrupułów by je nakładać, choć oczywiście największe kary dotyczą najczęściej przedsiębiorstw i poważnych naruszeń. W 2024 roku organ nałożył łącznie ponad trzynaście milionów złotych kar za naruszenia RODO. Najwyższa wyniosła ponad cztery miliony złotych, najniższa niecałe tysiąc. Kary za nieprawidłowy monitoring prywatny oscylują wokół kilkudziesięciu tysięcy złotych – kwoty, które dla większości właścicieli domów oznaczają finansową katastrofę. Przykład? Właściciel szpitala dostał karę prawie trzydziestu tysięcy złotych za ukryty monitoring na salach. Inna firma zapłaciła dwadzieścia pięć tysięcy za niewdrożenie odpowiednich zabezpieczeń. To już nie są symboliczne kwoty.
Sąd czy UODO – gdzie szukać sprawiedliwości
Poszkodowani przez nielegalne kamery mają do wyboru dwie drogi: skargę do Urzędu Ochrony Danych Osobowych lub pozew cywilny o ochronę dóbr osobistych. Każda ma swoje zalety.
UODO działa gwałtownie i bezpłatnie. Złożenie skargi nie kosztuje ani złotówki, a Prezes może nałożyć karę liczoną w dziesiątkach tysięcy złotych. Jest jednak haczyk – kamera musi nagrywać nie tylko prywatną posesję, ale również przestrzeń publiczną. Monitoring ograniczony wyłącznie do dwóch sąsiednich posesji może nie podlegać RODO.
Sąd cywilny to bardziej uniwersalna opcja. Nie ma znaczenia, czy kamera rejestruje ulicę – wystarczy, iż narusza prywatność sąsiada. Można żądać zaprzestania nagrywania, demontażu kamer oraz zadośćuczynienia pieniężnego. Minusem są koszty – opłata sądowa, ewentualne koszty adwokata i ryzyko przegrania sprawy.
W praktyce wiele osób wybiera strategię równoległą: składa skargę do UODO i równocześnie przygotowuje pozew cywilny. To maksymalizuje szanse na sukces i wywiera większą presję na właściciela nielegalnych kamer.
Cena za naruszenie prywatności rośnie
Jeszcze kilka lat temu zadośćuczynienia za nielegalne kamery były symboliczne. Sądy niechętnie przyznawały wysokie kwoty, traktując monitoring jako „drobne niedogodności”. Dziś sytuacja się odwróciła.
Sąd Apelacyjny w Warszawie w 2016 roku zasądził pięć tysięcy złotych za rejestrowanie posesji sąsiada. Trzy lata później Sąd Apelacyjny w Gdańsku przyznał osiem tysięcy złotych małżeństwu, którego podwórko objęła cudza kamera. W 2021 roku podobną kwotę zasądził sąd w Słupsku, dodatkowo nakazując demontaż systemu.
Do zadośćuczynienia dochodzą koszty sądowe, które przegrywająca strona musi zwrócić wygrywającemu. W sprawach o ochronę dóbr osobistych to zwykle od półtora do trzech tysięcy złotych. Łącznie właściciel nielegalnych kamer może zapłacić choćby kilkanaście tysięcy złotych.
Eksperci przewidują dalszy wzrost stawek. W krajach zachodnich odszkodowania za naruszenie prywatności przez kamery sięgają dziesiątek tysięcy euro. Polska prawdopodobnie podąży tym tropem, szczególnie w kontekście rosnącej świadomości prawnej społeczeństwa.
Kiedy kamera przestaje być legalna
Nie każda kamera sąsiada łamie prawo. Właściciel ma pełne prawo monitorować własną posesję bez żadnych ograniczeń. Problemy zaczynają się wtedy, gdy obiektyw wykracza poza granice jego nieruchomości.
Sąd Okręgowy w Olsztynie w jednej ze spraw wprost stwierdził: „ochrona powinna odbywać się w taki sposób, by nie dochodziło do naruszenia dóbr osobistych innych osób – pozwana więc powinna dokonać montażu kamer tak, aby zasięg ich obejmował wyłącznie jej mienie”.
Kluczowe jest rozróżnienie między „patrzeniem” a „nagrywaniem”. Sąd Najwyższy w przełomowym wyroku z 2021 roku orzekł, iż monitoring może „zerkać” na sąsiednią posesję, ale nie może być „natrętny”. Sporadyczne uchwycenie obcego terenu, np. poprzez przestawiania kamery może być dopuszczalne, ale stała obserwacja już nie.
Sprawa dotyczyła trzech kamerek zainstalowanych przez małżeństwo dla ochrony wejścia na posesję. Skonfliktowani sąsiedzi domagali się zadośćuczynienia za naruszenie prywatności. Sąd Najwyższy ostatecznie oddalił ich roszczenia, uznając iż kamery służyły rzeczywistej ochronie mienia, a nie celowemu podglądaniu.
Nowoczesna technologia na straży prywatności
Paradoksalnie, rozwój technologii ułatwia rozwiązywanie sporów o kamery. Nowoczesne systemy monitoringu pozwalają na precyzyjne ustawienie „stref prywatności” – obszarów, które mimo znajdowania się w zasięgu obiektywu nie będą nagrywane.
Właściciel może zamaskować okna sąsiada, jego ogród czy inne wrażliwe miejsca, zachowując jednocześnie monitoring własnej posesji. To rozwiązanie zadowala wszystkich – zapewnia bezpieczeństwo właścicielowi i spokój sąsiadom.
Niektórzy producenci idą dalej i oferują kamery z funkcją automatycznego rozpoznawania granic posesji. System sam identyfikuje płot czy ogrodzenie i nie nagrywa tego, co znajduje się za nim. To przyszłość domowego monitoringu – skutecznego, ale szanującego prywatność.
Praktyka przewyższa teorię
Teoria to jedno, a praktyka to drugie. Sądy coraz częściej wydają wyroki na korzyść osób, których prywatność została naruszona. Ale nie każda sprawa kończy się sukcesem poszkodowanego.
Rzecznik Praw Obywatelskich złożył choćby skargę nadzwyczajną w sprawie, gdzie sąd odmówił zadośćuczynienia mimo stwierdzenia naruszenia prywatności. Chodziło o monitoring, który przez dwa lata rejestrował podwórka sąsiadów. Sąd uznał naruszenie, ale nie przyznał pieniędzy, argumentując iż krzywda nie była wystarczająco dolegliwa.
Sąd Najwyższy podtrzymał odmowę. W uzasadnieniu napisał, iż nie każde naruszenie prywatności oznacza automatyczne prawo do zadośćuczynienia. Dyskomfort musi być „dolegliwy”, a nie tylko teoretyczny.
To ważna wskazówka dla potencjalnych powodów. Nie wystarczy udowodnić, iż kamera rejestruje cudzą posesję. Trzeba też wykazać, iż rzeczywiście wpływa to na życie codzienne – ogranicza swobodę poruszania się, powoduje stres, zmusza do rezygnacji z aktywności na własnej posesji.
Właściciele kamer, którzy przez lata czuli się bezkarni, muszą przewartościować swoje podejście. Rosnąca świadomość prawna sąsiadów, zaostrzenie kar za naruszenia RODO i coraz śmielsze wyroki sądów oznaczają koniec epoki „bezkarnego podglądania”.
Sądy przestały traktować nielegalne kamery jako drobne niedogodności. Dzisiejsi sędziowie skupiają się na prawie do prywatności, które jest konstytucyjnie gwarantowane każdemu obywatelowi. Argument o „ochronie mienia” przez cały czas może być skuteczny, ale tylko wtedy gdy monitoring rzeczywiście służy bezpieczeństwu, a nie zaspokajaniu ciekawości.
Dla poszkodowanych to dobra wiadomość. Łatwiej będzie dochodzić swoich praw, a odszkodowania prawdopodobnie będą rosły. Dla właścicieli kamer to sygnał, iż czas na poważne potraktowanie tematu prywatności sąsiadów.
Prawo do bezpieczeństwa jest ważne i nikt go nie kwestionuje. Ale nie może być realizowane kosztem podstawowych praw innych ludzi. Kto chce się chronić, niech instaluje kamery na swojej posesji. Kto chce podglądać sąsiadów, niech liczy się z konsekwencjami – finansowymi, prawnymi i społecznymi.