Rybnik: Ludzie chcieli dobrze, a zagłaskali nutrie na śmierć

2 dni temu

Ponad stutysięczne miasto dotychczas było kojarzone głównie z kabaretowym festiwalem „Ryjek” oraz smogiem, z którym konsekwentnie walczy od lat. Ale równie konsekwentnie, co nieudolnie, Rybnik walczy z nutriami. Remedium na próby wybicia gryzoni ma być pospolite ruszenie mieszkańców i aktywistów, którzy chcą uratować jak najwięcej zwierząt. Ludzie budują przy domach specjalne ośrodki, organizują zbiórki, łowią nutrie i przetrzymują, czasami niezgodnie z prawem. Mówią, iż nie pozwolą, by wykonano kolejny wyrok śmierci.

– Kilka dni temu uciekła mi jedna, stałam na grząskim terenie przy rzece, poślizgnęłam się i złamałam żebro – wspomina Iwona Kuchta z fundacji Pet Patrol Rybnik, która w październiku otrzymała od Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zgodę na budowę ośrodka dla nutrii i prowadzenie „działań zaradczych”. Dziś w specjalnej „Zagrodzie 3 siostry” znajduje się 26 złowionych „maskotek miasta”.

Nutrie ex machina

Nutrie pojawiły się w Rybniku między 2014 a 2016 rokiem. Najprawdopodobniej uciekły z prywatnej hodowli albo zostały porzucone. Mieszkańcy je pokochali – proponowali nawet, by znalazły się w herbie miasta. Ale od początku jasne było, iż to gatunek szkodliwy (w 2022 roku został wpisany na listę Inwazyjnych Gatunków Obcych), który niszczy ekosystem i infrastrukturę. Sytuacja gwałtownie wymknęła się spod kontroli. Do tej pory nie wiadomo nawet, czy nutrii nad Nacyną jest kilkadziesiąt, czy kilkaset.

– Musimy wrócić do źródła problemu – mówi prof. Wojciech Solarz, biolog z Instytutu Ochrony Przyrody PAN, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Ludzie sprowadzają z innych rejonów świata różne gatunki roślin i zwierząt, bo są ładne, smaczne, użyteczne. Wiele z nich wydostaje się z upraw czy hodowli albo jest celowo „wsiedlanych” do środowiska. Jak człowiek zobaczy egzotyczną roślinę czy zwierzaka, to uważa to za wielką atrakcję. Mieszkańcy wiedzieli, iż nutria to gatunek objęty przepisami unijnymi, ale ignorowali to. Dlatego koniec jest taki smutny.

Pod koniec września krakowska firma Kaban, zajmującą się odstrzałem zwierząt, wygrała ogłoszony przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska przetarg na kwotę 560 tysięcy złotych. Kilkanaście dni później rozpoczęła polowanie. – Zaczęli przed południem i po godzinie przestali, bo widzieli, iż zbierają się ludzie. Bali się linczu. Zdążyli zabić tylko sześć nutrii – mówi Iwona Kuchta. Inni świadkowie wspominają o czarnych kominiarkach i kapturach, kontrastujących ze słoneczną, jesienną panoramą miasta.

Pracownicy tej samej firmy w 2016 roku na ulicy Nowohuckiej w Krakowie dobili potrąconą sarnę, strzelając do niej z broni palnej w biały dzień, na oczach przechodniów. Na zlecenie ówczesnego urzędu miasta mieli interweniować w przypadkach zdarzeń z udziałem dzikich zwierząt. Że nie było to najlepsze miejsce i czas na egzekucję, gwałtownie zrozumiał prezydent Piotr Kuczera, który wyjaśnił, iż to, co się dzieje, nie jest zależne od lokalnego magistratu, tylko od Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Dodał, iż sprzeciwia się odstrzałowi nutrii w centrum miasta. Mieszkańcy nie zostawili na nim suchej nitki, pisząc w komentarzach, iż ma krew na rękach. Dyrektor Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska przyznał później, iż „przetarg nie zawierał możliwości przekazania odłowionych nutrii do azylów”. Zapewnił, iż to się zmieni.

Ale wszystko zostało przeprowadzone zgodnie z unijnymi normami, nakazującymi wszystkim państwom członkowskim stosowanie tzw. działań zaradczych wobec gatunków inwazyjnych. W dodatku od dwóch lat funkcjonuje w Polsce Ustawa o gatunkach obcych, nakazująca eliminację wszystkich nutrii na Śląsku.

Od 2020 roku zaczęto zauważać wzrost liczby nutrii w tym rejonie. Pet Patrol wyszedł z inicjatywą odłowienia ich i sterylizacji. Nie było odzewu. – Wystosowaliśmy pismo z prośbą o to, żeby miasto pomogło nam opłacić sterylizację nutrii, na własną rękę byśmy je wyłapali i odwieźli do zaprzyjaźnionego weterynarza. Dostaliśmy odpowiedź, iż Nacyna, przy której żyją zwierzęta, należy do Wód Polskich, a od nich żadnej informacji zwrotnej nie otrzymaliśmy. Latami to się nawarstwiało – wspomina Iwona Kuchta.

– Wszystko to wynik ludzkich działań. My te zwierzęta wypuściliśmy do środowiska, dokarmialiśmy. Powinniśmy teraz po sobie posprzątać – dodaje Agnieszka Kułakowska, mieszkanka Rybnika. Kobieta otrzymała od GDOŚ zgodę na wybudowanie ośrodka dla nutrii. Po jej posesji biega teraz 10 gryzoni, przekazanych przez Pet Patrol.

Aneta Biegun, rybniczanka prowadząca kontrowersyjną prywatną hodowlę zwierząt egzotycznych, między innymi serwali afrykańskich, karakali czy kotów bengalskich, nie mogła patrzeć na opieszałość urzędu miasta w kwestii zbudowania azylu dla nutrii.

Przez cały październik chodziła nad rzekę i łowiła zwierzęta, w sumie 60 sztuk. Nie miała na to zgody Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Ta odrzuciła wniosek o otworzenie legalnego schronienia i wdrożenie „działań zaradczych”. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska złożyła zawiadomienie o nielegalnym przetrzymaniu osobników Inwazyjnego Gatunku Obcego. Przeciwko kobiecie toczy się postępowanie.

Pytanie, czy organy ścigania zdążą przed rozmnożeniem się kolejnych kilkudziesięciu gryzoni na terenie jej posesji. Zadzwoniłem i wysłałem do pani Anety wiadomość z prośbą o komentarz. Nie dostałem odpowiedzi.

W 2017 roku media pisały o niej po tym, jak okazało się, iż trzymała w domu trzymiesięczne lwiątka, a w domu swojego partnera w Tarnowskich Górach trzy krokodyle. Nietypowa śląska „sawanna” była prowadzona jako forma działalności cyrkowej. Zwierzęta zostały zabrane do poznańskiego zoo, które wydało komunikat, iż były one zaniedbane i miały liczne deformacje.

Znowu zawiódł człowiek

Saga o rybnickich nutriach łączy się ze zjawiskiem komercjalizacji i uprzedmiotowienia egzotycznych zwierząt w celach zarobkowych i hobbystycznych. Niska świadomość społeczna determinuje infantylizm zmieszany z nieodpowiedzialnością i fanaberią. Dzisiaj mieszkańcy Rybnika, zmęczeni sytuacją z nutriami, zaczynają rozumieć, iż szkód nie naprawią społecznym wzmożeniem.

Ale czy faktycznie w Polsce nutrie są problemem dla ekosystemu? – U nas jest ich relatywnie mało, ale nie możemy czekać, aż sytuacja zrobi się naprawdę poważna – mówi prof. Wojciech Solarz. – W południowej Europie nutrie mają zauważalnie negatywny wpływ zarówno na przyrodę, jak i gospodarkę. W dużym zagęszczeniu niszczą roślinność, bo to gatunek roślinożerny. A wśród zjadanych przez nie odmian są te będące pod ochroną. Ponadto nutrie uszkadzają elementy infrastruktury przeciwpowodziowej, jak wały i groble. Osłabiają też brzegi rzek, a to doprowadza do erozji.

Dzięki społecznemu poruszeniu do tej pory uratowano około 100 gryzoni, w całym województwie śląskim odstrzelono 200. Na niedawnej konferencji prasowej dyrektor GDOŚ Piotr Otawski wspomniał, iż wstrzymuje proces odławiania do stycznia następnego roku, uzasadniając to między innymi tym, iż instytucja dostawała pogróżki, również od mieszkańców Rybnika. Na krakowskiego wykonawcę, firmę KABAN, również wylała się fala hejtu w sieci – w wyszukiwarce Panoramafirm.pl po wpisaniu frazy „«Kaban» Maciej Lesiak” zobaczymy komentarze typu: „Jesteś kanalią, skoro mordujesz bezbronne nutrie”.

Agnieszka Kułakowska, przy której domu stanął ośrodek dla nutrii, przez stronę Pomagam.pl zebrała ponad 23 tys. zł na dalszą pomoc. – Kiedy powiedziałam, iż jestem pod kreską finansową, ktoś pożyczył mi za darmo koparkę z zatankowanym bakiem, ktoś podarował płyty, ktoś piasek, siatki. Zawiódł urząd miasta, który mógł wyedukować ludzi, podjąć inicjatywę w sprawie tego, w jaki sposób my, mieszkańcy Rybnika, którzy oswoiliśmy te zwierzęta, możemy posprzątać po swojej głupocie, z zachowaniem szacunku dla ich życia.

**

Mateusz Macierakowski – reporter, szczecinianin, absolwent socjologii na Uniwersytecie Łódzkim, twórca kanału Bez Żartów na YouTubie.

Idź do oryginalnego materiału