Rozdział II / Wypracow

publixo.com 3 tygodni temu

Wieczorem tego dnia przypadkiem drzwi do sypialni dzieci zostały niedomknięte. Gdy w mieszkaniu pogasły światła, uchylone drzwi skrzypnęły cichutko i Wiktor chwilę potem poczuł miękkie kroki na okrywającym go kocu.

- Śpisz? - rozległo się leniwe mruczenie w jego myślach.
- Nie...
- To śpij!

Jaśmina gwałtownie liznęła go po nosie i zwinęła się w kłębek na poduszce obok jego głowy.

- Aj, czemu mnie polizałaś?
- To taki kociejski bluetooth connection, w końcu chcesz, żebym wyczarowała ci sen?
- No...
- I uwierz mi, to jeden z bardziej łagodnych sposobów nawiązywania magicznych więzi. Dla pojedynczego snu wystarczy. Śpij już... Mrrr... Rrrr... Mrrr... Rrrr... - zaczęła miarowo mruczeć Jaśmina.

Nie wiedzieć kiedy Wiktor zamknął w oczy i zapadł w niebyt, który co dnia przypomina nam o tym, iż kiedyś nas nie było i kiedyś nas nie będzie. niedługo z jego bezdennych otchłani zaczęły wyłaniać się kolory, które pomału składały się w senne majaki.

- Krrra..., krrraa! - skrzeczące krakanie wyrwało młodą dziewczynę momentalnie ze snu. W okamgnieniu przyjęła pozycję siedzącą na ciężkim, dębowym łożu, a burza niesfornych ogniostorudych loków spłynęła jej po plecach, rozsypując się na szarej, lnianej nocnej koszuli. Siedzący w otwartym oknie komnaty kruk, przekrzywił głowę.
- Kraaa! Wszystkiego najlepszego z okazji szesnastych urrrodzin!
- Nest, ja cię kiedyś oskubię i żywcem ugotuję... Przecież jest blady świt! - odezwała się Jaśmina, trąc zaspane oczy.
- Krrraa! Słoneczko wstało już klepsydrrrę temu, porrrra wstawać, urrrodziny nie co dnia. A – i jeszcze jedno. Ojciec księżniczki się zbliża...

W tej chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi komnaty.

- Nest! - krzyknęła cicho księżniczka - dzień, w którym staniesz się rosołem jest bliski! Nie mogłeś uprzedzić mnie wcześniej!?
- Wasza wysokość! - zakrakał kruk – rrrranek tak piękny, iż szedłem piechotą... A po drrrodze wstąpiłem do kuchni...

Pukanie do drzwi rozległo się znowu.

- Córeczko... Śpisz jeszcze? - rozległ się głos zza drzwi.
- Nie, ojcze – spiesznie krzyknęła Jaśmina - już otwieram!

Zeskoczyła jednym susem z łoża i szybkimi krokami przebiegła niezbyt wielką komnatę, przelotnie zerkając w lustro. “Tak...” pomyślała Jaśmina - “czas płynie i moje piersi są chyba ciut większe niż wczoraj... Ale prócz tego wyglądam bosko!”. Odsunęła zasuwę w drzwiach i otwarła je szeroko. W niskim otworze ukazała się postać króla Hagena – barczystego, wysokiego mężczyzny, którego ogorzałą twarz zdobiła gęsta czarna broda, coraz gęściej przetykana siwymi włosami. Schylił się, wchodząc do komnaty córki i przez moment wyglądał na nieco bardziej zgarbionego niż zwykle. Wszedłszy, stanął pośrodku komnaty, przypatrując się z uwagą córce.

- Na bogów słońca! Jak matka... - wymamrotał cicho, zapominając najwyraźniej cel swojej wizyty.
- Ojcze... - wtrąciła Jaśmina.
- Córeczko! - zawołał prawie wesoło król Hagen – wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Jesteś już dorosłą damą. I wyglądasz zupełnie jak twoja matka w dniu, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz... - król wyraźnie spochmurniał.
- Ojcze... - westchnęła Jaśmina.
- Tak, tak córeczko - podjął Hagen. - wiem, wiem... Nic nie mogę na to poradzić, iż jesteś tak do niej podobna, a ja tak bardzo tęsknię. Wiem, iż to nie twoja wina. Wiem, iż nie jestem idealnym ojcem, ale wiem również to, iż każdym razem, kiedy cię widzę, przeżywam naszą stratę na nowo. Patrzę się na ciebie, a widzę twoją matkę. Czasem mam wrażenie, iż tracę zdrowy rozum...
- Ojcze... - w głosie Jaśminy zabrzmiał metal...
- No, jasne, moja księżniczko! Dziś są twoje szesnaste urodziny! Dziś będziemy świętować, a nie wspominać dawno temu zmarłych. Gdyby tylko twoja matka mogła cię teraz widzieć... - oczy Hagena zaszły mgłą.
- Tato! - tupnęła nogą Jaśmina.
- Córeczko, pozwól, iż cię przytulę - Hagen postąpił krok naprzód i zamknął córkę w niedźwiedzich ramionach, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku i brodzie ginąc w rudych lokach córki.


Po dłuższej chwili Hagen odsunął od siebie córkę na długość ramion, trzymając dłonie na jej barkach.

- No, córeczko - jeszcze raz – wszystkiego najlepszego! Insanus czeka już na dole osiodłany. Biegnij, jedź, pościgaj się z wiatrem! I weź ze sobą Nestora... - król wskazał głową na kruka przechadzającego się po parapecie - ...trochę ruchu dobrze mu zrobi, bo niedługo w ogóle zapomni po co bogowie dali mu skrzydła. Kiedy wrócisz, będziemy świętować dalej.
- Kraaaaa?! - przeciągle zakrakał kruk w sposób znaczący więcej niż epos w starożytnej mowie elfów.
Idź do oryginalnego materiału