Mamo, muszę Ci opowiedzieć, co się ostatnio działo w rodzinie. Wiesz, przyjaciółki Marii zawsze gadały, iż syn wyрazł żonę na gorąco z kieliszka w barze. Michał wrócił ze służby, pełen energii, a tu niespodziewanie wpadła do niego sprytna dziewczyna i od razu się zakręciło Nie kваłкала, nie protestувала, zgadzała się na wszystko.
Ta niska, krzepka, krótkonożna, bez talii, szeroka twarz, małe wąskie oczy po mojej ocenie imię Grażyna w ogóle jej nie pasuje. I wszystkie przyjaciółki przytakiwały:
Dziewczyna nic nie wie, trójka z minusem.
Pedagogika i Uniwersytet Warszawski?
Michał był typem sportowca, wybitnym uczniem, po demobilizacji od razu wrócił na studia. A dziewczyna, z którą ledwie się spotkał, zaraz zaszła w ciążę
Ona to na niego patrzy!
Grażyna mu nie pasuje!
Michał postanowił wziąć ślub. Maria na spotkaniach z dawnymi koleżankami odpurzyła serce, wypowiedziała się szczerze, a w domu przy krótkich rozmowach z synem postanowiła milczeć. Jego oczy błyszczały za bardzo, bała się, iż nocna sowa zakłóci dzienny rytm? Albo iż nie chce go zranić?
Przypomniała sobie, jak sama w dziewiętnastce zaszła w ciążę, zanim skończyła dwadzieścia, miesiąc przed urodzinami i jak urodziła dziecko. Ten mały chłopiec w dzieciństwie często chorował, ale dorósł, stał się silny i uprawiał sport. Nie tylko chciał się ożenić, ale i pokazał, iż potrafi zaskakiwać. Maria nie była zachwycona, ale starała się tego nie pokazywać. Dziecko nie jest winne błędów rodziców. A chęć syna zachowywać się przyzwoicie, mieć imię i nazwisko, być ojcem ona to popierała bezgranicznie.
Postanowiła nie zachowywać się jak własna teściowa, która od pierwszego dnia nie przyjęła synową i aż do rozwodu z ojcem Michała nie powiedziała mu ani jednego miłego słowa. Mieszkali w tym samym mieście, ale nie widywali się. Rozwiedzioną Marię i dziecko przyjęła babcia, zapisała je w rejestrze przed śmiercią i cieszyła się, iż mieszkanie nie przepadnie rodzinie.
Małgorzata, chociaż nie wierzyła w Boga, regularnie zamawiała msze za duszę babci, bo wiedziała, iż to dla niej ważne. Zachowała ulubione zdjęcia babci, trzymała albumy w swoim pokoju, a portret dziadka-wojaka powiesiła w nowej ramie nad kuchennym stołem. Babcia w młodości trochę przypominała słynną aktorkę Marię Krawczyk.
Małgorzata była zupełnie inna, a Michał wyrosł na przystojniaka. Jesienią syn zapytał, czy może na jakiś czas zamieszkać z mamą, czy ma iść do dziekanatu po pokój w akademiku dla rodzin. Michał gotował barszcz i obiecywał nie sprawiać kłopotów, jeżeli matka odmówi. Maria, zdumiona, wydała werdykt:
Przenieś Grażynę. My zamienimy się pokojami, damy Ci duży pokój dla trojga.
Syn podbiegł, po pocałunku szepnął:
Mamusiu, jesteś najlepsza na świecie! Nie martw się, dorobimy się, nie obciążymy Cię długami!
On był naiwny, wierzył w swoje słowa, nie mając pojęcia, co to znaczy mieć dziecko w rodzinie dwóch studentów. Małgorzata nie otwierała oczu szczęśliwemu synkowi. Życie mogło być prostsze, ale nie tak.
Na początku wspólnego życia w domu teściowej wszystko szło nie tak, jak przewidywała właścicielka mieszkania. Maria Iwanowna pracowała w centralnej bibliotece, była szefową działu, dostawała skromną pensję, ale myślała, iż wystarczy, choćby z ograniczeniami. Wtedy nadeszły lata dziewięćdziesiąte obiecywały wolność i zmiany, a przyniosły chaos. Przyjaciółki Marii kolejno się poddawały, walczyły, ale jękały i kłóciły się. Ich mężowie albo pili, albo wyjeżdżali zarabiać i znikali.
Nocą przy wejściu strzelano, na asfaltcie lewała krew. Fabryki przestały płacić, w bibliotece pensja stała się groszem wobec wzrastających cen. Michał marszczył brwi i starał się uczyć mimo wszystko. W weekendy wyjeżdżał z kumplami za miasto, pomagał starszym w ogródkach. Grażyna, choć z dużym brzuchem, winda nie miała wspinała się na czwarte piętro w korytarzowym bloku. Po trudnych porodach pierwszego ranka pokazała synowi w oknie senny chłopiec i zapytała:
Synu, jak go nazwiesz?
W jej głowie zapłonęła lampka. Światło odbijało się w oczach, jej uśmiech mówił to będzie coś pięknego.
Wkrótce Grażyna dogadała się z emerytowanymi żołnierzami z pierwszego piętra panem Iwanem i panią Zofią. Nie mieli wielu kontaktów, ale Grażyna znalazła do nich podejście, pomogła zasadzić ziemniaki i marchew pod oknem. Wiosną tak postąpiło prawie całe podwórko.
Tam, gdzie Maria się martwiła, jej synowa drapała się po głowie i myślała, jak wydostać się z tarapatów, a potem zaczynała działać. Nie chciała mówić, iż wszystko stracone. Nie miał czasu w długie rozważania trzeba było łączyć studia zaocznie i dziecko. Grażyna przeszła na tryb studiów zaocznych i mówiła:
Wspaniale! Super! Po prostu genialnie!
Ogródek pod oknem? Nie trzeba daleko jeździć, nikt nie ukradnie Twoich ziemniaków. Kłopoty wokół? To świetna szkoła charakteru! Studia i dziecko? Super, nie każdy ma szczęście, iż poślubiła i urodziła dziecko.
Maria przestała zwracać uwagę na drobne wady Grażyny sposób ubierania, maniery, wymowę. Poprawiała akcenty, nie będąc snobą, po prostu z przyzwyczajenia. Grażyna nie obrażała się, dziękowała i zapamiętywała. Była wesoła, zręczna, energiczna, a dziecko rosło tak samo chodziło w dziewięciu miesiącach, mówiło w roczku. Maria spacerowała z nim i uczyła z radością. Maluch nie marudził, nie krzyczał bez potrzeby, a gdy płakał, szukała przyczyny. Był taki słonecznik, jak jego mama, taki przystojniak, jak tata.
W trakcie sesji Grażyny Darek przeskakiwał między najlepszą przyjaciółką Grażyny Leną, weteranami rodziny Smirnow, i samą Marią. Jadł dobrze, dużo spał i zachowywał się jak idealny maluch z podręczników pediatrycznych.
Kiedy Maria zmagała się z kapryśnym, chorym Dariuszem, był pewna, iż spokojne i zadowolone dzieci to wymysł lekarzy. Nie. To prawdziwe życie. Dzieci, które nie krzyczą od rana do nocy, dużo śpią i zawsze gotowe są do uśmiechu, istnieją!
Przed sylwestrem Maria poczuła się niezręcznie, bo wciąż nie poznała rodziców Grażyny. Para młoda wziął się półtora roku temu bez wielkiej ceremonii, pojechali w odwiedziny, a przy nich nie przywołali nikogo, bo nie mieli czasu w święta. Postanowiła to naprawić wzięła wnuczka i wsunęła się do autobusu dalekobieżnego, obiecując synowi, iż wróci w weekendy. Grażyna i jej rodzina wcześniej zadzwoniły, potwierdziły wszystko.
Na dworcowym w małym miasteczku bardziej jak wioska czekała na Grażynę cała gromada ludzi. Dziesięciu ludzi machało rękami. Na drzwiach wisił plakat Witajcie!, choć nikt go nie zabrał. Pokój, który przygotowano dla gościa, udekorowano naprawdę, a na drzwiach wielkimi kolorowymi literami napisało się: Dzieci Iwana i Zofii bracia i siostry Grażyny, przybyli z przyczynami.
Kiedy w końcu zobaczyła Grażyna, Maria zamarła na pół dnia. Wnuczka wyciągnęli jej z rąk przy szlaku autobusowym i nie chcieli już oddać. Dziecko wędrowało między domem Grażyny, sprawiając radość.
Wieczorem, przed snem, Maria znalazła na nocnym stoliku piękny kieliszek szampana i słodkie ciastko z notatką, najprawdopodobniej od trzech osób różne pismo i kolory. Było to jak list od wujka Fiodora:
Grażynko, kochana, przytulamy! Słodkich snów na nowym miejscu! Niech Ci się przyśni idealny mąż!
Rodzina wiedziała, iż ich miejscowa kum, rozwiedziona, żartowała bez złej myśli. Rano, przechodząc obok domu Grażyny, drobni włóczęgi pytali, czy przyśnił jej kawaler! Babcia Zofia, energiczna, tłumaczyła:
Dlaczego się dziwisz? Figura jak u dziewczynki! Usta w kokardce. Czysta panna! Dzieci chcą Cię poślubić, więc odchodź!
Ostatni wnuk został odsyłany do szkoły. Babcia Zofia usiadła przy gościa zjadła śniadanie, które Bóg przyniósł.
A gdzie jest Darek? zapytała Maria, spóźniona. Zofia podeszła i mrugnęła:
U starszych. Iwana i Zofii? pytała. Nie, to Wanio najmłodszy, z Natalką i Siergiem. A Ty?
Maria wzięła głowę w ręce. Wydawało się, iż wnuk nocował w innym domu i ona nie wiedziała, czy go zabrać. Przerażona, iż jest zła mama i nieodpowiedzialna babcia, płakała. Potem podała herbatę z miętą, łyżkę miodu i trochę wódki, a ona pocieszyła się. Zofia obiecała zwrócić dziecko w całości.
Michał wpadł w panikę i ruszył szukać Dariusza. Po pięciu minutach dotarli do Natalii, która powiedziała, iż chłopiec został zabrany do wsi. Maria usiadła na stołku i rozpłakała się nie ze strachu, a ze wstydu, iż nie jest dobrą mamą ani babcią.
Po chwili herbata, miód i trochę wódki uspokoiły ją. Zofia gwałtownie odjechała, a następnego ranka babcia Ania (tą samą Zofię) namówiła nieochrzczoną Małgosię, żeby poszła na mszę. Wakacje przedłużyły się z dwóch dni do tygodnia. Małgosia nie oddawała już Dariusza z oczu, więc w dwie ręce zabierała go w wizyty. Krewni chcieli się poznać, a ona nie odmawiała.
Wróciwszy autobusem z wesołym, czerwonym wnuczkiem, Małgorzata i Darek wsiadali nie w dziesięciu, ale w pięciu, pakując pod siedzeniami cztery ogromne torby: grzyby, konfitury, kiszonki i manualnie robione skarpetki, swetry dla chłopca, Grażyny i jej męża Michała. Proszę, nie wstydź się przychodzić częściej! Bo to już modne.
Lata dziewięćdziesiąte, mimo swej ostrości, przestały być jedynie korytarzem strachu. Stały się zwykłą, choć surową szkołą, w której oprócz kopniaków i szarpnięć zawsze było miejsce na szczęście, niespodziewanych gości, ciepłe skarpety i listy od babci Zosi, uśmiechy, tańce i piosenki przy stole.
Z tym wszystkim Małgosia zauważyła, iż rzadziej marszczy brwi i częściej się uśmiecha. Jest po prostu zadowolona.
W kuchni odkryła jednego z krewnych Grażyny, który przyjechał studiować medycynę. Młoda babcia Dima sama zaproponowała mu nocleg w ciasnym miejscu, ale bez pretensji. Chłopak wstał, skinął szacunkiem, a Małgosia otworzyła usta w podziwie. Babcia Zofia nie wahała się, a gdyby nie mogła pomóc, nie obraziłaby się.
Wtedy w rodzinie wszystko było w porządku, dokładnie tak, jak trzeba. Dima chodził do przedszkola, Michał uczył historii w szkole, a Grażyna pracowała w firmie budowlanej dostali pracę, płacili żywe pieniądze, a nie szkolne łzy. Michał trochę się rozgorączył, bo do jego żony zaproszono, a nie jego samego. Ale dostał odpowiedź, iż ma napisać doktorat i przenieść się na uniwersytet. Kłamstwo rodzinie? Nie.
Po dziesięciu latach, kiedy Dima zaczął wygrywać olimpiady z matematyki, Michał spotkał w dziekanacie atrakcyjną młodą współpracownicę, córkę dziekana młodszą od Grażyny, z zadbanymi oczami i szpilkami na wysokości kolan. Powiedział żonie, iż składa wniosek o rozwód
Grażyna pobladła, ledwo nie zemdlała. Maria podeszła, objęła ją, szepnęła synowi, iż jak to tak? Nie mów, iż nigdy nie zamierzałeś zostawić rodzinę, dziecko. Michał nie odpowiedział, spakował rzeczy i złoMichał ostatecznie zrozumiał, iż najcenniejsze w życiu są miłość i rodzinna więź, i postanowił wrócić do domu, by naprawić to, co zniszczył.





