Instytucje przechowujące DNA roślin nie przypadkiem nazywamy bankami. Przez całą epokę nowożytną nasiona i sadzonki były zalążkiem bogactwa. Bogactwa, na które kładł się długi cień przemocy. Jeszcze w XVIII wieku dostęp do egzotycznych przypraw był ściśle reglamentowany, świadczył nie tylko o wysokim statusie społecznym korzystających z nich obywateli, ale i przewadze państw. A o tę walczono nie szczędząc krwawych metod.
Brutalną, jak na XXI-wieczne standardy, odsłonę tej rozgrywki obserwujemy w tej chwili za naszą wschodnią granicą. Po tym jak świat Zachodni przeszedł już częściowo proces kolonizacyjnego odwyku, to Rosja stała się głównym rozsadnikiem bezpośredniej przemocy, motywowanej podbojem ziem i mętnie tłumaczonej misją dziejową. Dotknęła ona nie tylko ludności cywilnej, ale i rezerwatów przyrody czy łańcuchów dostaw umożliwiających sprzedaż ukraińskich zbóż na globalnych rynkach. Jednym z symbolicznych momentów w tym powrocie do prymitywnych praktyk zniszczenia, był atak na bank genowy w Charkowie.
Prezentowana w BWA w Krośnie „Republika Nasion” Ewy Goral to instalacja malarska, która odwraca logikę odwiecznej przemocy i wyzwala z niej rośliny. Artystka wykupiła z magazynów agencji mienia wojskowego płócienne worki, które następnie pozbawiła pierwotnych funkcji, rozpruwając szwy. Tak powstałą tkaninę, nienadającą się już do składowania i przewożenia ekwipunku wojskowego, wykorzystała jako podkład malarski. W charakterystyczny dla siebie sposób, artystka wypełniła przeobrażone płótna „portretami” roślin, które pozbawione są odniesień do botanicznej systematyki. Wymykają się więc nie tylko logice przemocy, ale i wszelkiej kategoryzacji czy ocenie pod kątem statusu poszczególnych gatunków w atlasie botanicznym czy przydatności w działalności gospodarczej.
Głównej instalacji towarzyszy seria oszczędnych rysunków, oraz mniejsza instalacja, kreująca środowisko zniszczonego w wyniku bombardowania laboratorium. Poszerzają one perspektywę stanowiąc wgląd w przeszłe i przyszłe losy relacji człowieka i przyrody. Rysunki przypominają utracone projekty nowych roślin, tworzonych przez człowieka poprzez wprowadzanie mutacji genetycznych. Czarny kontur, jak i biel papieru wtapiająca się w tło ściany kierują skojarzenia ku kulturze Japonii, w której biel jest kolorem żałoby. Rysunki powieszone w równych odstępach wypełniają całą ścianę tworząc kolumbarium, czyli zbiorowy grobowiec przypominający swoim wyglądem murowaną ścianę. Obok, na gruzach porzuconego laboratorium pojawiają się symptomy spontanicznego wzrostu roślin, przyrody odradzającej się tym bujniej tam, gdzie nie ma już człowieka.
Rośliny w dobie XXI-wiecznych kryzysów planetarnych domagają się uwagi, namysłu, a przede wszystkim ochrony prawnej oraz instytucjonalnej, a także podmiotowego statusu. „Republika Nasion” obrazuje transformację, od obiektu przemocy do symbolu bioróżnorodności. To rozpaczliwy manifest i uniwersalny komentarz, do otaczającej bogactwo przyrodnicze przemocy.
Maciej Kozłowski i Martyna Karpowicz