– No i na co się tak dąsasz? Zobaczysz, iż ci się tam spodoba. Morze, plaża, słońce… – mówiła Ewa, niespokojnie łapiąc wzrok córki.
Ale Zosia uparcie odwracała się do okna, za którym ciągnęły się niekończące pola i niskie winnice. Wzdłuż torów biegła droga, po której pędziły kolorowe samochody, wyglądające z okna pociągu jak zabawki.
W oddali, w mglistej porannej poświacie, pojawiały się i znikały sylwetki gór. Od oślepiającego słońca zaczęły ją piec oczy. Zosia raz jeszcze sięgnęła po telefon, z irytacją odrzucając go od siebie.
„Ach, te męki pierwszej miłości” – westchnęła w duchu Ewa, a głośno powiedziała:
– Chyba nie ma zasięgu. Jak dojedziemy…
– Mamo, daj spokój – odparła leniwie Zosia, znów odwracając się do okna.
– Dom Kasi stoi na wzgórzu, z okna widać morze. Czasem choćby je słychać. A jaki tam ogród! I powietrze! – nie ustępowała Ewa. – Za kilka godzin sama wszystko zobaczysz.
– Tylko nie mów, iż ma syna – Zosia spojrzała na matkę z niechęcią.
– Ma. Tylko nie swojego. Kasia nie ma własnych dzieci. Wychowała cudze. On studiuje w innym mieście. Teraz sesja, raczej go nie zobaczysz.
– Mówiłaś, iż to twoja przyjaciółka. Jak się poznałyście, skoro ona mieszka nad morzem, a ty w okolicach Warszawy? – Zosia niechętnie zainteresowała się tematem.
– Och, to interesująca historia. jeżeli chcesz, opowiem.
Zosia ledwo wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od monotonnego pejzażu za szybą.
***
Mieszkałyśmy z Kasią na sąsiednich ulicach, razem chodziłyśmy do szkoły. Nie powiem, iż była pięknością, ale włosy miała niezwykłe – jasnoblond, kręcone, w słońcu lśniły jak złoto.
Na ulicy wszyscy się za nią oglądali. Wydawało mi się, iż trochę tej uwagi przechodziło i na mnie. Przed maturami całą klasą pojechaliśmy popływać łódką, potem poszliśmy do parku. Tam poznała chłopaka i od razu się zakochała. WidywSpotkaliśmy się tylko raz, gdy wróciła już z synkiem, który wpatrywał się w morze tak, jakby chciał zapamiętać każdą falę.