- Tato, tato!
- Co się stało?
- Pamiętasz ten mój projekt ze środowiska z zeszłego semestru pt. “Sadzonka domózgowa”?
- Nie bardzo kojarzę...
- No, ten, gdzie ta flama od środy kazała nam przygotować i zaprogramować implanty dla dżdżownic, które miały zmodyfikować ich system nerwowy w kierunku rozwoju mózgu...
- ?
- No, wtedy, co cię do dyrektora wzywali potem...
- A!... Trzeba było od tego zacząć - pamiętam, musiałem odwołać występ na konferencji.
- No to wyobraź sobie, iż dziś sprzątałem w mojej szufladzie, a oni tam dalej sobie istnieją w tym słoiku...
- ?
- No przecież dyrektor i ta flama od środy kazali mi to zniszczyć natychmiast jako nieetyczne. Ja się starałem, zrobiłem cały wszechświat, jakąś planetkę na jego skraju, zorganizowałem tam życie oparte na białku, a jak już zaczęli wypełzać z płynów na suchy ląd, to wszczepiłem im takie trochę bardziej zaawansowane sadzonki domózgowe, które pchnęły wszystko do przodu. Ewolucja, szamanizm, wierzenia, takie tam klimaty.
- A... No tak, pamiętam, jak dezyfenkowałeś ten słoik po spuszczeniu wszystkiego do kibla.
- No właśnie. Zalałem wodą, wylałem, wyparzyłem, włożyłem słoik do szuflady, a potem o nim zapomniałem. I wyobraź sobie, iż dziś, kiedy sprzątałem, znalazłem ten słoik, a oni tam wciąż żyją! Nie uwierzysz – choćby latają już w ten słoikowy kosmos jakimiś rakietami. Ale głównie to zajmują się wyrzynaniem nawzajem, a w przerwach czekają, iż im jakiegoś mesjasza przyślę...
- Synu, nie zawracaj mi teraz głowy. Lepiej przypomnij mi, gdzie położyłem eonowy zakrzywiacz ochnastowymiarowy. Będę potrzebował go jutro w robocie.