Polscy myśliwi kultywują tę (saską!) tradycję od XVIII wieku, ceremoniałem przypominając Bractwo Kurkowe, starsze, ale słabiej uzbrojone. Aliści, gdy Bractwo Kurkowe stało się pozytywnym elementem polskiej kultury, łowcy polscy popadli w problemy, których już sami nie ogarniają. I jedni, i drudzy stworzyli elitarne środowiska, ale pierwsi wzmocnili swą historyczną wartość, zaś drugich przenicowała współczesność…
Myśliwi są skupieni w Polskim Związku Łowieckim. Jest ich około 130 tysięcy i z mocy prawa są współgospodarzami polskich lasów. Są trybikiem w gospodarce leśnej i może dlatego etos łowcy, powód dumy dla pokoleń myśliwych, ma znaczenie niknące. – Mamy problem wizerunkowy – mówi bezradnie prezes Głównej Rady Łowieckiej Możdżonek. Wini za to czarne owce, przynoszące najwięcej wstydu organizacji, ale to tylko część prawdy. Wypadki, choćby najbardziej absurdalne, gdy myśliwy strzelił w lesie do daniela, a to był listonosz Daniel, zdarzały się wcześniej i zdarzać się będą. Przyczyną fatalnej opinii o myśliwych są oni sami. Opolski naukowiec Kazimierz Ożóg zbadał infrastrukturę leśną, czyli przestrzeń zawłaszczoną przez myśliwych. W lasach stoi ponad 130 tysięcy ambon i zwyżek, z których łatwo strzela się do zwierzyny. Nie trzeba jej podchodzić, trudzić się w kniei. Wystarczy zanęcić, a samemu nie usnąć na ambonie. Te ustawia się często przy paśnikach, nęciskach, lizawkach, co myśliwemu – chroniącemu przyrodę, jak się określają – w ogóle nie utrudnia oddania strzału. „W mojej okolicy przerażenie budzą linie ambon. Strzegą ściany lasu, linii leśnej drogi, zupełnie jak wieżyczki strażnicze w obozach jenieckich” – pisze Ożóg na portalu Wildmen. I przedstawia wniosek, który myśliwi powinni przemyśleć, bo to nic innego jak przemoc symboliczna. Czy o to chodzi w tym biznesie?