Elżbieta Dzikowska jest polską podróżniczką, historyczką sztuki oraz twórczynią filmów. O 88-latce zrobiło się głośno na przełomie kwietnia i maja 2025 roku za sprawą ujawnionych informacji dotyczących jej psa - 15-letniej suczki Lizy. Pupil został odebrany Dzikowskiej z końcem kwietnia po tym, jak jego ciężką sytuację opisano na jednej z grup na Facebooku. Pogotowie dla Zwierząt zainteresowało się stanem Lizy, który, jak mieli później stwierdzić, był poważny.
REKLAMA
Zobacz wideo Nikodem Rozbicki o swoim podejściu do piesków. Czy jest psim tatą?
Elżbiecie Dzikowskiej odebrano psa. "Chodziła, ocierając się o ściany"
Sytuację oraz stan Lizy opisali następnie przedstawiciele Pogotowia dla Zwierząt w poście na Instagramie. "Suczka była skrajnie wychudzona, z przekrzywioną głową, chora, cierpiąca. Chodziła, ocierając się o ściany, zostawiając ślady ropy i bólu. Natychmiast zabraliśmy ją do całodobowej kliniki weterynaryjnej" - opisano w mediach społecznościowych, udostępniając zdjęcia psa. W rozmowie z shownews.pl Grzegorz Bielawski z Pogotowia wyjaśnił, iż Dzikowska miała zgodzić się na przekazanie pupila w ręce specjalistów.
- Ustaliliśmy, iż pies jest w stanie zagrożenia zdrowia, a choćby życia. Poinformowaliśmy właścicielkę, iż w naszej ocenie nie jest ustalony prawidłowy tok leczenia. Właścicielka twierdziła, iż pies jest leczony przez lekarza, ale nie była w stanie podać nazwy leków, ani dokładnie, co temu psu dolega - wyjawił dla portalu wolontariusz. Dzikowska miała przy tym kontaktować się później z Pogotowiem, proponując, iż zapłaci za leczenie Lizy.
Elżbieta Dzikowska zabrała głos. "Naprawdę nie zasłużyłam na takie traktowanie"
O komentarz do całej sprawy została również poproszona sama Dzikowska. W rozmowie z shownews.pl opowiedziała o tym, jak wyglądało życie Lizy oraz podkreśliła, iż zależy jej pupilu. - Pies miał dwie budy, nie ma obowiązku trzymania psa w domu. Ja miałam jedną budę w ogrodzie, on nie chciał w niej spać, bo wolał bliżej domu. No to mu na tarasie przy domu wybudowałam wygodną budę, ale on też niechętnie. Więc był otwarty garaż i on miał tam swoje miejsce, to jest duży garaż. (...) I tam miał jedzenie cały czas, a drugie jedzenie miał na tarasie. Piesek miał u mnie zawsze mnóstwo jedzenia. Jeszcze ja mu później zawsze z obiadu dawałam - wyjaśniła podróżniczka. - Nie wiem, gdzie jest mój pies, jak on się czuje i kiedy mi go zwrócą. Dzwoniłam, dowiadywałam się, chciałam pokryć koszty leczenia. Jest mi go żal, bo to stary pies, przewożony z miejsca na miejsce. Ja naprawdę nie zasłużyłam na takie traktowanie. Ci sąsiedzi, co na mnie donoszą, ja ich nie znam. A ci, co mnie znają wiedzą, jaka jest prawda - dodała Dzikowska dla shownews.pl