Pilot zginął, ratując pieski. Pochowany wraz z popiołami szczeniaka

3 godzin temu

Seuk Kim przybył wraz z rodzicami do Stanów Zjednoczonych z Korei Południowej w latach 80. Miał trudne dzieciństwo, jego ojciec uległ wypadkowi i został sparaliżowany. Matka musiała zajmować się chorym mężem, wychowywać dzieci i zarabiać na chleb. Mimo to Kim zdobył wykształcenie, osiągnął sukces w sektorze finansowym. Dobrze zarabiał, miał żonę i troje dzieci. Podczas pandemii uznał, iż nie chce siedzieć za biurkiem; marzył o lataniu. W 2020 roku rzucił posadę, zdobył licencję pilota, kupił samolot typu Grumman. W roku następnym przystąpił do organizacji non profit Pilots N Paws. Zajmuje się ona ratowaniem psów i kotów, często chorych, starych, niewidomych. Są przewożone drogą lotniczą ze schronisk, które dokonują eutanazji, do takich, które nie zabijają zwierząt, albo do osób, które zgodziły się adoptować czworonogi. Pilots N Paws przewozi około 16 tys. zwierzaków rocznie, często przez terytorium całego kraju. Logistyka przedsięwzięcia jest skomplikowana. Zdarza się, iż piloci nie transportują swoich podopiecznych do ostatecznego celu, ale przekazują je pilotom, którzy lecą dalej. Na lotnisku czekają wolontariusze z wodą, żywnością, gotowi sprawdzić, czy piesek ma się dobrze, i wyprowadzić go na spacer. Piloci działają na własny koszt, latają swoimi samolotami i choćby nie otrzymują rekompensat za paliwo.

Najbardziej lubił koty

Teresa Paradis, dyrektor organizacji Live and Let Live Farm Rescue współpracującej z lotnikami, opowiada: „Seuk miał wspaniały charakter. Kochał wszystkie zwierzęta i chciał zrobić sobie selfie z każdym pieskiem, ale najbardziej lubił koty. Musieliśmy go poganiać, ponieważ zanim wszedł do samolotu, zawsze wyjmował kota z klatki i się z nim fotografował”. Wolontariusze i inni piloci czasem irytowali się na Kima, ponieważ przez swoje selfie z pupilami i skłonność do pogawędek opóźniał loty. Wszyscy go jednak cenili, bo nigdy nie odmawiał podjęcia się misji ratunkowej. Odbywał dwie lub trzy wyprawy tygodniowo. Na miesiąc przed śmiercią kupił nowy, większy i szybszy samolot Mooney M20J, aby zabierać na pokład więcej czworonogów. Chciał poznać historię każdego zwierzaka. Słyszano, jak żegnał się z pieskiem, którego przekazał nowemu właścicielowi: „Powodzenia! Teraz będziesz miał wspaniałe życie!”.

W przedostatniej misji przywiózł dwa niewidome i głuche ośmiomiesięczne szczenięta do Cathy Gillespie, która postanowiła je adoptować. „Dotrzymałeś obietnicy, iż przekażesz mi pieski osobiście” – powiedziała na płycie lotniska wzruszona kobieta.

Nastąpiły turbulencje

Następnego dnia, 24 listopada, Kim przewoził trzy zwierzaki z Maryland do Albany w stanie Nowy Jork. Pogoda była burzliwa, nad górami Catskill maszyna wpadła w turbulencje. Kim poprosił o pozwolenie na zmianę wysokości. Chwilę później maszyna zniknęła z radarowych ekranów. Ratownicy znaleźli potrzaskany wrak, a w nim martwego pilota oraz pieska imieniem Lisa. Whiskey, ośmiomiesięczny mieszaniec labradora, zagrzebał się w śniegu, miał połamane nogi, ale przeżył. Pluto, 18-miesięczny mieszaniec teriera, doznał obrażeń płuc. Oba czworonogi zostały opatrzone i trafiły do schronisk. Szczątki Lisy spopielono, a popioły przekazano rodzinie Seuka Kima. Podczas pogrzebu, który odbył się na cmentarzu Fairfax Memorial Park w Wirginii, 51-letni Sejin Kim włożył urnę z prochami pieska do trumny młodszego brata. Powiedział: „Seuk zginął, robiąc to, co kochał. Lisa symbolizuje wszystkie zwierzęta, które ocalił. Chcieliśmy, żeby była z nim na zawsze”.

Idź do oryginalnego materiału