10 maja 2023
Miłość przyszła niespodziewanie, ale coś poszło nie tak.
Wieczorem Weronika wracała z pracy, jak zwykle przez mały park, gdy nagle z krzaków wygramolił się malutki szczeniak. Był pulchny i okrąglutki jak pączek.
Ojej, skąd się tu wziąłeś, śliczniaku? zdziwiła się, pochylając nad nim.
Piesek popiskiwał, merdał malutkim ogonkiem i wpychał pyszczek w jej trampki. Wzięła go na ręce, a on spojrzał na nią tak wiernie i smutno, iż nie mogła go zostawić.
Z psem na rękach wróciła do mieszkania. Szczeniak od razu zaczął obwąchiwać nowe terytorium.
No i co ja z tobą zrobię? Nie mam pojęcia, jak się opiekować psem… O rany, trzeba ci jeszcze imię wymyślić.
Zastanawiała się, jak go nazwać, nie wiedząc nawet, jakiej jest rasy i czy wyrośnie na dużego psa. Tymczasem szczeniak znikał jej z oczu.
Hej, gdzieś się schował? Hej, Burek! zawołała, a on wyturlał się zza szafki, na której stał telewizor. O, więc jesteś Burek! Skoro się odezwałeś, to znaczy, iż tak cię nazwiemy. Jak urośniesz, będziesz Burym.
Szczeniak był głodny i skomlał. Weronika zajrzała do lodówki, ale nie znalazła nic odpowiedniego.
Trzeba kupić mleko, a najlepiej od razu pójść do zoologiku naprzeciwko, poradzić się pomyślała, szykując się do wyjścia.
Burek, idę do sklepu, jesteś głodny, zaraz wrócę pomachała mu i wyszła, uważnie zamykając drzwi. Piesek też chciał iść za nią.
W sklepie zoologicznym Weronika wyjaśniła sprzedawcy swoją sytuację.
Nie mam pojęcia, czym go karmić. To duża odpowiedzialność.
Nic się nie martw, dasz radę. Wszystko ci wyjaśnię, a internet też pomoże.
Wracała do domu z torbami pełnymi psiej karmy. Z każdym dniem Burek rósł, a Weronika uczyła się, jak opiekować się psem. Wyprowadzała go na smyczy, bo bała się, iż ucieknie.
Burek, nie wolno! Burek, fe! komenderowała.
Najbardziej martwiła się, gdy była w pracy:
Co tym razem zniszczy?
Burek wyrósł na dużego Burka. Nie ogromnego, ale sporego. Okazał się mieszańcem, brązowym i krótkowłosym. Sąsiadka Halina, która miała owczarka niemieckiego i znała się na psach, powiedziała:
Weronika, to pewnie mieszanka labradora z czymś, ale wygląda jak labrador.
No i dobrze, jaki jest, taki jest uśmiechnęła się Weronika. To nie ja go wybrałam, to on wybrał mnie.
Minął rok. Większość czasu nazywała go Burkiem, a jak była zła, to Burym. Był posłuszny, wykonywał wszystkie polecenia. Rano i wieczorem „wyprowadzał” ją na spacer tak właśnie mówiła, iż to on ją wyprowadza, a nie ona jego.
Bury, przez ciebie choćby w weekend nie mogę się wyspać. Budzisz mnie jak zegarek głaskała go po głowie.
Za to Burek uwielbiał weekendy. Wychodzili razem do parku nad jeziorem, gdzie było wybieg