Pies wbiegł na drogę i o mało nie wpadł pod samochód: gwałtownie zahamowałem, a zwierzak patrzył na mnie i głośno szczekał, aż w końcu zauważyłem to na trawie…

5 dni temu

Jechałem autostradą, jak zwykle, wykonując codzienne obowiązki.
Droga była niemal pusta tylko czasem przemknął jakiś samochód, a w radiu grała moja ulubiona piosenka. Byłem zrelaksowany, myślami daleko od jezdni.
Aż nagle stało się coś nieoczekiwanego.
Tuż przed maską, jakby znikąd, wyskoczył na drogę pies. Wcisnąłem hamulec do oporu, opony zawyły, a auto zatrzymało się o włos od niego. Mało brakowało, a wpadłby pod koła.
Ale co dziwne pies ani drgnął. Stał nieruchomo przed chłodnicą i wpatrywał się we mnie, oczy mu płonęły. Szczekał głośno, niemal histerycznie.
Czyżby wściekły? przemknęło mi przez głowę. Nie wychodziłem z auta, ale coś było nie tak W jego spojrzeniu nie było agresji, raczej rozpacz i natarczywość, jakby błagał mnie o pomoc.
Zauważyłem, iż to zadbany zwierzak czarno-biały, czysty, na pewno nie bezpański. Więc miał właścicieli.
Ale dlaczego tak zawzięcie szczeka?
Wtedy coś przykuło moją uwagę na poboczu, w trawie, leżało coś. Najpierw myślałem, iż to zgubiony przedmiot, ale gdy przyjrzałem się bliżej, krew we mnie zastygła.
To było dziecko. Malutkie, może półroczne, niezdarnie wyciągające rączki przed siebie.
Wszystko stało się jasne w jednej chwili.
Dziecko wypełzło z pobliskiego domu. Pies to zauważył i pobiegł za nim, a gdy malec znalazł się zbyt blisko jezdni, zwierzak rzucił się na drogę, ryzykując życiem, by zatrzymać samochody.
Nie szczekał bez powodu wzywał pomocy.
Szybko wysiadłem i podniosłem dziecko. Było całe, tylko trochę przestraszone. Pies nagle ucichł, jego szczekanie zamieniło się w ciche skomlenie.
Podszedłem do domu i zapukałem. Po chwili w drzwiach stanęła kobieta matka dziecka. Gdy zobaczyła je w moich ramionach, zbladła, a potem wybuchnęła płaczem.
Opowiedziałem, co się stało, i wskazałem na psa. Ten siedział obok, wpatrując się w malca, jakby sprawdzał, czy wszystko w porządku.
Kobieta rzuciła się ku niemu, objęła za szyję i szepnęła:
Uratowałaś go
I wtedy zrozumiałem to nie był zwykły pies. To był prawdziwy anioł stróż.

Idź do oryginalnego materiału