Pies był już prawie obojętny, zamierzał opuścić ten okrutny świat…

6 godzin temu

Pies już prawie się poddał, myślał, iż odchodzi z tego okrutnego świata

Ola od lat mieszkała w małym domku na skraju wsi pod Krakowem. Gdy ludzie mówili, iż jest samotna, śmiała się pod nosem: Czy ja naprawdę sama? odpowiadała z uśmiechem. Nie, mam ogromną rodzinę! Wiejskie sąsiostki skinęły głowami, ale kiedy Ola odwróciła się, wymieniły spojrzenia i przycisnęły palcami czoła. Jaka rodzina? nie ma męża, nie ma dzieci, tylko zwierzęta. To właśnie te czworonożne i pierzaste stworzenia Ola uważała za najbliższych. Nie przejmowała się tym, co inni twierdzą, iż zwierzęta trzyma się wyłącznie dla korzyści: krowy dla mleka, kury dla jaj, psy dla stróżowania, koty dla łapania myszy. W jej domu mieszkało pięć kotów i cztery psy, a wszystkie spędzały zimy w przytulnym wnętrzu, nie na podwórzu, co budziło zdziwienie sąsiadów.

Swoje zdziwienie wyrażali w szepcie, wiedząc, iż nie ma sensu kłócić się z dziwaczną kobietą. Na każde uwagi Ola tylko się śmiała: No co, nie ma sprawy, wystarczy im trochę powietrza, a my mamy ciepło w domu.

Pięć lat temu jej życie zerwało się w jednej chwili straciła jednocześnie męża i syna. Wrócili z połowu, gdy na drodze przy autostradzie wystrzeliła ciężka naczepa. Po tragedii Ola zdała sobie sprawę, iż nie może dalej mieszkać w mieszkaniu, w którym wszystko przypominało bliskich. Nie do zniesienia było przechodzić te same uliczki, wchodzić do znanych sklepów i spotykać współczujące spojrzenia sąsiadów.

Po pół roku sprzedała mieszkanie i z kotem Misią przeprowadziła się do wsi, kupując mały domek na skraju pola. Lato spędzała przy ogródku, zimą pracowała w stołówce w lokalnym ośrodku. Stopniowo przyciągała nowe zwierzęta: niektórzy żebrali przy dworcu, inni włóczyli się przy stołówce w poszukiwaniu jedzenia. Tak zebrała swoją rodzinę z istot, które kiedyś były samotne i zranione losem. Ciepłe serce Oli leczyło ich stare rany, a one odwdzięczały się lojalnością i miłością.

Karmiła wszystkich, choć nie zawsze było to łatwe. Wiedząc, iż nie da się bez końca adoptować zwierząt, wielokrotnie obiecywała sobie, iż już nigdy nie przyjmie kolejnego. ale pewnego marca zima przybrała surowy charakter: kolczasty śnieg zasypał drogi, a nocą wiało lodowatym wiatrem.

Tamtego wieczoru Ola spieszyła się na ostatni autobus do swojej wsi. Miał dwa weekendy wolnego, a po zmianie wpadła do sklepu, kupiła jedzenie dla siebie i zwierzaków oraz wzięła jedzenie z stołówki. Ciężkie torby ciągnęły jej ręce, ale szła, myśląc tylko o cieple domu. Gdy dotarła do przystanku, serce podpowiedziało jej, iż coś jest nie tak. Kilka kroków przed autobusem zatrzymała się i odwróciła.

Pod ławką leżał pies. Spojrzał prosto w Olę, ale oczy miał matowe, szklane. Ciało pokryło się śniegiem widocznie spędził tu niejedną godzinę. Przechodnie, skuleni w szalikach, mijali go obojętnie. Czy naprawdę nikt tego nie zauważył? przetoczyło się w głowie.

Ola poczuła, jak w środku coś się kurczy. Zapomniała o autobusie i własnych obietnicach, podbiegła, rzuciła torby i wyciągnęła rękę. Pies powoli mrugnął. Dzięki Bogu, żywy! westchnęła z ulgą. No dalej, wstawaj, kochana

Zwierzę nie ruszało się, ale nie opierało oporu, gdy ostrożnie wyciągała je spod ławki. Wyglądało, iż pies już nic nie obchodzi był gotów odejść z tego okrutnego świata

Ola nie pamiętała, jak udało jej się nieść dwie ciężkie torby i jednocześnie trzymać psa w ramionach, ale po wejściu do autobusu usiadła w kącie i zaczęła energicznie głaskać i ogrzewać drżące ciało znalezionej istoty, przyciskając mu zimne łapki do dłoni.

No co, kochana, zaraz się rozgrzejesz, a my jeszcze musimy do domu, mruknęła. Zostaniesz naszą piątą psinką, żeby było równo.

Z torby wyciągnęła kotlet i podała go zmarzniętemu gościowi. Najpierw odwrócił się obojętnie, ale po chwili, gdy trochę się ogrzał, zmienił zdanie: oczy rozbłysły, nozdrza drgnęły i posiłek został przyjęty.

Po godzinie kobieta już stała z Milą tak nazwała psa na poboczu, machając ręką, by zatrzymać samochód, bo autobus już odjechał. Z pasa stworzyła prowizoryczne uprzęże, choć nie było to konieczne: pies szedł przy niej, przytulając się do nóg. Po kilku minutach zatrzymał się samochód.

Dziękuję bardzo! powiedziała Ola. Nie martwcie się, wezmę psa na kolana, nie pobrudzi nic. Nie ma sprawy odparł kierowca. Niech usiądzie, nie jest mały.

Mila, drżąc, przytuliła się do właścicielki, i razem udało im się usiąść na jej kolanach. Teraz jest cieplej uśmiechnęła się Ola.

Kierowca skinął głową i podgrzał ogrzewanie. Jedzeli w milczeniu: kobieta, patrząc na płatki śniegu w świetle świateł, tuliła nową podopieczną, a mężczyzna wymachiwał spojrzeniami po spokojnym profilu pasażerki. Wiedział, iż to właśnie ona znalazła psa i zabiera go do domu.

Pod domem kierowca wysiadł, pomógł nieść torby. Stos śniegu przy furtce był tak wysoki, iż musiał go odgarnąć ramieniem. Rdza na zawiasach nie wytrzymała furtka upadła na bok. Nic się nie stało westchnęła Ola. Już dawno trzeba było to naprawić.

Z domu dobiegł wesoły szczek i mruczenie, a właścicielka pobiegła do wejścia. Na podwórze wyszła cała jej rozmaita kompani. No co, czekali na mnie? Oto nowa przyjaciółka! przedstawiła Milę, wystawiając ją zza nóg.

Psy machały ogonami, węszyły torby, które trzymał mężczyzna. Co my tu robimy w zimnie? przypomniała sobie Ola. Wejdźcie do domu, jeżeli nie przeraża Was taka wielka rodzina. Może herbata? Dziękuję, ale jest już późno odmówił gość. Nakarmcie swoje, na pewno tęskniły.

Następnego dnia, w okolicach południa, Ola usłyszała pukanie w podwórzu. Założyła kurtkę i wyszła zobaczyła wczorajszego kierowcę, który już przytwierdzał nowe zawiasy do furtki, obok leżały narzędzia. Dzień dobry! uśmiechnął się. Złamałem Wam furtkę, więc przyjechałem naprawić. Nazywam się Wojciech, a panie?

Ola podziękowała, a jej ogoniaste rodziny otoczyły go, węsząc i machając. Mężczyzna usiadł, by pogłaskać zwierzaki. Ola, wejdź do domu, nie zmarznij. Już kończę i chętnie wypiję herbatę. A w samochodzie mam ciasto i kilka smakołyków dla Waszej dużej rodziny

Tak oto w małym krakowskim zakątku powstała wspólnota, w której ludzie i zwierzęta uczą się, iż prawdziwa siła nie tkwi w liczbie, ale w sercu gotowym przyjąć potrzebującego. Bo jak mówi przysłowie: *Kto daje, ten zawsze ma więcej* a miłość, którą dzielimy, nigdy się nie wyczerpuje.

Idź do oryginalnego materiału