Piękno w ogrodzie: Fioletowa symfonia kwiatów.

6 dni temu

Pewna kobieta mieszkała w pięknym domu. Na sąsiedniej rabacie kwitły hortensje i petunie. Fioletowy rozkwit kolorów niemalże odbierał zmysły.

Z podkulonymi nogami wsiadała do ogrodowej huśtawki i zatapiała się w lekturze. W piekarniku dopiekało się ciasto morelowe. Jego zapach mieszał się z miętową wonią krzewów, a wszystko razem zdawało się przypominać raj.

Zawsze wiedziała, kiedy miał przyjechać. Tego ranka przygotowywała ciasto, snując w myślach nowe pomysły na nadzienia. Zup, sosów i ziemniaków nie znosiła. Magia tkwiła w cieście, które posłusznie przyjmowało kształt pod wprawnymi dłońmi.

Śmieszne. Niegdyś ciasta piekła wyłącznie babcia. Teraz robiła to ona. A przecież nie była jeszcze staruszką.

On nigdy nie wiedział, kiedy do niej pojedzie. Po prostu mijał czas — i nagle ogarniała go tęsknota. Zawsze dzwonił już w drodze.

Nie miał nic i nikogo. Tylko przeszłość: dwa małżeństwa, jednego syna, przeprowadzkę do innego miasta, walizki w bagażniku samochodu, stos wspomnień i powolne wydobywanie się z czarnej dziury rozpaczy i gniewu.

Poznali się banalnie. Na plażowej imprezie. Obcy ludzie, dorośli. Jego wciągnął tam kolega, ją — siostra. Oboje nie mieli na to ochoty, dlatego siedzieli jak intruzi na tym przyjęciu. A potem zaprosił ją do tańca. I, nie wiadomo czemu, kupił tanią różę na długiej łodydze od przekupki. Potem zawiózł ją przez pół miasta do domu.

Wszystko się poplątało. I spanikował. Po co znów dręczyć serce?

Ale za każdym razem, gdy pustka wokół stawała się nie do zniesienia, wsiadał w auto i jechał. By wtulić się w jej włosy i szepnąć do ucha: no, cześć…

Zaczynał choćby myśleć, iż mógłby tu zostać na zawsze.

Pewnego razu jej to powiedział. W jej oczach błysnęło i zaraz zgasło: jak chcesz, jak zdecydujesz, jak uważasz.

Za każdym razem rozstawali się, jakby rozrywali żywe ciało. Już wychodził za bramę, zatrzymywał się, odwracał. Wracał, by ją pocałować. Znów próbował wyjść. Znów wracał.

Żałował, iż poznał ją tak późno. Cieszył się, iż w ogóle ją spotkał.

Ona nalewała herbatę do wysokiego kubka, kroiła ciasto i siadała naprzeciw. Nic nadzwyczajnego. W jego życiu były prawdziwe namiętności i gorączkowe noce. Okazało się jednak, iż potrzebował tej cichej, spokojnej miłości. Pachnącej miętą i truskawkowym konfiturem. Albo malinowym.

Idź do oryginalnego materiału