Słuchaj, mam taką opowieść, którą ledwo mogę uwierzyć, a przy okazji trochę się rozgrzała w naszej polskiej wsi.
Stara Zofia Kowalska mieszkała na skraju małej wsi w Małopolsce, gdzie jedyne co słychać, to szum wiatru wśród starych chasów i odgłosy krow w oddali. Jej chatka była już po latach okiennice podniszczone, ogródek pełen chwastów i cisza, która zdawała się wypełniać każdy kąt. Po śmierci męża i wyprowadzce dzieci do Krakowa, jej dni kręciły się wokół herbatki, robótek na drutach, prace w ogrodzie i wieczornych audycji w radiu.
Pewnej pochmurnej jesieni, kiedy liście spadały jak popiół z wypalonych listów, Zofia zauważyła za płotem cień. To był pies wyczerpany, brudny, kości wystające i oczy, w których kryło się coś ludzkiego. Nie szczekał, nie warczał, po prostu patrzył. Zofia podała mu trochę zimnej wody i kawałek kiełbasy. Pies ostrożnie podszedł, zjadł wszystko i wyczołgał się z powrotem. Następnego dnia wrócił, a potem znów i znów.
Nazwała go Bartek, choć wyglądał bardziej jak włóczęga niż szlachetny pan. Z każdym kolejnym dniem zwierzak ufał jej coraz bardziej merdał ogonem, ocierał się o rękę i towarzyszył jej choćby do studni.
Pewnej nocy, kiedy usłyszała głośny szczek, wybiegła na podwórze. Bartek szalał wokół szopy, a przy tym usłyszała ciche stukanie. Ktoś był w środku. Chwyciła latarkę, otworzyła drzwi i prawie padła ze zdumienia w środku stał chudy chłopiec, ubrany w podarty płaszcz, brudny i wystraszony.
Proszę, nie bijcie mnie wyszeptał.
Okazało się, iż to uciekinier z domu dziecka. Uciekł przed okrutnym opiekunem. Bartek znalazł go w lesie, podzielił się tym, co znalazł, i ogrzał go swoim ciałem, po czym przyprowadził go do Zofii, bo wyczuł w niej dobroć.
Zofia nie zastanawiała się długo schowała chłopca w swoim domu. Kiedy przyjechała policja (sąsiedzi wezwali ich po hałasie i migających światłach), nie oddała go od razu. Po rozmowie z jedynym stróżem w okolicy dowiedziała się, iż chłopca szukają od dłuższego czasu, a jego opiekun już został zwolniony. Dziecko trafiło do nowej rodziny adopcyjnej, ale zanim odjechało, szepnął:
Teraz jesteś moją babcią Czy mogę do Ciebie pisać?
A Bartek został. Już nie był bezpański stał się prawdziwym panem podwórka.
Od tamtej pory Zofia ma znowu rodzinę wiernego psa, listy od wnuczka co tydzień i to ciepłe uczucie, iż życie, jak merdający ogon, potrafi nagle zawrócić i przynieść szczęście, kiedy najmniej się tego spodziewasz.

15 godzin temu








