Teściowa odmówiła wsparcia. "Nie chcę patrzeć na to wstrętne babsko"

2 godzin temu

Taka piękna dzielnica

Beata jest cztery lata po ślubie z Tomkiem. Mieszkają w wynajętym mieszkaniu. W świetnej dzielnicy, najlepszej w mieście. Cisza i spokój, stare, często jeszcze przedwojenne domy. Małe uliczki, wysokie drzewa. Beata kocha to miejsce.

- Ciułamy na własne lokum, ale jak się tu mieszka, to trudno myśleć o nowoczesnym osiedlu, gdzie jeden drugiemu zagląda w okno – mówi. - Tu wszędzie jest zieleń, w lecie sąsiad sąsiada nie widzi, można odpocząć w ogródku.

Oni ogródka nie maja, ale jest spory balkon. Pod balkonem bzy, w maju pachną upojnie.

- Wynajmujemy piętro w takim typowym klocku – mówi Beata. - No ale wiadomo, iż chciałoby się być na swoim. Zbieramy więc na wkład własny, na resztę wzięlibyśmy kredyt. Ale najchętniej kupilibyśmy coś w okolicy. Niestety, nasze mieszkanie nie jest na sprzedaż. Właściciel trzyma dom dla wnuczki.

Beata nie ukrywa jednak, iż chodzi po uliczkach i pyta, czy jest coś na sprzedaż. Wiadomo, na cały dom nie mieliby pieniędzy, ale tu jest wiele takich mieszkań, jak to ich. Kiedyś tak budowało się domy, oddzielna klatka schodowa, nie tak jak teraz.

- I kilka miesięcy temu okazało się, iż jest na sprzedaż mieszkanie po sąsiedzku – mówi Beata. - W dodatku w okazyjnej cenie, bo do remontu. Za 600 tys. złotych. Z garażem i małym ogródkiem, na parterze. Marzenie. Rozmawiałam z sąsiadem, powiedział, iż mogę być pierwsza, poczeka, aż załatwimy kredyt.

Beata była tak podekscytowana, iż nie mogła doczekać się powrotu męża z pracy. Pisała do niego, żeby wracał prosto do domu.

- Tomek też się zapalił do tego projektu – mówi Beata. - Zanim wrócił, zrobiłam rozeznanie, co z kredytem. Musimy mieć 20 procent wkładu własnego, resztę dostaniemy z banku.


Marzenia się nie spełniają


Tomek był zachwycony możliwością zakupu własnego lokum w ich ulubionej dzielnicy. Tyle tylko, iż zdążyli uzbierać 60 tysięcy złotych. Beata postanowiła poprosić o pożyczkę mamę i teściów, po 30 tysięcy złotych, choć wie, iż dla jej rodzicielki to oszczędności jej życia.

- No ale mama bez wahania się zgodziła, powiedziała, iż będziemy oddawać w ratach, jak nam pasuje, iż chętnie nam pomoże – mówi Beata. - Czekała nas rozmowa z teściami. Tomek uważał, iż raczej nie powinno być problemu. Ja choćby mu uwierzyłam.

Teściowie to ludzie majętni, odziedziczyli sporo po rodzicach, sami też się dorobili. Beata wie, iż mają oszczędności, mają przeróżne działki. Ale teściowa ma też swoje przekonania – niczego nie daje się dzieciom za życia.

- Nam jednak chodziło o pożyczkę – podkreśla Beata. - Oboje pracujemy, zaczęliśmy zarabiać całkiem przyzwoicie, dzieci jeszcze nie mamy, oddalibyśmy co do grosza.

Rozmowa była dosyć krótka. Tomek wyłuszczył, z czym przyszli. Powiedział, iż to wyjątkowa okazja. Beata nieśmiało dodała, iż to ich marzenie, a teraz mogłoby się spełnić.

- Teściowa tylko zmierzyła mnie z pogardą, powiedziała jasno i stanowczo, iż nie ma mowy, bo oni nikomu z zasady nie pożyczają pieniędzy – mówi Beata.

Tomek jeszcze próbował przekonać matkę, choćby jego ojciec chciał się wtrącić, iż przecież chodzi o przyszłość syna. Teściowa jednak była nieugięta.

- Wie pani, co mi powiedziała? „Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia, a was najwyraźniej na to nie stać”. I taki był koniec dyskusji – mówi smutno Beata.


Jak mam widywać to babsko?


Wyszli, jak niepyszni. Tomkowi było podwójnie przykro, bo jednak w skrytości ducha liczył na pomoc matki.

- Ja rozumiem, iż ona ma jakieś tam swoje zasady, iż uważa, iż młodzi sami się powinni dorabiać, a majątek ewentualnie odziedziczą już po śmierci rodziców – mówi Beata. - Ale czasy są, jakie są. Nam młodym nie jest wcale łatwo. I przecież nie chcieliśmy za darmo, mogliśmy oddać choćby z procentem.


Sprawdzała jeszcze kredyty z mniejszym wkładem własnym, ale mało banków je oferuje i są już znacznie droższe. Liczyła, kalkulowała, uznała w końcu, iż nic z tego nie wyjdzie. Powiedziała sąsiadowi, żeby mieszkanie ogłosił. Sprzedał je bez problemu. Beata od tamtej pory jest niepocieszona. Widzi, iż i mężowi jest z tego powodu smutno.

- Ja teściowej od tamtej pory nie widziałam i zapowiedziałam mężowi, iż więcej się z nią nie spotkam – mówi Beata. - On zrobi, co zechce, to jego matka. Ja jednak choćby nie chcę patrzeć na to wstrętne babsko, nie siądę z nią przy stole. Nieważne, imieniny czy święta. Więcej do niej nie pójdę.

Idź do oryginalnego materiału