Nie spodziewałem się, iż znajdę cię w Paryżu. Myślałem, iż spotkamy się w jakimś odległym porcie w Australii, Stanach czy Kanadzie. Albo pośrodku oceanu.
– Nie mogę jechać do Stanów, bo wiem, iż Japończycy naciskają na Trumpa w mojej sprawie. – Paul Watson uśmiecha się. – Nie sądzę, by wydał amerykańskiego obywatela, ale wolę nie ryzykować. W Kanadzie też raczej mnie nie lubią, ponieważ sprzeciwiałem się polowaniom na foki i hodowli łososia oraz krytykowałem kanadyjski Departament Rybołówstwa i Oceanów.

Aktualności „Pisma”
W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.
– Więc teraz to twój dom? – rozglądam się po wnętrzu starej barki przycumowanej do nadbrzeża Sekwany.
– To mój azyl, choć na weekendy wyjeżdżam do Marsylii, tam są moja żona i dwójka dzieci.
Stara łajba pachnie drewnem i świeżo zaparzoną kawą. Przez bulaje widać centrum Paryża, bulwarami nad Sekwaną ludzie spieszą do pracy. Łagodne fale na rzece kołyszą barką, a ja wyobrażam sobie, iż jednak rozmawiamy gdzieś pośrodku Atlantyku. Jest zimny wiosenny dzień, Paul Watson dorzuca do kominka. Poranne światło wędruje po półkach z książkami. Między pozycjami o orkach, wielorybach i oceanach zauważam mosiężną figurkę Neptuna – płynie przez fale w muszli prowadzonej przez zaprzęg koników morskich. W ręku trzyma gotowy do rzutu trójząb.
Paul Watson na swojej barce na Sekwanie, Paryż 2025 roku, fot. BARTEK SABELA– Żartujemy, iż jesteśmy marynarką wojenną Neptuna – mówi gospodarz, widząc, iż przyglądam się statuetce.
Obok Neptuna jest też karykatura samego Watsona. Plastikowa postać z wielką białą brodą i wyciągniętymi rękoma rozrywa potężne kajdany. Archetyp kapitana statku, wilk morski – jak z kreskówki dla dzieci. Dalej, w ramce, zauważam dyplom Honorowego Obywatela Paryża, jest też francuski Medal Zgromadzenia Narodowego i Medal Miasta Nicea. Pytam, czy czuje się bezpiecznie we Francji.
Paul Watson (ur. 1950)
pochodzący z Kanady działacz i aktywista na rzecz praw zwierząt i ochrony środowiska naturalnego. Jeden z założycieli fundacji Greenpeace oraz założyciel stowarzyszenia Sea Shepherd zajmującego się ochroną mórz i oceanów.
– W zupełności – odpowiada spokojnie Watson. – Ostatnio spotkałem prezydenta Macrona, podszedł do mnie, uścisnął dłoń, powiedział, iż Japończycy chcą, by mnie wydał. Ale zapewnił, iż tego nie zrobi. przez cały czas muszę jednak uważać, dokąd podróżuję. Formalnie wciąż jestem poszukiwany czerwoną notą Interpolu.
Zarzuty postawione Watsonowi: włamanie na statek, uszkodzenie mienia, utrudnianie działalności gospodarczej i spowodowanie obrażeń ciała innych osób.
Byłem najstarszy z siedmiorga rodzeństwa – zaczyna Watson, gdy pytam go o przeszłość. – W Saint Andrews, naszej wiosce rybackiej na wschodnim wybrzeżu Kanady, intensywnie poławiano homary. Zawsze łatwo można było rozpoznać dzieci z biednych rodzin, takich jak moja, bo do szkoły dostawaliśmy kanapki z homarem. Masło orzechowe było marzeniem, czasami udawało mi się przehandlować kilka moich kanapek za jedną z masłem. Miałem choćby dwa żywe homary w domu. Nadałem im imiona. A potem wypuściłem na wolność. Całe dnie biegałem po lasach i plaży. Teraz, kiedy jestem ojcem małych dzieci, myślę sobie, iż trzeba mieć szczęście, by przeżyć.
Jak wtedy, gdy człowiek ma osiem lat i bawi się z kolegami w piratów. Chłopcy przywiązują go do masztu wraku niewielkiego jachtu stojącego na plaży i w ferworze zabawy zapominają o nim. Tymczasem zaczyna się przypływ, który na wschodnim wybrzeżu Kanady potrafi narastać w zaskakująco szybkim tempie. Mały Paul stoi już po pas w wodzie i wie, iż raczej nie ma szans na ratunek. Krzyczy, ale bezlitosna woda wciąż się podnosi, a na brzegu nie ma nikogo.
– Zanim mnie uratowali, byłem już pogodzony z tym, iż umrę. I wiesz co? Nie bałem się. Cały strach uleciał ze mnie raz na zawsze, zwłaszcza iż nie boję się oceanu. A jak się nie boisz, to możesz zrobić wszystko – dodaje.
– Czy to przeżycie uformowało cię takim, jaki jesteś? – dopytuję.
– Nie tylko to. Pamiętam, iż gdy miałem 10, może 11 lat, spędziłem całe lato na obserwowaniu rodziny bobrów w lesie. Pływałem z nimi, bawiłem się. Gdy wróciłem następnego lata, bobrów już nie było. Całą rodzinę wybili traperzy. Byłem wściekły, chodziłem po lesie i niszczyłem wszystkie pułapki, uwalniałem zwierzęta. I w zasadzie robię to do dziś.
Gdy Paul ma 13 lat, umiera jego matka. Ojciec zabiera całą rodzinę z wybrzeża do wielkiego Toronto. Paul nie ma z nim dobrych relacji (jak sam mówi, ojciec bił zarówno matkę, jak i dzieci). Przy każdej sposobności chłopak ucieka z domu i wraca nad ocean. W wieku 15 lat, tuż po tym, jak pierwszy raz oddał ojcu, opuszcza go na dobre: wsiada w pociąg towarowy i rusza na zachodnie wybrzeże do Vancouver. Chce kontynuować przerwaną naukę, ale nie zostaje przyjęty do college’u. Przez szereg miesięcy błąka się po okolicy, nie ma domu ani pieniędzy. Zaciąga się więc najpierw do straży przybrzeżnej, a potem cały rok pływa po Oceanie Spokojnym na pokładzie statku towarowego. Do Kanady wraca w 1969 roku, ma niespełna 19 lat.
Przeczytaj też:Paula Kahumbu i jej medialni wojownicy
Na granicy USA i Kanady realizowane są wtedy protesty przeciwko testom nuklearnym na Amczitce, jednej z Wysp Aleuckich. Organizatorami demonstracji są Society of Pollution and Environmental Control (SPEC) oraz Alma Mater Society z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Wśród protestujących pojawiają się między innymi członkowie Sierra Club oraz kwakrzy, chrześcijańska wspólnota religijna. Działający razem aktywiści Jim i Marie Bohlen, Dorothy i Irving Stowe oraz Robert (Bob) Hunter proponują nowe formy wyrażania sprzeciwu:passive resistance, czyli bierny opór, jedną z postaci nieposłuszeństwa obywatelskiego. Zasady opracował kilkadziesiąt lat wcześniej Mahatma Gandhi. W 1970 roku ze Sierra Club wydziela się grupa Don’t Make a Wave Committee, do której przyłącza się Watson.
– Chcieliśmy uświadomić ludziom, iż podwodne testy mogą spowodować falę tsunami, jak stało się w wyniku trzęsienia ziemi na Alasce w 1964 roku, po którym fale zalały między innymi Vancouver Island i Big Island – wyspę należącą do archipelagu hawajskiego. Motywacje każdego z nas były inne. Sierra to ekolodzy, kwakrzy – grupa pacyfistów. A dla mnie ważna była przyroda Amczitki.
Zielony pokój –historia powstania Greenpeace
Grupa jest zdeterminowana, chce popłynąć na Aleuty i swoją obecnością zablokować detonację. Na jednym z pierwszych spotkań, wspomina Watson, ktoś wychodząc z sali, pozdrawia innych znakiem pokoju (u nas to znak wiktorii). Bill Darnell, przyszły członek założyciel Greenpeace, dorzuca: „Niech to będzie zielony pokój”. Hasło idealnie wyraża dualistyczną – przyrodniczo-antywojenną – naturę działań nowej organizacji. Nie dysponując zbyt dużymi pieniędzmi, aktywiści wynajmują stary, 25-metrowy kuter rybacki. W połowie września 1971 roku drewniana łajba z wymalowaną na dziobie nazwą „Greenpeace” opuszcza port w Vancouver i rusza w kierunku Aleutów. Jednak po kilku dniach rejsu statek zatrzymuje zła pogoda, interweniuje też Straż Wybrzeża USA. W tym czasie kolejna grupa aktywistów wynajmuje inną jednostkę – wysłużony trałowiec wojskowy – i pod koniec października 1971 roku rusza na Aleuty. Tym razem na pokładzie jest Paul Watson. „Greenpeace II” nie dopływa jednak na czas. Armia detonuje bombę.
– Porażka? – pytam.
– Przeciwnie – odpowiada. – Dzięki nam sprawa uzyskała taki rozgłos, iż to był ostatni test nuklearny na Aleutach.
Jedna z pierwszych akcji Greenpeace, 1975 rok, wybrzeże Kalifornii. Zainspirowani Gandhim aktywiści – między innymi Patrick Moore, Will Jackson, Bob Hunter i Watson – próbują pokojowo zablokować połów kaszalotów. Cała załoga płynie statkiem „Phyllis Cormack”. Do akcji bezpośrednich wykorzystują trzy zodiaki (pontony z silnikiem). Jak pół wieku później opowie mi Watson, w jednym z nich płyną we dwóch z Bobem Hunterem. Za nimi wielki rosyjski statek wielorybniczy, przed nimi stado ośmiu kaszalotów. Za każdym razem, gdy harpunnik próbuje wypalić, Watson i Hunter manewrują tak, by stanąć na linii strzału. Strategia działa przez jakieś 25 minut. Potem – jak twierdzi Watson – na dziób statku wbiega rozjuszony kapitan, krzyczy do obsługi działa, a w stronę aktywistów kieruje wymowny gest poderżnięcia gardła. Huk. Harpun wbija się w ciało jednej z samic. Wtedy podpływa olbrzymich rozmiarów samiec, by bronić swojego stada. Wynurza się z wody, ogonem rozbija taflę morza. Ale wielorybnicy już czekają na niego z drugim harpunem. Znów huk. Woda jest czerwona od krwi. W agonii wieloryb wynurza się tuż przed łodzią Watsona i Huntera.
– Mógł nas wtedy z łatwością zabić, a jednak osunął się na bok, z powrotem do oceanu – wspomina Watson. – Był tak blisko, iż widziałem w jego oku swoje odbicie. Wiedziałem, iż on rozumie, co robimy. I wyobraź sobie ten moment. Siedzę z Bobem na tej motorówce, dokoła pięć rosyjskich statków, zachód słońca i wszędzie krew. Wiesz, dlaczego je zabijali? Nie dla mięsa. Kaszaloty zabija się dla oleju spermacetowego. Ma wyjątkowe adekwatności i olbrzymią odporność termiczną, więc stosowano go jako smar między innymi przy produkcji rakiet balistycznych. Więc zabijamy te niezwykle inteligentne, czujące zwierzęta, by produkować broń masowego rażenia, by móc się nawzajem zabijać. Rozumiesz to szaleństwo? Jako gatunek jesteśmy na drodze do kolektywnego samobójstwa. Wtedy przyrzekłem sobie, iż będę po stronie wielorybów.
Statek Sea Shepherd Conservation Society „Farley Mowat” na Oceanie Południowymw poszukiwaniu japońskiej floty wielorybniczej, styczeń 2006 roku, fot. JEREMY SUTTON-HIBBERT / ALAMY STOCK PHOTO, ANDRE ESTEVE Z / PEXELS
Ale niekoniecznie z tymi samymi ludźmi. W 1972 roku Don’t Make a Wave Committee przekształca się w Greenpeace Foundation (to nawiązanie do powieściFundacjaIsaaca Asimova) z Watsonem jako jednym z założycieli. Przynajmniej on tak twierdzi, bo innego zdania jest zarząd organizacji. Zresztą na stronie Greenpeace też są pewne rozbieżności. W jednym miejscu pojawia się stwierdzenie, iż trudno wskazać jednego założyciela, ale warto wymienić osoby, które szczególnie się wyróżniają jako twórcy organizacji: Bob Hunter, David McTaggart, Dorothy i Irving Stowe. W drugim widnieje informacja: „Phil Cote, Irving Stowe i Jim Bohlen założyli Greenpeace w 1970 roku”. O Watsonie nie ma ani słowa.
– Mówią, iż byłem tylko jednym z pierwszych członków.
– Więc o co chodzi? – dopytuję, bo wersję Watsona potwierdzają publikacje w „New Yorkerze” i „New York Timesie”. Podobnie historię założenia Greenpeace przedstawia dokumentHow to Change the World(Jak zmienić świat).
– W Greenpeace zaczęła się polityka, czyli walka o władzę – opowiada mi Watson. – Miejsce Roba chciał zająć Patrick Moore, którego nigdy nie lubiłem. W latach 1976– –1977 organizowałem kampanie na rzecz fok na kanadyjskim Labradorze. Zwerbowałem wtedy Brigitte Bardot, zrobiliśmy jej zdjęcie z foką, wiedziałem, iż to będzie wielki sukces. Gdy odprowadzałem ją do helikoptera, nagle zjawił się Moore i powiedział, iż chce siedzieć obok niej. A ja go nie wpuściłem. Zagroził, iż wylecę z organizacji, gdy tylko zostanie prezesem.
Kilka dni później zdjęcie Bardot przytulającej małą fokę trafia na okładki magazynów na całym świecie. Świat mówi o Greenpeace, płyną pieniądze od darczyńców, a kilka miesięcy później Patrick Moore zostaje prezesem.
Kiedy helikopter z aktorką szykuje się do startu, grupa kłusowników wznawia polowanie. Jeden z nich rusza z pałką w kierunku foki. Watson podbiega do niego, wyrywa mu narzędzie, wyrzuca je do oceanu, a zwierzę zabiera w bezpieczne miejsce. Tak on przedstawia tamte wydarzenia. Kilka dni później zdjęcie Bardot przytulającej małą fokę trafia na okładki magazynów na całym świecie. Świat mówi o Greenpeace, płyną pieniądze od darczyńców, a kilka miesięcy później Patrick Moore zostaje prezesem.
– I co, wyrzucił cię?
– Pretekstem była ta pałka – zarzucono mi wandalizm, zbyt kontrowersyjne metody, naruszenie prywatnego mienia. Greenpeace miał być bardzo pokojową organizacją, a własność jest przecież święta w naszym społeczeństwie. – Śmieje się Watson. – Ale wbrew temu, co mówią, nie zostałem usunięty z Greenpeace. Odwołano mnie jedynie z zarządu. Odszedłem sam. Teraz Greenpeace wypiera się także Moore’a. Ale historii nie zmienisz.
O Greenpeace Watson mówi: „To największa organizacja dobrego samopoczucia. Ludzie dołączają do niej, by czuć się dobrze i dostać bilet do ekologicznego zbawienia”. Próbując dowiedzieć się czegoś o Watsonie, dzwonię do Greenpeace. Słyszę: „Wybacz, ale nie pomożemy”. Na zarchiwizowanej stronie organizacji znajduję jednak wypowiedź Boba Huntera, którego Watson w naszej rozmowie nazywa swoim przyjacielem: „Nikt ani przez chwilę nie wątpił w jego odwagę. Był wielkim bratem wojownikiem. Jednak w kontekście Greenpeace wydawał się opętany zbyt silną potrzebą, nieustającą chęcią wysuwania się na pierwszy plan, zepchnięcia wszystkich na bok. Ciągle odwiedzał inne biura, odgrywając rolę buntownika. Gdziekolwiek się pojawił, siał podziały. Wszyscy czuliśmy, iż wpadliśmy w pułapkę i trzeba to było jakoś przerwać”.
Shea Shepherd w walce z wielorybnikami
W 1977 roku Watson zakłada własną organizację. Najpierw działa pod nazwą Earth Force Society, niedługo zmienia ją na Sea Shepherd Conservation Society. „Morski pasterz” – tak nazywa się człowieka, który opiekuje się stadami owiec na niezamieszkałych wyspach. Do grupy Watsona później dołączą także Rod Merritt i David Garrett, jego koledzy z Greenpeace. Watson opowiada, iż niektórzy otwarcie go krytykują, z kolei inni po cichu wspierają jego inicjatywę – na przykład Robert Hunter, którego imię będzie nosiła jedna z początkowych jednostek Sea Shepherd. Pieniądze na zakup pierwszego statku Watson uzyskuje od Clevelanda Armory’ego – znanego aktywisty, dziennikarza i pisarza, prowadzącego Fund for Animals. „Sea Shepherd I” to stary brytyjski trawler rybacki z domalowanymi na burcie pasami w kolorach tęczy. Służy Watsonowi do grudnia 1978 roku, zaledwie rok, ale jego koniec jest spektakularny i wyznacza filozofię działania nowej organizacji: akcja bezpośrednia, czynny opór. Założenia akcji bezpośrednich jako sposobu osiągnięcia celu politycznego czy społecznego …

16 godzin temu







