Ostatnie lato w szopce
Mgła jak cienka chusteczka spokojnie zwijała się po powierzchni rzeki. Ewa Kowalska siedziała na schodach bramy domku wczasowego i patrzyła, jak wschodzi słońce. Dla niej lato zawsze zaczynało się w tym momencie cisza, chłód, pierwsze promienie słońca i zapach kadzi czajnika z sąsiedniego podwórza. Ilu miała już takich poranków, iż i nie pamięta? Ale ten był szczególny. Ostatni.
Babciu, czemu nie śpisz? Justyna, wnuczka Ewy, westchnęła, wchodząc na werandę.
Spoglądam odparła kobieta. Szedź tutaj, patrz, jak to piękne.
Justyna opadła obok babci na stopniu i położyła głowę na jej ręce. Miała czternaście lat, a w tym wieku nastolatki nie lubiaź wolnych dni, zwłaszcza gdy organizują się zamiast spać. Ale od momentu, gdy się dowiedziała o sprzedaży szopki, zaczęła cenić każdą chwilę, którą związana była z tym miejscem.
Babciu, może jednak zmienisz zdanie? po setnym razie zapytała.
Słoneczko, chciałabym, ale już nie mam siły, bólu i pieniędzy. Truskawki na ganku rosną, a dach pada, więc co mam z tym wszystkim zrobić?
My możemy pomagać z tatem, babciu. Aniutka też… zaczęła Justyna.
Och, Twoi rodzice i tak cały lipiec siedzą nad laptopami, choćby w projekcję naletują, jak się do tej roboty stratą nie rozbiją.
To nieprawda! żarliwie zaprzeczyła Justyna. Pamiętacie, jak tata malował ogrodzenie?
Malował uśmiechnęła się Ewa. A potem trzy dni leżał z bólem pleców i obiecywał, iż więcej się nie zbliży do ciężarnej sztabki. A Twoja matka dopiero dwa dni może na tym podwórku, a już ledwo odkładknię.
Ale…
Żadnych leczek delikatnie przerwała babciu. Już wiedziałam. To mój ostatni lipiec tutaj. I ty powinieneś go spędzić inaczej. Lepiej nie tęsknić, tylko zapamiętać w głowie, by to było ciekawe.
Ewa delikatnie pogłaskała Justynę po czuprynie i podniosła się.
Idę podgrzać czajniczka. Dziś mamy dużo roboty przyjedzie stary Zbyszek z jego córką.
Justyna podnieciła się. Wizyta sąsiadów zawsze zwiastowała bajeczne historie, smaczny obiad i możliwość przekupienia Zbyszka, żeby dał konik swobody, ponieważ choć miał sześćdziesiąt, znał wykluczone wzory na Partykach, które Ewa uwielbiała.
Do południa dom w czasie został zapakowany dźwiękami.
Ewusiu, przywiózłam sadzonki! Trzy odmiany jabłek, jak prosisz zakrzykiwał Zbyszek, niosąc skrzynie.
Chciałaś wpadać, a nie kupować metra w mięso! warknęła Izka, jego córka.
To one będą piękne! W sam raz na jesień! uśmiechnęła się Ewa, uściskując gości.
Tylko iż będzie smutno westchnął Zbyszek. Trzydzieści lat tu chodzimy. Lata miroszów, placków na letnią jubileusz…
Więć nie wzdychaj, stary przestała go Izka. Opowiedz, gdzie tam pakować siebę?
W trakcie dzielenia się sadzonkami Justyna spacerowała po ogrodzie, dotykając każdy kęp parzączka, jakby się od nich zabierała. Starą jablonię, z której spała, klęcąc na stopniu, i pośliznęła się, łamiąc rękę. Jemiołki czarnego maliny, gdzie się ukrywali przed babcią, skandyjącaj piosnki, jakie tylko znaleźli. Chancela strychów, zabroniona dla dzieci, ale tamz zawsze coś znajdowali. Każdy ten kawałek ziemi był wplątany w wspomnienia.
Ej, zaniedbańcze zawołała Izka. Zdobądź pomagacz kartofli!
Gdy wypili obiad, jak zwykle wszystko wypadało. Zbyszek opowiadał o sąsiadzie, który zaczął wymieniać łazienkę w trzy godziny rana, Izka udzielała rad dotyczących nowych diet, a babcia wspominała, jak z chłopcem po raz pierwszy tu przyszła.
Wtedy tu były tyle roślin, iż trzeba było leźć przez gaj mówiła, krojąc ogóreczki do sałatek. Kiedyś mojego Piotruś, żeby nie urodził się, powiedział: „Ewusiu, to nasz strój. Tu będzie ogród, tam choćby pod myśliwy, a przy rzeczce zagajek do tea-coffiego”.
A stratok tak i nie rozstała zauważył Zbyszek, kładąc filiżanki.
Po prostu nam się nie zdarzyło westchnęła Ewa. Zawsze wydawało się, iż czas będzie dobrej, iż jeszcze kịp. Ale on już nie śmiejszy się, potem go nie było. A teraz i domu już być nie będzie.
Wszystko zapadło się w ciszę. Słychać było tylko psotę psów w dół ulicy i tiktak zegara na ścianie.
A kto jest odbiorcą? pierwsza przerwała ciszę Izka.
Młoda para z pięciolatkiem odpowiedziała Ewa, przywzruszona. Swoją metodą lubią, chcą mieszkać w naturze, by móc pracować zdalnie.
A kiedy zorganizują?
Na końcu sierpnia. Z rogu programu przyszli, zapłacili iść, szanują to miejsce.
Może się odmienią z nadzieją powiedziała Justyna.
Nie smutno uśmiechnęła się babciu. Już mają plany, Alberta przyniosła. Tu będzie nowe życie.
Po obiedzie mężczyźni ruszyli usuwać konar, który przewrócił się zimą, a kobiety w kuchni przygotowywały pierwsze przekąski na wino.
A do kogo to wszystko czaszyć? pytała Izka, zakręcając kolejną szklankę.
Podaruję odparła Ewa. Tobie, dzieciom, sąsiadom. Samej mi strzyknie.
Trzymaj, może zorganizować, żeby nam zebrać gota? odgryzła Izka. Z tych wszystkich masz gwałtownie nowej szopki.
Nie, już zdecydowała się babciu. To nie tylko finanse albo moje siwy. Porasta przeszłość. Trzydzieści lat z Piotruś mieliśmy tutaj szczęście, potem piętnaście lat przyjeżdżały, by czuć jego obecność. Ale wiem… czas odmienić.
A będziesz czym? podejrzliwie przysłoniła siebę Izka.
A zobaczysz zagadkowo się uśmiechnęła Ewa.
Wieczorem, gdy słońce już opadało, cała rodzina zgromadziła się pod starym jabłoniem. Zbyszek rozgrzał grill, Izka włożyła mięso, a Justyna z rodzicami układała stoły wokół pniaka.
Szopka bez mięsa nie jest szopką ogłosił ojciec Justyny, otwierając butelkę z winem.
Proponuję wypicie podnosił kieliszek Zbyszek, gdy wszyscy usiedli. Za babkę, która stworzyła to miejsce, włożyła w nie duszę i uczyniła je domem dla nas wszystkich!
Za babkę! podniosła kieliszek soczystTruthy Justyna.
Rozmowy płynęły wolno, jak rzeka w oddali. Wspomnienia zmieniały się w roztargnienia, roztargnienia w plany na przyszłość.
A wiedzieliście, kto tu był, zanim my? nieoczekiwanie zapytała Ewa.
Nic machnął ręką Zbyszek. Tylko trawa.
Nie pokręciła głową Ewa. Kiedy my kupiliśmy ten podziałek, znalazłam pod lasami stare fundamenty. Tam, za jabłonią wskazała ręką. Starsze opowiedziały, iż wcześniej tu mieszkała rodzina stróża. Miał trójkę dzieci i duży dom. Ale wojna strasznie się położyła, facedown nie wrócił, a żona z dziećmi udała się do krewnych. Każdy dom stopniowo się zrujnował, a fundamenty zostały i już.
A 이것 nie opowiadałaś? zdziwił się Zbyszek.
Wiem, chciałam, by to miejsce miało własną historię, własną duszę. ale wiedziałam, iż może to się zmniejszyć, jeżeli mówić o tym. Ale teraz… teraz mogę. Wtedy zaczyna się nowa historia.
W czasie rozmowy nie zauważyli, jak zapadła noc. Gwiazdy wyszczególniły się na niebie jakby ktoś chaotycznie wyrzuCIł galaktykowy pysk.
Pamiętacie, jak tak leżeliśmy na mięt i liczyliśmy odchodzące gwiazdy? urocze powiedziała mama Justyny.
A po co teraz? zaproponowała Justyna.
Ale, już otwierają się rosy, które tam się skumal zaśmiała się Izka.
Mam pomysł wstała Ewa. Stoń, idźmy, coś Ci coś.
Pod podsufitem zmówno odnalazła wielki worek.
Co to? z ciekawością zapytał Zbyszek.
Zobaczycie.
Na polanie przed domem Ewa rozwaliła worek. W środku był wielki pasiastoch jawor.
Kupił Piotruś, ale nic nie powiesz wyjaśniła. Tyle lat czekał. A teraz czas do niego użyć.
Mężczyni zaw cozło, zawеш cwaczki, a cała rodzina przemieniała się po kolei, patrząc na niebo.
Wiedzę, o czym chcę poprosić, kiedy zobaczę niebo szeptała Justyna, kiedy przyszła jej kolej.
I o czym? zapytała leżąca obok babka.
Że nowa rodzina będzie lubiła to miejsce, jak my.
Ewa ciszo swoją rękę.
Teraz, gdy wszyscy rozeszli się, babka z wnuczką zostali. Decydowały, iż Justyna zostanie przez cały lipiec, pomagając porządkować rzeczy.
Skarbie, znalazłam stare albumy! zawołała dziewczynka, przeglądając półki.
No, chodź tu, dzwonimy powiedziała Ewa, wypierając jedzenie.
Siedziąc na starym sofie, lisciącie zniszczone sio, Patrząc zdjęcia.
Kto to? pytała Justyna, wskazując nieznane twarze.
To jest ciocia Zosia, stryj stryjka. A to są sąsiedzi, Procopowscy, dawno przeniesieni do miasta.
Przetrwały album, aż po zdjęcia, na których Justyna miała jeszcze małe opowieści.
O! To tatuś! zaśmiała się, wskazując chudzika z obojętnym uchem.
Tak, Twoj tata. Mu będzie tu około dziesięciu.
A to… mama! wykrzyknęła. Oni jeszcze tu byli.
Tak. Domy były pod sąsiedztwem. Tym razem razem byli, razem rosnęli. I potem się poślubili.
Jak rzymsko westchnęła Justyna. A u mnie w ogóle nie tak będzie. O tym, jak rosnę, jak kogoś spotkam…
U Ciebie będą inne wspomnienia delikatnie powiedziała babka. Może choćby lepiej.
Wątpię nasunęła się Justyna.
Ewa westchnęła i zamknęła album.
Wiem, co odkryłam w tym zapałku: Dom to nie cegła, nie ziemia. Dom to ludzie, to wspomnienia, to miłość. I wszystko to nosimy, gdziekolwiek idziemy.
A gdzie będziemy? uprzednio spytała Justyna.
Ja w nowym mieszkanium u Twoich rodziców. A Ty… będziesz przyjeżdżał weekendy, i razem będziemy gotować Twój ukladane placki, chodzić w parku i opowiadać opowieści. I może kiedyś będziesz miał własną szopkę.
Dziewczyna milczała, ale ciasno przytuliła babkę.
Lato przemknęło, ale każdy dzień był pełen drobnych czynności: strzyżenie trawy, podlewania kwiatów, zbierak jabłek, a później pisanie wró. Ale każda czynność uzyskała nowy sens.
Babciu, patrz, coś znalazłam! Justyna przedzierała się od kawałka lasu, trzymając przedmiot.
Co to? zerknęła Ewa.
Nic nie wiem, iż tu wyszła odezfundamentu, o którym opowiadałaś.
Ewa wzięła przedmiot do ręki była to starożytne metalowe skrzynka, pokryta rdzą.
Ciekawe, co w środku? z zafat longis spytała Justyna.
Otwierając zakręcik, odnaleźły zdjęcia, które zgasły, i połówkowo złożony papier.
„Szanowna Anio… zaczęła czytać Ewa. Gdybyś to odnalazła, znaczy, iż nie wróciłem z wojny. Znaj, iż kochałem Cię całym sercem i myslałem o Tobie codziennie…
Głos Ewy zadrżała, i nie mogła się skończyć.
To to samo pismo od stróża? domyśliła się Justyna.
Wydaje się przytaknęła babka. Tylko, iż on nie zdążył go wysłać. Wyszedł tutaj, pod bramkę.
A jego żona nigdy nie wiedziała… wycedziła Justyna.
Kto wie zastanawiała się Ewa. Może pisał jej wiele listów. A może ona czuła jego miłość bez słów.
Co z tym pismem?
Myślałam, żeby dać je nowej rodzinie. Niech będzie częścią historii domu.
W sierpniu gorąco było niewytrzymujące. Dni płynęły powoli, jakby sama przyroda nie chciała rozstawać się z mieszkańcami starego szopki.
Jutro przyjadą nowi, by podpisać dokumenty powiedziała Ewa podczas kolacji.
Tyle szybko? rozczarowała się Justyna. Myślałam, iż jeszcze trochę się da…
Czas zawsze gwałtownie przemija, słoneczko uśmiechnęła się babka. Ale nowy czas też może być cudowny.
W ostatniej nocy na szopce Justyna nie mogła zasnąć. Wy księgach na werandzie i usiadła na schodach, nasłuchując dźwięków nocy. Gdzieś w oddali krzyczała sroka, ciche drzewa, świerszcz культуры.
Nie śpisz? głos babki rozbrzmiał.
Chcę wszystko zapamiętać szczerze przyznała Justyna. Każdy dźwięk, każdy zapach.
Ja też usiadła Ewa obok. Wiem, długo bym myślała, czy dobrze zdecydowałam, sprzedając ten dom. Ale przyszłam do przekonania, iż tak. Bo tutaj będzie żyła rodzina, dzieci, dom będzie pełen głosów i śmiechu. A to dokładnie tyle, co dom potrzebuje być żywym.
A jak my? zapytała cicho Justyna.
My dalej żyjemy. I kto wie, może kiedyś Ty zepchniesz tutaj swoich synów i powiesz: „Patrz, to masz szopkę mojej babki”.
Na świcie przyjechali nowi właściciele młoda para z pięciolatkiem.
Dobry dzień, bardzo dziękujemy, iż zgodzicie się sprzedać nam ten tajemniczy dom uśmiechnęła się młoda kobieta, ściskając rękę Ewy.
Żegnajcie go delikatnie powiedziała stara. Tutaj każdy kącik strzyga wspomnień.
Obiecuję, iż będziemy dbać o ogród obiecał młody. A jeżeli chcecie, zamierzać do nas na hero.
Dziękuję skinęła głową Ewa. A to dla Ciebie wyjęła skrzynkę. Część historii tego miejsca.
Gdy wszystko dorzucali, a rzeczy pacowali, Ewa rozłączyła terytorium, odmieniła się z każdym drzewem, z każdym krzewem. Justyna szła za nią, ukrywając łzy.
Babciu, pamiętasz, mówiłaś, iż poruszysz się dalej? spytała dziewczynka, gdy szły do samochodu. Któż?
Ewa zagadkowo się uśmiechnęła.
Masz biletem do Góry. Chciałam tam być już długo.
Babciu, ale… zaczęła Justyna.
Miałam siedemdziesiąt siedem roześmiała się Ewa. I co z tego? Najlepszy był czas w pewnej podróży. I wiedz, że… Ty po dasz w domu. Babka już się umówiła z Twoimi rodzicami. Zamiast tej szopki, mamy nowy majsterstwo. Ostatnie lato w szopce to tylko początek nowej drogi.
Pojazd ruszył, odjeżdżając od szopki, gdzie przemknęły stulecia. Ale w sercach Ewy i Justyny płonęła nie tylko smutek pożegnania, ale i euforia Nowych przygód. Bo dom to nie ściany, a ludzie. I dopóki są razem, są domem, gdziekolwiek by nie byli.