Ostatni plon

2 dni temu

Nie pozwolę ci tego zrobić, Łukasz! Tylko przez mój trup! krzyczała Katarzyna Nowak, stając się między synem a drzwiami do ogródka.

Ustąp, mama! Postanowienie zostało podjęte! Ujawnienie maszyn do rozbiórki już jutro. Dokumenty są podpisane Łukasz westchnął ciężko, nie podnosząc wzroku.

Jakie dokumenty? Kto ci dał prawo rozdawać ziemie ojca, którą przez czterdzieści lat zarabiał rękoma? Gdzie były te wpół?

Nie dramatyzuj. Już nie jesteś w wieku, by dobić się po ziemi. A chuj potrzebny po twoje szklane i pomidory? W sklepach jest wszystko.

W sklepach? prychnęła z pogardą. To nie jedzenie, tylko chemia! Twój ojciec tu w grobie się obróci.

Spór pod starą jabłonią zrósł się w prawdziwą awanturę. Tuż za drutami ogrodnymi rozcięły się rzędy pomidorów, zlodowaczone jagody i drewniane gnojnice. W powietrzu unosił się zapach ziemi niemytającej się w słońcu. Niebo wisiało nad Górami Słonecznami, pora tam była ciężka, chmury wyrażają matnizną starych murów.

Łukasz, wysoki mężczyzna z pasmami siwizny, czuł, jak narasta w nim gniew. Przyjechał z Warszawy z planem: sprzedać grunt deweloperowi i zabierać matkę do mieszkania. Dom z dzieciństwa był zrujnowany, dach puścił, a matka z dnia na dzień różniła się coraz bardziej. Ale teraz wracała myślami do przeszłości.

Mama, bądź rozsądna. Masz siedemdziesiąt dwa lat. Codziennie przemierzasz pole, jakby gejt od tego zależał.

Tak właśnie, cicho odpowiedziała Katarzyna, łagodząc. To jest moje życie. Co mam robić w twoim mieszkanie? Przede starymn telewizorem?

Nikt nie zaschł, Łukasz zsunął okulary i zacisnął palce na łopatce. Będziesz u nas. Zuzanna już czeka, żeby zobaczyć babcię.

Mała to polskie złoto, odparła starsza pani, jej twarz zarumieniła się na wspomnienie. Ale ten dom nie zostanie. Tyle tu mojego, tu ojca z piętnastu łat, tu jego wskazówki, choćby za mój grzech…

Łukasz westchnął. Matka zawsze była uparta jak byk. A jednak nie mógł jej zostawić w ruinie. Dom staruszek nie wytrzymałby ciężaru, a ogrod wyrażał matnizną. Ale codzień trudniej mu było jej przeciwstawić się.

Pomóż mi choć zebranie ostatniego plonu poprosiła nagle, zmieniając ton. Jabłoni rocznie nic nie da, grzech zostawić.

Łukasz zgodził się, licząc, iż przypadkiem jeszcze namówi jej do zmiany rezydencji.

Pamiętasz, jak ojciec wracał z rana? spytała matka, przypominając im, jak razem przeszukiwali jabłoni. Ty się miałeś, póki się nie powalczyliście. A tak, jakie chudsze?

Pamiętam rzekł, czując, jak ściska mu się gardło. Ale to dawno się stało, mamo. Czasy zmieniają się.

Casy to zmieniają, ale ludzie to te same zauważyła filozoficznie. Nie zapomnij się, szczeniacku. Zbroje się pamiętać.

Słońce powoli spekło się za horyzontem, czerwone światło rozlewając się nad powciną. Pracowali razem, zbierając owoc. Łukasz czasem patrzył na matkę, zauważając, jak staryja jej ręce, jak głęboko zadrapiły się jej rysy. Ale w oczach tamtaj ogień, taki sam, jak w młodości twardy, nieugasiwy.

Twój ojciec mawiał, iż ziemia to żywa przerwała ciszę Katarzyna, przekazując synowi skórzaną siatkę. Ona wszystko czuje i pamięta. A może ci się ciepło to on ostanie ci się w formie.

Mamo Łukasz postawił siatkę obok. Nie sprzedałem zabytku z powodu pieniędzy. Martwię się o ciebie. Tu jesteś sama…

Sam, siegła do siatki, by zebrać resztę. Katarzyna z sąsiedniego domu codziennie za mą dopasa. A ta Popirowa za rogiem, ona też zawsze pomaga. My cię jeszcze przegonią!

Katarzyna ma siedemdziesiąt, a Popirowa łama. Jakie to tajny?

Nie wstydzisz starych dam groźnie powiedziała. Ona jeszcze zacznie!

Łukasz pokręcił głową. Matka żyła w swoim światku, gdzie sąsiedki były nieśmiertelne, ogród karmił lepiej niż sklep, a przeszłość waliła w przyszłość. Jak jej do tego dojść, iż chce jej pomóc?

Wiesz, iż dziś twoja żona — ujrzeje coś ważnego powiedziała nagle, ostrożnie rozmieszczając jabłka w workach.

Zuzanna? zdziwił się Łukasz. Z czego?

Powiedziała, iż jesteś wyczerpany. Od miesiąca ciężko pracujesz. Martwi się o ciebie.

Łukasz uśmiechnął się. Zuzanna zawsze była po stronie Łukasza. Teraz, jak zawsze.

Poprosiła, żebyście z Zuzią przyjeżdżali na lato kontynuowała. Dziewczynie proszę się tym wyluzować, zapomnieć o telefonikach. A ja myślałam może to najlepszy pomysł? Wy tu w lato, a ja zima w Warszawie. Dom bez pilnięcia nie zrobi się.

To właśnie pora tam podejrzliwie rzekł Łukasz.

Jego Rahman! oburzyła się. Zapytaj żonę, jeżeli cię nie przekonuje.

Zbieranie owoców zakończyło się, kiedy słońce chyba zaszło za staw. Siatki były pełne, a Łukasz trudno zaniósł je do domu. Katarzyna cofała się przy piecu, wyłożując różany ciasteczkich, a kawa wrzała w starej chlebni.

Siadaj, synku. Porozmawiamy zaprosiła.

Pożółkła kawa z mięty i czarnicy smakowała nie tak, jak chyba zawsze. Ciasteczka topiły się w ustach, przypominając Łukaszu dzieciństwo, jak wracał z szkoli, potem spać.

Rozumiem, iż chcesz jak najlepiej zaczęła, patrząc na syna. Ale Łukasz, zrozum mnie. Całe moje życie przeszło przez ten dom. Twój ojciec, Boże zapomnie, polował na grzebyk. Jak mogę to wszystko zostawić?

Mamo, nikt nie obozywałby cię do sprzedaży domu. Przebywa tu zimą, a wiosną u nas. Lepiej będzie.

A ogór? A jabłoń? Kto będzie się nim podejmować?

Mamo Łukasz wziął ją za rękę ogór to nie całe życie. Sam powiedziałaś: to ostatni plon. Może tuż?

Katarzyna milczała, patrząc w okno, za którym wszystko już ciemniał. Gdzieś w oddali zaszczekała pies, a inni odpowiedzieli. Dźwięki wiejskiej nocy były tak znajome, tak ciepłe.

Pamiętasz, jak straszko się bałeś sobie spać? nagle spytała.

O czym z tym? zaciekawił się Łukasz.

Ojciec kazał: „Chłopak powinien się przyzwyczaić do samotności. Nie dopuszczać go żadnymi gestami”. A ja cały czas podchodziłam, siedziałam obok uśmiechnęła się. Myślisz, iż nie widzę jak się zmieniłeś? Ile w to pchana?

Co to znaczy zmieniło? nie rozumiał.

Wypchane jak papierosa. Nie dobra. Jakbyś cały czas był na korkach, choćby gdy uśmiechniesz się.

Łukasz milczał. Nigdy nie zadawał sobie z tym pytania, ale tam były słyszącą prawdziwości. Warszawa to niekończący się deadline, spotkania, raporty. choćby w domu często siedział za laptopem, kiedy Zuzanna odchodziła razem z córką spać. Kiedy ostatnio naprawdę bawił się z Zuzią w parku, nie myśląc o roboty?

Jutro wyjeżdżam do Warszawy i anuluję umowę nieoczekiwanie powiedział Łukasz. Ale z jednym warunkiem: spędzi zimę u nas. Zuzanna będzie dumny, a córka tylko szczęśliwa.

A ogór? zaniepokoiła się Katarzyna.

Wiosną wrócisz i zasadzisz wszystko od nowego. Pomogę.

Stara pani przez cały czas nie wierzyła:

A co z twoim robotem? Ty cały czas zajęty.

Weź zasłużony. To było potrzebne stanowczo rzekł Łukasz.

Ranka go wybudził zapach zgoła się pieczonych naleśników. Katarzyna drążyła na kuchni, piekąc wspomnienie starej piosenki. Kiedy Łukasz wszedł, to właśnie napełniała kubki świeżo zaparzone kawą.

Co wczesny wstępy? zadygał.

Zapomniałeś? Jeszcze jagody i ziemniaki zauważyła. jeżeli chcesz wszystko zrobić przed odjazdem, trzeba się ruszać.

Po śniadaniu wyszli do ogrodka, gdzie ich przywitało jasne poranni słońce. Jagody rzeczywiście czekają na zbior, duże, szkliste, wiszące jak wyra laptopem.

Spójrz, jak owocuje! z dumą powiedziała. Wogóle w zeszłym roku odżywiła, a dziś patrz!

Pracowali razem, a Łukasz zauważył, iż mu się podoba ta spokojna wiejska życie. Gdzie nie trzeba ciągle patrzeć na zegar, odpowiadać na rozmowy. Gdzie życie płynęło inaczej w harmonii z naturą, z słońcem i z zimą.

Tutaj prócz sioła Katarzyna podała mu kawałek świeżo zebrane jagody. Nie jest to to, co w sklepie. Jest prawdziwa.

Łukasz zjadł owoc, a w ustach został smak słodkości z lekkim posypaniem. Smaczność przypomniała mu dzieciństwo, jak razem z ojcem zbierali jagody, a latera kowy. W te mniejsze slzy zaczęły mu spływać.

Co to wszystko? zaniepokoiła się Katarzyna.

Nic, mamo. Przypomniał mi się jak razem z ojcem tu pracowałem.

Kochał cię, Łukasz. choćby był twardy, ale mnie. Robił wszystko i do uczelni posłał, i mieszkanie w Warszawie kupił.

Wiem, mamo.

Do obiadu zebrały kilka worków jagód, a Katarzyna zdecydowała, iż część przetkanie, a resztę zostawić tylko na warzywo.

Jutro zaczniemy ziemniaki postanowiła. A to pogoda może się zepsuć.

Wieczorem, siedząc na werandzie, Łukasz zadzwonił do Zuzanny i opowiedział jej decyzję.

Jesteś stara powiedziała żona. To dobre wyjście, Łukasz. Katarzyna nie acordo się w mieście. Zaschnie tam.

Ale zimą spędzi z nami przestrzegł Łukasz.

Zgoda! Już nastrój pokoju. Kupiłam choćby kwiaty te azalie, których tak lubi.

Po odejściu Zuzanny, Łukasz spojrzał na matkę. Siedziała w starości krzesłu, przesiewając jagody, i wyglądała spokojnie, szczęśliwie.

Wiesz powiedział wezmę urlop nie tylko i wiosną, ale i w sierpniu. Przyjedziemy z Zuzią i pomogę ci z plonem.

Wspaniale kiwnęła głową Katarzyna. Zuzi trzeba mu nauczyć, skąd jedzenie. Nie ma myśl, iż z jakiegoś sklepu.

Łukasz się roześmiał i objął matkę ramieniem.

Mamo, jesteś zawsze zawsze.

Następne dni przeszły za pracą w ogrodzie. Zabrały ziemniaki, zebrały resztę warzyw, gotowiły warzywa i kompoty. Łukasz czuł, iż warszawska napiętość powoli znika, jak wracał coś dawno utraconego, ale bardzo ważnego.

Wiesz mówiła Katarzyna, wskazując na pełne butelki, wszystko z ogrodu, własnym i rękami. Czy można je zostawić?

Nie da, mamo. Ty masz rację.

W dzień wyjazdu Łukasza Katarzyna wstała powoli wcześnie. Przygotowała synowi przekąski butelki z kompota, mariniowane ogórki, kopsaj, który sąsiad Anton przyniósł na poprzedni dzien.

To przekaż Zuzannie i Zuzom rozkazała, kładąc butelki do pudełka. Powiedz, iż jej i Zuzi. A ja z zimą też przyniosę.

Dobrze, mamo.

Przed momentem wyjazdu Katarzyna nagle objęła syna, jak dotąd w dzieciństwie.

Dziękuję ci, synku. Za to, iż posłuchał starej. Za to, iż pomogłeś zebranie. Tu było ciężko.

Mamo Łukasz objął ją ciepło to ci dziękuję. Za to, iż masz. Za to, iż taka jesteś…

Taka jak? uśmiechnęła się starsza pani.

Prawdziwa. Jak twoje jagody.

Bus unosił Łukasza z powrotem do Warszawy, a on myślał o matce, o jej ogrodzie, o ostatnim plonie, który okazał się niysszym. Życie kontynuowało się, jak continuowała owocność jabłoni, jak kontynuował zaszczyty jagody, jak ziemia darzy nią, kto dobrał do niej z miłością i szacunkiem.

W Warszawie czekała Zuzanna i Zuzia, a za kilka miesięcy wyjeżdżała matka zmęczona zimnim samotnością, ale pełna planów na wiosenne wsadnictwo. I Łukasz wie, iż będzie musiał wziąć urlop, by jej pomóc. Bo kory nie można zapomnieć, jak nie można zapomnieć ziemi, na której się wzrósł.

Ostatni plon tej zimy był zebrany, ale przed różnymi przedsięwzięciami były jeszcze wielkie plony. I Łukasz wie, iż przyszłość będzie mu powstrzymany na każdą z nich.

Idź do oryginalnego materiału